(ok. 385-między 457 a 463)
– wśród mało w sumie znanych na kontynencie świętych z Wysp Brytyjskich ten zajmuje miejsce najbardziej poczesne; jego dzieło do dziś zdumiewa rozmachem, a życie otoczyły liczne legendy. Wbrew powszechnemu mniemaniu, nie był Irlandczykiem, choć z Zieloną Wyspą związał niemal całe swoje życie. Urodził się w Tabernii (Tubernii), której dziś zidentyfikować nie sposób; niektórzy sądzą, że była to obecna miejscowość Ravenglass w północnej Anglii. Nosił celtyckie imię Sucat. Ojcem P. był Kalpurniusz, pełniący funkcję dekuriona – a więc pozostający w służbie Rzymu (później został diakonem), a matką niewiasta o imieniu Conchessa. P. został stosunkowo wcześnie ochrzczony, ale jego dom rodzinny nie był szczególnie religijny. Jak wyglądało wcześniej życie Sucata – nie wiemy; w źródłach historycznych pojawia się w chwili, gdy jako 16letni młodzieniec zostaje porwany przez irlandzkich korsarzy i uprowadzony na wyspę. Tam został sprzedany jako niewolnik lokalnemu wodzowi o imieniu Milchu, osiadłemu w miejscowości Dalaradia (w pobliżu współczesnego miasta Ballymena). Przez sześć lat pasł świnie (inne źródła mówią, że owce), a jedyną pociechą wśród rozmaitych upokorzeń była mu modlitwa. Czas pobytu w Irlandii był dla P. okazją do zapoznania się z druidyzmem, a także z językiem i obyczajami celtyckimi – Milchu był jednym z wysokich kapłanów druidyjskich. W końcu, pouczony przez anioła, P. uciekł od swego pana i skierowawszy się na zachód, po przejściu blisko 200 mil znalazł się na wybrzeżu wyspy, gdzie – po pokonaniu różnych trudności – dostał się na statek odpływający do Anglii. Opuszczał tedy P. Irlandię – swoje więzienie, ale jak wynika z jego Wyznań, Zielona Wyspa będzie mu się pojawiać w snach i marzeniach. Odpływając złożył Bogu ślubowanie, że powróci, by prowadzić dzieło ewangelizacji. Nie zatrzymał się też w swojej ojczyźnie; odnajdujemy go w opactwie św. Marcina w Tours, potem w sławnym ośrodku leryńskim, a w końcu u św. ➞ Germana w Auxerre; wszędzie pilnie studiował i ćwiczył się w mniszych cnotach, marząc o powrocie do Irlandii. Przełożeni wszakże odmawiali P. owej łaski nie wierząc, że ten zapalczywy mnich, nie posiadający solidnego wykształcenia teologicznego, podoła trudnemu zadaniu. W końcu w 432 roku P. wylądował na wyspie, która niegdyś była jego więzieniem, zastał ją w znacznym stopniu przygotowaną już przez poprzedników na przyjęcie chrześcijaństwa – trzeba było tylko uczynić ostatni gest. I to było właśnie źródło misjonarskiego sukcesu P., któremu należy przypisać tak szybką i tak radosną ewangelizację Irlandii. Życzliwi nowej wierze okazali się lokalni władcy, nie mniej życzliwa była też ludność wyspy. P. przywiózł ze sobą księgi – co nie było bez znaczenia. Studenci całymi nocami ślęczeli nad jakimś manuskryptem, pracowicie go kopiując, by tylko zachować dla siebie bodaj część jego świętości. Nauka stała się dla Irlandczyków narodową pasją, choć tamtejsze „uniwersytety” w niczym nie odpowiadały naszym dzisiejszym wyobrażeniom o takich instytucjach: były to po prostu szeregi marnych domków, przyklejonych do kościoła, gdzie studenci wspólnie mieszkali, czytali księgi, dyskutowali, modlili się i śpiewali pieśni. Razem też pracowali – wspólnoty mnisze, tworzone przez P. odznaczały się szacunkiem do fizycznego wysiłku zapewniającego byt; mnisi irlandzcy obdarzali miłością zwierzęta – na wiele wieków przed odkryciem „braci mniejszych” przez św. ➞ Franciszka z Asyżu. Największym pomocnikiem P. w dziele ewangelizacji wyspy okazał się św. ➞ Kieran. Od swego mistrza otrzymał dzwon, którym zwoływał mnichów i wiernych na pacierze i msze. Dzwony, które dziś oznajmiają rozpoczęcie liturgii na całym świecie, początek swój biorą właśnie z tej irlandzkiej tradycji. Odmienności było zresztą w Irlandii więcej – opaci klasztorów byli biskupami, a mnisi ich wikariuszami, mnisi irlandzcy golili głowy w poprzek i to była ich tonsura, zamiast wygalać je na kształt aureoli, jak było to w zwyczaju na kontynencie. Osobliwy stosunek mieli też do postów: jak się wydaje, jedli pod dostatkiem i mięsa, i warzyw, i ryb – by mieć siły do pracy na roli i do dalekich wędrówek z misjami. Pili też pod dostatkiem piwa, nie uznając tego bynajmniej za grzech, ci zaś spośród nich, którzy poprzestawali na wodzie – nie cieszyli się zbyt wielkim zaufaniem współbraci. Obowiązywał tu odmienny, celtycki ryt liturgiczny; nawet Wielkanoc obchodzono w innym terminie niż w Rzymie i dopiero synod w Whitby (502) wprowadził jednolity, zgodny z kontynentalnym, porządek. Prawdopodobnie typowo irlandzkie zamiłowanie do włóczęgi sprawiało, iż misjonarze P., żarliwi w swym ewangelizacyjnym dziele, gdy stwierdzili, iż ludność akceptuje ich słowa, odchodzili dalej, nie troszcząc się o organizację kościelną na tym terenie. Bywało, iż Słowo, posiane w ten sposób, nie przynosiło plonu, więdnąc w ponownym odrodzeniu się pierwotnych wierzeń. To było źródłem zmartwień P., który zetknął się z rzymskim wzorcem monastycznym i rzymskim umiłowaniem porządku. Martwiła go mała karność w szeregach braci, spośród których co chwilę ktoś umykał, by ratować orężem z opresji któregoś z krewnych. Ustrój rodowo-klanowy nie dawał się tak łatwo pogodzić z monastycyzmem w pełni klauzurowym i zresztą P. nie starał się zmieniać tego na siłę. Zagrożeniem dla młodego Kościoła irlandzkiego okazał się także *pelagianizm: odpowiadał on bowiem duchowości mieszkańców wyspy lepiej niż rzymska ortodoksja. Nic też dziwnego, że sposób apostołowania P. wywoływał sprzeciwy – jak niegdyś apostolstwo św. ➞ Pawła. W ostatnich latach życia we wspomnianych Wyznaniach bronił się tedy święty przed zarzutami, na ogół wydumanymi. Przed troskami świata uciekał w ulubione miejsca: na górę zwaną dziś Croah Patrick, gdzie spędzał Wielki Post oraz do zagłębienia tektonicznego, zwanego Lough Derg (w pobliżu Donegal, diecezja Clogher), gdzie miał ponoć wizje męczarni dusz czyśćcowych. Podania o tym miejscu znane były w europejskim średniowieczu powszechnie (wspomina je m.in. J. de Voragine w Złotej legendzie) i to zapewne one dały początek Czyśćcowi Dantego. Tuż przed śmiercią P. przeżył ciężki wstrząs. Na Irlandię najechał niejaki Korotyk, wykorzystując odejście stamtąd wojsk rzymskich. Zabił i uprowadził wielu chrześcijan – tak wielu, że P. z rozpaczą stwierdzał, iż jego dzieło może zostać zaprzepaszczone. Stało się inaczej: katolicyzm irlandzki okazał się silniejszy niż przypuszczał jego niestrudzony krzewiciel. Wyznanie to skojarzyło się w dziejach z irlandzkim dążeniem do samostanowienia – wobec planów Anglii, by wyspę w całości podporządkować władzy anglikańskiego Londynu. Dziś w konfliktach rozdzierających dramatycznie społeczeństwo Irlandii można usłyszeć echa bardzo starych sporów: tych, z którymi musiał się przecież zetknąć P., a także jego uczniowie, wyniesieni przez Kościół na ołtarze – św. Kieran, św. ➞ Kevin, św. Brendan, obaj Kolumbanowie, a także kobiety, które odegrały niepoślednią rolę w ewangelizacji tej pochmurnej wyspy: św.➞ Ita czy św. ➞ Brygida. P. zmarł w jednym ze swych klasztorów 17 marca między 457 a 463 rokiem. Nie wiemy na pewno, czy stało się to w Armagh – sławnym opactwie, którego założenie przypisuje się właśnie jemu. Nie ma dostatecznych dowodów, że to P. założył ów klasztor: równie dobrze mógł to uczynić np. św. Palladiusz. Na świecie ku czci P. wystawiono blisko 1200 świątyń. Kościół do dziś czci wielkiego apostoła Irlandii w dies natalis, a dzień ten jest wielkim świętem w Irlandii, częściowo w Anglii, a także w irlandzkich społecznościach USA. Symbolem tego dnia jest zielona koniczyna. Posługując się prostym listkiem tej rośliny P. tłumaczył ludziom istotę Trójcy Świętej – niesłychanie skomplikowany problem, który od stuleci był źródłem teologicznych sporów w Kościele i który doprowadził do jego wielkich, bolesnych podziałów.35 Św. Patryk, witraż w kościele w Chiliham w hrabstwie Kent