Reklama

Samuel Richardson Klarysa - fragmenty

Zeszłam tego ranka na śniadanie z niepokojem w sercu... marząc o tym, bym mogła zwrócić się do mojej matki, żywiłam bowiem nadzieję, że uda mi się pozyskać jej życzliwość, i spodziewa- łam się, że chwila ta nastąpi, kiedy mama uda się do swego pokoju po śniadaniu; ale, niestety, znienawidzony Solmes rozsiadł się już na taborecie pomiędzy moją matką i siostrą, a z oblicza jego biła ogromna pewność siebie. Lecz ty najlepiej wiesz moja droga, że ci, których nie lubimy, choćby najbardziej się starali, nie zdobędą w żaden sposób naszych względów.

Reklama

Gdyby chociaż nędznik ów pozostał na swoim miejscu, byłoby pół biedy. Ale nie! Krępa i skrzywiona kreatura wstaje i przenosi się na krzesło stojące najbliżej tego, które dla mnie było przeznaczone.

Odsunęłam je nieco, jak gdybym torowała sobie drogę do swego; i usiadłam, dość gwałtownie, jak mi się wydaje, myśląc wciąż o tym, co usłyszałam.

Lecz to go nie zraziło. Człowiek ten jest bardzo pewny siebie i śmiało patrzył mi prosto w oczy. Doprawdy, moja droga, nie zna on miary w swojej zuchwałości!

Przyciągnął odsunięte przeze mnie krzesło tak blisko swego, że kiedy zwalił się na nie całym cię- żarem swej krępej postaci, nacisnął na obręcz mojej krynoliny. Byłam tak oburzona (myśląc wciąż o tym, czego się dowiedziałam), że przeniosłam się na inne krzesło. Przyznaję, że nie potrafiłam się opanować. To dawało memu bratu i siostrze zbyt dużą przewagę. I, prawdę mówiąc, potrafili ją wykorzystać. Jednak uczyniłam to, jak sądzę, nieświadomie. Nie umiałam się pohamować. Nie myślałam o tym, co robię.

Dostrzegłam, że ojciec mój jest bardzo niezadowolony. Nie znam człowieka, na którego twarzy gniew malowałby się tak wyraźnie. "Klaryso Harlowe" - rzekł donośnym głosem i umilkł. "Panie!" - odrzekłam z drżeniem i skłoniłam się (bom jeszcze nie zdążyła usiąść); przysunęłam krzesło bliżej owego nędznika i usiadłam czując, jak twarz mi  płonie.

Zajmij się, proszę, herbatą, moje dziecko - powiedziała moja dobra mama - siądź przy mnie i przygotuj herbatę.

Przeniosłam się z wielką ulgą na miejsce opuszczone przed chwilą przez tego człowieka. W ten sposób matka moja, pobłażliwie wynalazłszy mi zajęcie, pozwoliła mi przyjść do siebie. W czasie śniadania zadałam Panu Solmesowi parę zdawkowych pytań, co uczyniłam li tylko dla udobruchania ojca. ("Nietrudno jest poskromić wyniosłe duchy" - wyszeptała przez ramię siostra w moim kierunku, z miną pełną triumfu i pogardy - ale ja nawet nic zwróciłam na nią uwagi). Matka moja zachowywała się przez cały czas jak uosobienie pobłażliwości i dobroci. Zapytałam ją tylko raz, czy herbata jej smakuje...

Wszystko to, moja droga, są drobiazgi, którymi nie warto byłoby zaprzątać ci głowy; prowadzą jednak, jak zobaczysz, do spraw poważniejszych.

Przed końcem śniadania ojciec mój oświadczył matce, że pragnie z nią pomówić, i wraz z nią odszedł od stołu. Później opuściła towarzystwo moja siostra, a następnie ciotka (która mieszka z nami).

Brat mój udawał obrażonego, co ja spostrzegłam od razu, ale z czego Pan Solmes nic nie rozumiał. Wreszcie brat podniósł się ze swego krzesła i powiedział: "Siostro, mam u siebie pewne curiosum. Zaraz przyniosę, żeby ci pokazać." I wyszedł, skrupulatnie zamykając drzwi za sobą. Zrozumiałam, do czego to wszystko zmierza, i podniosłam się; człowiek ten odchrząknął, jakby chciał coś powiedzieć, podniósł się i już ustawiał swoje płaskie stopy (doprawdy, jest mi on wstrętny pod każdym względem) tak, jak gdyby zamierzał zbliżyć się do mnie. Powiedziałam więc: "Spróbuję oszczędzić trudu memu bratu i sama pójdę obejrzeć jego curiosum. Moje uszanowanie" - tu dygnęłam. On wykrzyknął dwa razy: "Ależ pani, pani!", i pozostał z niebywale głupią miną. A ja wyszłam i, aby dotrzymać słowa, poczęłam szukać mego brata. On jednakże, nie zwracając uwagi na pogodę, poszedł spacerować z siostrą po ogrodzie. Najwidoczniej więc curiosum swoje pozostawił ze mną i nie zamierzał pokazywać mi żadnego innego.

Przekład Agnieszka Kreczmar

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama