Reklama

Henry Fielding Historia życia Toma Jonesa - fragment

Podczas gdy Tom Jones siedział pogrążony w tych bolesnych medytacjach, nad którymi go pozostawiliśmy, Partridge wszedł do pokoju z twarzą bledszą od popiołu, wytrzeszczonymi oczyma, włosami stojącymi dęba, drżąc na całym ciele. Słowem, wyglądał, jakby właśnie ujrzał upiora albo jakby sam był upiorem.

Reklama

Tom, który niełatwo ulegał trwodze, wstrząsnął się tym razem na jego widok. Sam nawet zbladł i załamującym się głosem spytał, co się  stało.

-             Panie, mam nadzieję, że nie będziesz się gniewał! na mnie - rzekł Partridge. - Ja nie pod- słuchiwałem, naprawdę, ale musiałem siedzieć w przyległym pokoju. Z pewnością wolałbym być o tysiąc mil stąd aniżeli słyszeć to, co usłyszałem.

-             Ale o co chodzi? - spytał Tom.

-             O co chodzi? Dobry Boże! - odrzekł Partridge. - Czy to z tą kobietą, która właśnie wyszła, pan był w Upton?

-             Tak, z nią - odrzekł Tom.

-             I czy pan rzeczywiście, mój dobry panie, spał z ta kobietą? - pytał Partridge, cały drżący.

-             Obawiam się, że to, co zaszło między nami, nie jest dla nikogo tajemnicą - odrzekł Tom.

-             Ale na Boga, zaklinam, niech mi pan odpowie! - wykrzyknął Partridge.

-             Więc tak! - zawołał Tom.

-             A zatem, niech Bóg się zmiłuje nad pańską duszą i przebaczy panu - zawołał Partridge - lecz jak stoję tu żywy przed panem, tak mówię prawdę: spał pan z własną matką.

Tom w tym momencie stał się jeszcze bardziej podobny do upiora niż Partridge. Patrzył na bakałarza przez chwilę, onie- miały ze zdumienia, i tak patrzy- li jeden na drugiego z przerażeniem. Wreszcie Tom odzyskał mowę i przerywanym głosem jął pytać:

-             Jak to? Jak to? Co ty mówisz?

-             O panie! - zawołał Partridge - nie mam już tchu, żeby ci wszystko teraz  opowiadać,  ale  to z pewnością prawda. Ta kobieta, która stąd wyszła, to pana własna matka. Co za nieszczęście, że nie widziałem jej wtedy w Upton, kiedym mógł temu przeszkodzić! Sam diabeł musiał się w to wdać i doprowadzić do tak strasznej rzeczy.

Widocznie los nie ma zamiaru wypuścić mnie ze swych szponów, zanim mnie nie doprowadzi do ostatecznej desperacji. Ale czemu potępiam los? Sam jestem przyczyną wszystkich moich nieszczęść. Wszystkie okropności, które spadają na mnie, są tylko rezultatem mej własnej głupoty i grzechów. Oszaleję chyba, stój Partridge'u, po tym, coś mi powiedział! Więc pani Waters - ale czemu pytam? Ty musisz znać ją dobrze, jeśli masz dla mnie choć cień przywiązania, a przynajmniej litości, błagam cię, pójdź, przyprowadź do mnie tę nieszczęsną kobietę. O nieba! Kazirodztwo - z własną matką! Takiż miał być mój los?

Tutaj uległ takiemu napadowi rozpaczy, że Partridge nie chciał go zostawić samego, lecz wreszcie po tym pierwszym wybuchu Tom ochłonął nieco, wówczas wytłumaczył   Partridge'owi, że odnajdzie nieszczęsną kobietę w tym samym domu, w którym leżał ranny Szlachvic, i wysłał starego bakałarza na poszukiwanie.

Powracając  do  zdarzeń  w  Upton,  opisanych  w  dziewiątej  księdze,  zechce  czytelnik  sobie przypomnieć, że liczne dziwne przypadki przeszkodziły nieszczęściem spotkaniu Partridge'a z panią Waters, choć ta spędziła cały dzień z panem Jonesem. Mamy wiele przykładów tego rodzaju  zbiegów  okoliczności  w  życiu,  gdzie  największe  wydarzenia  są  wynikiem  splotu drobnych i nic nie znaczących wypadków; przykłady tego można również dostrzec, śledząc uważnie niniejszą historię.

Po bezowocnym parogodzinnym poszukiwaniu Parttidge powrócił do swego pana, nie odnalazłszy pani Waters. Tom niecierpliwił się i rozpaczał z powodu opóźnienia, a już oszalał prawie, gdy Partridge przyszedł z niczym. Jednakże niezadługo przyniesiono Tomowi następujący list:

Drogi Panie!

Wkrótce po naszym rozstaniu spotkałam pewnego człowieka, od którego dowiedziałam się o czymś, co Pana bardzo zdziwi, a co dotyczy nas obojga, lecz ponieważ nie mam w tej chwili dość czasu, aby Panu zakomunikować o tej niezwykle ważnej sprawie, więc proszę opanować swoją ciekawość aż do naszego następnego spotkania, na które przyjdę najprędzej, jak tylko  będę  mogła. O Panie Jones,  czyż  mogłam  przypuszczać  owego  szczęśliwego dnia w Upton, którego cień zaciąży może nad całym moim przyszłym życiem; czyż mogłam przypuszczać, komu zawdzięczam chwilę tak doskonałego szczęścia!

Bądź  Pan  jednak  przeświadczony,  że  pozostaję  zawsze  szczerze  i  nieodmiennie  -  Twoją niefortunna J. Waters

Przekład Anna Bidwell

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama