właśc. Jan Ciudad (1495-1550)
– żywot tego świętego, założyciela jednego z najliczniejszych obecnie zgromadzeń zakonnych w świecie (bonifratrzy) do tego stopnia obfituje w niezwykłe wydarzenia, że mógłby czasami być odbierany jak legenda, jednak większość z tych faktów znajduje potwierdzenie w źródłach historycznych. Urodził się 8 marca w Mont-mor o Novo opodal miasta Evora w Portugalii. Jego ojciec, Andrzej Ciudad, był rzemieślnikiem i prowadził niewielki warsztat. Kiedy J. miał 8 lat, w domu państwa Ciudad zjawił się jakiś nieznajomy, wędrowny kapłan i poprosił o nocleg. Przy wieczerzy wiele opowiadał o krajach, które odwiedził; kiedy następnego dnia opuszczał gościnne domostwo – znalazł obok siebie małego chłopca, który po prostu uciekł od rodziców i zapragnął sam zobaczyć to wszystko, o czym opowiadał przybysz. Dlaczego wędrowiec zabrał ze sobą malca – nie wiadomo. Ponoć droga trwała aż 20 dni i obaj znaleźli się na terenie Hiszpanii. Utrudzony drogą chłopiec nie chciał iść dalej i jego towarzysz pozostawił go w miejscowości Oropesa u niejakiego Franciszka, zarządcy owczarni. On to miał nazwać chłopca „Bożym” – pokochał go bowiem bardzo, traktował jak syna i był wdzięczny Opatrzności, że go mu zesłała. W innych biografiach J. znajdziemy informację, że przyszły święty został po prostu porwany przez jakichś rzezimieszków i porzucony w Oropesie – i ta wersja wydaje się bardziej prawdopodobna. W każdym razie – rodzice długo go szukali po okolicy, nie mogąc zrozumieć, dlaczego ich opuścił. W końcu matka ciężko się rozchorowała i zmarła; osamotniony ojciec postanowił wstąpić do klasztoru franciszkańskiego. Opiekun J. zadbał o jego wychowanie i wykształcenie, chciał też, by J. został jego zięciem. Ale – po kilkunastu latach – J. znów poddał się swemu zamiłowaniu do wędrówki i niespokojnego życia. Jako ochotnik zgłasza się do wojska hiszpańskiego i bierze udział w wojnie z Francją; w czasie brawurowego, samotnego ataku na posterunek francuski spada z konia i cudem uchodzi śmierci. Później zostaje skazany na rozstrzelanie, oskarżono go bowiem, że ukradł kasę oddziału, w którym służył – i niemal w ostatniej chwili znaleziono rzeczywistego sprawcę kradzieży. Po tych przeżyciach J. wrócił do Oropesy, ale po kilku latach znów znajdujemy go na wojnie chrzescijańskiego Zachodu z Turcją. Kiedy zawarto pokój, J. postanowił wrócić w strony rodzinne i tu dowiedział się o tragedii swych rodziców. Nękany żalem i wyrzutami sumienia wyruszył z pielgrzymką do Composteli, a potem – do Ceuty, która była twierdzą należącą do Portugalii. Chciał – dla odkupienia grzechów – ponieść śmierć męczeńską z rąk arabskich, ale wtedy już Arabowie myśleli raczej o wycofaniu się z Hiszpanii niż o prześladowaniu chrześcijan; na wiarę Chrystusową także nie zamierzali się nawracać. J. pracował więc przez kilka lat przy budowie umocnień Ceuty, a potem przepłynął na stronę hiszpańską, do Gibraltaru. Tam prowadził mała księgarnię z elementarzami i książkami religijnymi; później przeniósł się do Grenady, która od 40 lat ponownie należała do korony hiszpańskiej. 20 stycznia 1538 roku zdarzył się wypadek, który określił ostatecznie los J.: po wysłuchaniu kazania słynnego wówczas św. ➞ Jana z Ávili przeżył poważny szok nerwowy. Odkrył, iż całe jego dotychczasowe życie było pełne grzechu i że właściwie je zmarnował. Płakał, kaleczył sobie ciało paznokciami – tak że uznano go za obłąkanego i zamknięto w szpitalu dla szaleńców. Metody leczenia obłędu były wówczas niezbyt wyszukane: chorych przykuwano łańcuchami do ścian lochu, bito do utraty przytomności i polewano lodowatą wodą. J. zniósł mężnie wszystkie upokorzenia, które trwały kilkadziesiąt dni. Wreszcie wyrzucono go na ulicę. Według innych wersji traktowanie, z jakim spotkał się J. w szpitalu, nie było tak dramatyczne: miał tam pełnić funkcję posługacza i dawać wzór właściwego stosunku do nieszczęśników. W szpitalu J. poznał bezmiar ludzkiego nieszczęścia. Za niewielki, zaoszczędzony kapitalik wynajął dom, w którym ustawił 47 łóżek dla chorych. Jego doradcą duchowym był na początku św. Jan z Ávili, który także pomógł mu znaleźć fundusze na urządzenie szpitala. Rozbudowywał stopniowo swój przybytek, organizując go w sposób bardzo nowoczesny – jak na XVI-wieczne zwyczaje: wyodrębnił w nim oddziały, wprowadził zamknięte sektory dla pacjentów z chorobami zakaźnymi, wprowadził surowy regulamin pozwalający zachować higienę. Środki na utrzymanie szpitala pochodziły z kwesty; znacznego wsparcia finansowego udzielił mu miejscowy biskup, a także dwór królewski w Valladolid. Wkrótce J. otoczyła grupa towarzyszy, którzy pomagali mu w dziele leczenia ciał i dusz ludzkich. J. był człowiekiem obdarzonym zdolnością głębokiej kontemplacji, zachęcał do częstego przyjmowania komunii św. i modlitwy. Zgromadzenie, które powstało wokół J., przyjęło nazwę Braci Miłosierdzia: w Polsce są oni znani jako „dobrzy bracia”, czyli bonifratrzy. Zakon został zatwierdzony w roku 1571 – czyli już po śmierci założyciela. J. zmarł, klęcząc, w nocy z 7 na 8 marca. Beatyfikował go papież Urban VIII w roku 1630, zaś papież Leon XIII umieścił jego imię pośród świętych w roku 1886. Papież Pius XI ogłosił go patronem służby zdrowia. Relikwie świętego znajdują się w kościele bonifratrów w Grenadzie. Do Polski bonifratrzy przybyli w roku 1609 na zaproszenie Zygmunta III i osiedlili się w Krakowie. Tam też prowadzili przez wiele lat swój szpital (w 1996 roku odzyskali go ponownie). Mają także u nas kilka innych domów. Pamiątka liturgiczna J. przypada w dniu właściwym narodzinom dla nieba, tzn. 8 marca.58 Jan Boży, Pedro de Raxis