Reklama

Donatien Alphonse François de Sade Justyna, czyli nieszczęścia cnoty

Dobrze będzie, jeśli zaraz na wstępie opiszę pani osobę ojca Severino. Był to mężczyzna pięćdziesięciopięcioletni, jak mi powiedziano, lecz o pięknej twarzy, wyglądzie jeszcze młodym i krzepkim, zbudowany jak Herkules, a przy tym pozbawiony surowości. W jego sposobie bycia uderzał pewien rodzaj elegancji i wytworności, sprawiając wrażenie, iż musiał posiadać za młodu wszelkie powaby, które czyniły zeń pięknego człowieka. Miał najpiękniejsze w świecie oczy, bardzo szlachetne rysy, głos niezmiernie wdzięczny, miły i ujmujący. Mówił z osobliwym akcentem, co wprawdzie nie kaleczyło słów, jednakże pozwalało rozpoznać jego ojczyznę. Przyznaję, że osobisty urok tego zakonnika pozbawił mnie odrobiny przestrachu, który wzbudził we mnie jego poprzednik.

Reklama

- Moja droga - zwrócił się do mnie uprzejmie - jakkolwiek godzina jest nieodpowiednia i nie mamy zwyczaju przyjmować tak późno, wysłucham jednak twojej spowiedzi, a później przygotujemy ci przyzwoity nocleg, abyś mogła nazajutrz pokłonić się cudownemu obrazowi, do którego przybyłaś.

Weszliśmy do kościoła, zapalono lampkę nad konfesjonałem i zamknięto za nami drzwi. Severino wskazał mi miejsce, usiadł i skłonił mnie do szczerych zwierzeń.

Mając pełne zaufanie do człowieka, który wydał mi się tak łagodny, ukorzywszy swe serce, niczego przed nim nie zataiłam. Wyznałam mu swoje grzechy, opowiedziałam o wszystkich nieszczęściach, odkryłam je przed nim aż do wstydliwego piętna, którym naznaczył mnie barbarzyński Rodin. Severino słuchał z największą uwagą. Z miną wyrażającą pobożność i zainteresowanie kazał mi nawet powtarzać niektóre szczegóły. Jednakże pewne ruchy i słowa zdradziły go. Niestety, dopiero później w pełni to sobie uświadomiłam.

Kiedy przemyślałam tę sytuację, nie sposób było nie dostrzec, że mnich pozwolił sobie kilkakrotnie na gesty dowodzące namiętności zawartej w stawianych mi pytaniach. Zatrzymywały się one nie tylko z upodobaniem na bezwstydnych scenach, lecz także z przesadnym zaciekawieniem powracały do pięciu następujących spraw: 1) czy to prawda, że jestem sierotą i urodziłam się w Paryżu; 2) czy to pewne, że nie mam już ani krewnych, ani przyjaciół, ani opieki, ani kogokolwiek, do którego mogłabym napisać; 3) czy tylko pasterce, która mówiła mi o klasztorze, zwierzyłam się z zamiaru przybycia tutaj i czy nie umówiłam się z nią ponownie; 4) czy to pewne, że nikt mnie nie posiadł od czasu, gdy zostałam zgwałcona i czy miałam pewność, że człowiek, który się tego dopuścił, uczynił to zarówno od strony przeciwnej naturze, jak i tej, na którą ona zezwala; 5) czy jestem przekonana, że nikt za mną nie szedł i nie widział, jak wchodzę do klasztoru.

Z miną najskromniejszą, najszczerszą i najbardziej naiwną udzieliłam wyczerpujących odpowiedzi na jego pytania.

-         Dobrze więc - powiedział mnich wstając i biorąc mnie za rękę - chodź, moje dziecko. Zapewniam cię, że jutro dostąpisz słodkiej radości przyjęcia komunii u stóp obrazu, który nawiedziłaś. Rozpocznijmy jednak od zatroszczenia się o twoje podstawowe potrzeby. - I powiódł mnie w głąb kościoła.

-         Jakże to! - odparłam mu z pewnym rodzajem zaniepokojenia, którego nie mogłam opanować. - Jakże to, mój ojcze? Mam wejść do środka?

-         A dokąd, urocza pątniczko? - odpowiedział wprowadzając mnie do zakrystii. - Czyżbyś się obawiała spędzić noc z czterema świątobliwymi pustelnikami? Och! Zobaczysz, że znajdziemy sposób, aby cię rozweselić, mój aniele. A jeśli nawet nie dostarczymy ci zbyt wielkich przyjemności, to przynajmniej ty zapewnisz je nam w szerokim zakresie. [...]

 

Te słowa i ten straszny klasztor nie dawały mi najmniejszych szans. Czułam to. Czyż jednak nie byłabym winna nie czyniąc tego, co podpowiadało mi serce i nakazywała sytuacja, w której się znalazłam? Rzuciłam się więc do stóp ojca Severino i użyłam całej elokwencji zrozpaczonej duszy, błagając go, aby nie wykorzystywał mego położenia. Obfitymi łzami goryczy zalałam jego kolana. Usiłowałam go przekonać do wszystkiego, co odczuwałam jako najbardziej wzniosłe i w co wierzyłam. Wielki Boże! Na cóż to wszystko się zdało! Jak mogłam nie pamiętać, że łzy stanowią jeszcze większa ponętę w oczach libertyna? Jakże mogłam wątpić, że wszystko to, co przedsięwzięłam w celu wzruszenia tych barbarzyńców, zwiększy jedynie ich żądze?

-         Bierzcie ją! - wykrzyknął rozszalały Severino. - Chwyć ją, Clément, i niech zaraz stanie przed nami naga! Niech się przekona, że u takich ludzi jak my, natura zagłusza litość.

 

[...]

Bez względu na porę roku wstajemy tutaj dokładnie o dziewiątej, a kładziemy się wcześniej lub później, w zależności od kolacji mnichów. Zaraz po wstaniu, dyżurujący mnich przychodzi na wizytację. Zasiada w wielkim fotelu i tam każda z nas zobowiązana jest podejść, stanąć przed nim i unieść suknię z tej strony, którą on lubi. Mnich dotyka, pieści, sprawdza, i kiedy wszystkie wypełniły ten obowiązek, wyznacza te, które wezmą udział w kolacji. Następnie określa, jak mają być do kolacji przygotowane, bierze skargi z rąk przełożonej i wymierza kary. Rzadko odbywa się to bez sceny rozpusty, w której z reguły uczestniczymy wszystkie. Przełożona kieruje aktami lubieżności, a my musimy poddać się temu całkowicie. Często się zdarza, że jeden z czcigodnych ojców wzywa przed śniadaniem którąś z nas do swego łóżka. Brat strażnik przynosi kartkę z wypisanym imieniem tej, o którą chodzi. Dyżurujący mnich, który się nią zajmował, nie ma prawa jej zatrzymać, dziewczyna odchodzi i wraca, gdy ją odeślą. Po zakończeniu porannej ceremonii jemy śniadanie. Od tego momentu aż do wieczora jesteśmy wolne. Dopiero o godzinie siódmej w lecie, a w zimie o szóstej, brat strażnik wybiera te, które zostały wyznaczone i odprowadza je osobiście, a po kolacji dziewczyny, których nie zatrzymano na noc, powracają do haremu. Często nie zatrzymują żadnej albo wzywają do spędzenia wspólnej nocy dodatkowe dziewczyny, uprzedzone o tym kilka godzin wcześniej, ubrane w strój określonego koloru i poinformowane, dokąd mają się udać. Niekiedy śpią z nimi dziewczyny strażniczki.

Przekład Marek Bratuń

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama