Reklama

Rojtszwaniec Lejzorek

Tytułowy bohater powieści Ilji Erenburga Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca.

Biedny Żyd z Homla, trzydziestoletni, drobnej postury i bardzo niskiego wzrostu, sowizdrzał i filozof w jednej osobie. Jego nazwisko znaczy w jidysz "czerwony chwościk". Do trzynastego roku życia ślęczał nad Talmudem i borykał się z nierozwiązywalnymi problemami w postaci zaleceń zawartych w owej księdze. Potem zrozumiał, że od rozwikłania talmudycznych kwestii ważniejsze jest dwieście tysięcy rubli, a choćby i trzy ruble, nabrał też pewności, że człowiek powstał z małpy, a operetka jest o wiele ciekawsza od chóru w synagodze.

Reklama

Lejzorek żył w miarę spokojnie ze swoimi poglądami do dnia, gdy wydał z siebie głębokie westchnienie, będące objawem nieszczęśliwej, nieodwzajemnionej miłości do Feniusi Gerszanowicz. Pech chciał, że zrobił to stojąc pod nekrologiem wodza homelskiego proletariatu, towarzysza Szmurygina. Westchnąwszy poszedł dalej, lecz nie uszedł daleko. Zatrzymał go sędzia śledczy Kugiel, który - opierając się na donosie obywatelki Matyldy Pukie - oskarżył Lejzorka o publiczne natrząsanie się ze świetlanej pamięci wielkiego bohatera, gdyż stojąc przed nekrologiem roześmiał się triumfalnie i wydał uwłaczający okrzyk.

Za to wykroczenie został skazany na sześć tygodni aresztu. Gdy po wyjściu z więzienia udał się do ukochanej Feni, okazało się, że Feniusia wybrała na towarzysza swego życia niejakiego Szacmana, a Lejzorkiem głęboko gardzi z racji jego pigmejskiego wzrostu. Gdy zaś stanął przed swoim domem, skurczył się i osłupiał, bowiem tam, gdzie wcześniej wisiał szyld Krawiec mężczyźniany L. Rojtszwaniec, teraz dyndała deszczułka z napisem Wytwórnia sztandarów przepisowych oraz najlepsze bębny pionierskie Mojżesza Rajchenholca.

Przy takim obrocie rzeczy szczęścia postanowił szukać w Kijowie. Jednak i tam czekały go ciężkie próby. Zostawszy kandydatem na członka partii i członkiem klubu pracowników "Produkt- smaku", postanowił robić karierę w sposób uczciwy i rzetelny. Zgoła odmienny pomysł na życie miał jego nowy znajomy Miszka Minczyk, który doskonale wiedział, że w życiu najważniejszy jest spryt, a nie pracowitość. Toteż wskutek intryg Minczyka Lejzorek znowu dostał się do więzienia.

Po wyjściu na wolność pojechał do Tuły, gdzie został pracownikiem gubernialnego wydziału hodowli i miał zlecony nadzór nad rozmnażaniem rasowych królików w całej guberni. Kłopot polegał na tym, że w Tule i okolicy nie było nawet jednej pary takich królików, a rozmnażały się one jedynie w sprawozdaniach tulskich urzędników. Kiedy prawda wyszła na jaw, winien całego zamieszania Rojtszwaniec znów musiał tułać się w poszukiwaniu szczęścia.

W Moskwie - na krótko - został krytykiem literackim, a po wyjściu na jaw jego ignorancji w sprawach sztuki roznosił materiały u pewnego moskiewskiego krawca. Pociechą były mu dwie sąsiadki, w których z miejsca się zakochał. Ostatecznie wybrał towarzyszkę Niusię, a gdy ta zaproponowała mu ożenek, był w siódmym niebie. Nastrój odmienił mu się już następnego dnia po nocy poślubnej, gdy Niusia oświadczyła, że chce rozwodu.

Kiedy przedostał się do Polski, wzięto go za bolszewickiego szpiega. W Królewcu - z racji swojej kruchej postury - miał służyć właścicielowi apteki, doktorowi Dreckenkopfowi, jako sugestywny przykład tego, co się dzieje z człowiekiem, który nie pije polecanego przez aptekarza tranu. W Magdeburgu sprzedawał gazety, w Stuttgarcie mył szyby, w Moguncji pracował w masarni. W Paryżu był m.in. pomywaczem w restauracji, kręcił katarynkę i sprzedawał chińskie orzeszki.

Od czasu do czasu aresztowano go, bito, po czym puszczano na wolność. Dwa miesiące przesiedział nawet w więzieniu w Jerozolimie. Gdziekolwiek był, ściągał kłopoty zarówno  na  siebie, jak i na tych, z którymi przebywał. Przyczyną tych tarapatów była prostoduszna naiwność Lejzorka, który wszystkie ludzkie słowa traktował dosłownie. Jednocześnie jego umysł, wyćwiczony za młodu w talmudycznej dialektyce, każde zdarzenie rozpatrywał z wielu stron, odsłaniając tym samym absurdalny aspekt powszednich zjawisk.

Zmarł, wyzbywszy się nadziei, że znajdzie szczęście. Kiedy konał, nawet nie westchnął.

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama