Niemal natychmiast po tym, jak Polska dostała się do strefy wpływów ZSRR, polscy komuniści przystąpili do stopniowego przekształcania kraju na sowiecką modłę. Stopniowo likwidowano opozycję, organizowano pokazowe procesy „wrogów ojczyzny”, za których uznawano dawnych oficerów i żołnierzy Państwa Podziemnego; niepokornych artystów i uczonych pozbawiano możliwości publikowania i uprawiania zawodu.
Zasada wyrównywania (sowiecka urawniłowka, analogiczna do obecnej w III Rzeszy zasady Gleichschaltung) objęła praktycznie wszystkie dziedziny życia politycznego i społecznego. Analogiczne zjawiska zachodziły w nauce i kulturze, którym cele, a także sposoby ich realizacji wyznaczały stosowne ciała w Komitecie Centralnym PZPR. Wielką rolę przyznano kolektywom skupiającym uczonych i twórców, którzy zdecydowali się kolaborować z nowym reżimem (związki twórcze, organizacje, struktury wewnątrzuczelniane). Był to znak, że wszelki indywidualizm, odmienność, oryginalność muszą zostać wyeliminowane i podporządkowane celom grupowym: klasowym, środowiskowym. Te cele kreśliła rządząca monopartia.
Proces ten postępował stopniowo, dyskusje literackie bowiem (a także w obrębie innych dziedzin twórczości) bezpośrednio po wojnie nosiły jeszcze znamiona otwartości i dotykały niekiedy bardzo bolesnych, skomplikowanych problemów polskich, które nawarstwiły się w zrujnowanym, pogrążonym w chaosie i biedzie kraju. Dyskusje te cichły jednak wraz z postępującą stalinizacją kraju.
W 1949 roku w Szczecinie odbył się zjazd literatów, którzy zdecydowali się przyjąć nową metodę twórczą. Model tej metody to wypróbowany w latach 30. w ZSRR "realizm socjalistyczny". Doktryna ta, głęboko niespójna i nie znajdująca sposobu przełożenia czysto ideologicznych oraz politycznych haseł na jakości estetyczne, eksponowała kolektywizm, partyjność, "typowość" przedstawianych sytuacji i postaci (zgodnie z duchem XIX-wiecznego realizmu krytycznego). Artysta wg niej miał być głosicielem prawd i wartości służących ludowi i jego przekształcaniu się w świadomą swojej roli w dziejach siłę - co faktycznie sprowadzało sztukę do formy agitacji i propagandy.
Socrealizm w Polsce nie zjawiał się jak deus ex machina. Wykiełkował z ziaren posianych w okresie tuż po wybuchu II wojny światowej, gdy spora grupa twórców, którzy szukali schronienia we Lwowie i w Wilnie podjęła "wallenrodyczną" w ich mniemaniu współpracę z władzami sowieckimi. Punktem odniesienia były także pewne nurty XIX- wiecznej poezji rewolucyjnej i wyzwoleńczej, a także wzorce literatury żołnierskiej (głównie w zakresie motywiki) z lat wojny i okupacji. Oddziaływały również modele liryczne wytworzone w kręgu poezji awangardowej w dwudziestoleciu międzywojennym (Adam Ważyk, Julian Przyboś - choć tego poety za dosłownego socrealistę nigdy nie uznano).
Mimo ogólnej tendencji polegającej na symplifikacji i ujednoliceniu poetyckiego świata, rychło w obrębie polskiej liryki socrealistycznej ukształtowały się dwa przeciwbieżne nurty. Jeden z nich, klasycyzujący, wykorzystywał patos i majestatyczność wyrazu (Mieczysław Jastrun, Paweł Hertz). Drugi - odwołujący się do poetyckiego autorytetu Włodzimierza Majakowskiego - kładł nacisk na prostotę i nawet kolokwializm poetyckiego dyskursu. W tym drugim nurcie znaleźli się poeci urodzeni około 1927 roku, zwani "pokoleniem pryszczatych" (Wiktor Woroszylski, Andrzej Braun, Andrzej Mandalian, Krzysztof Gruszczyński). Widać więc wyraźnie w kontrowersji obydwu nurtów literackiego socrealizmu podłoże konfliktu pokoleniowego. Nurt pierwszy usiłował dopasować do nowych zadań tradycyjne, silnie retoryczne gatunki (oda, dytyramb, poemat epicki, nawet sonet); drugi korzystał ze stylów użytkowych, faktograficznych (meldunek, raport, list, reportaż, komentarz).
W pewnym sensie interesująca jest tu konstrukcja podmiotu lirycznego: z reguły przybierał on formę zbiorową, co można tłumaczyć agitacyjnym charakterem tej liryki. Niekiedy jednak - co podkreślają współcześnie badacze literatury tego okresu - poszczególne tomy przybierały postać swoistego wyznania wiary, zapisu osobistego przełomu, jaki dokonał się pod wpływem partii i jej ideałów. Trzeba także podkreślić swoistą rytualność tej poezji (skoro całe życie społeczne podlegało rytualizacji, trudno było jej uniknąć w literaturze), wyrażającą się w stosunkowo wąskim zakresie wynalazczości językowej, ograniczonej do stałych "chwytów", służących uwzniośleniu wartości, osób, zjawisk akceptowanych - i maksymalnemu poniżeniu tego, co sprzeczne z zadekretowanym odgórnie ideałem.
Tym ideałem było szczęście ludowej ojczyzny, jej mieszkańców, jej ludu (kłopot sprawiało tu przełożenie rosyjskiego słowa narodnost’; jego polskie brzmienie kojarzyłoby się z nacjonalizmem - który, w konfrontacji z doktryną internacjonalizmu, uważany był za grzech ciężki). Poezja socrealistyczna chętnie kojarzyła elementy doświadczeń osobistych, nawet uczuć podstawowych - miłość, nawet erotyka, życie rodzinne, przyjaźń - z patosem przeżywania zjednoczenia z masami, prowadzonymi pewną ręką partii i jej wodzów (Władysław Broniewski, Gałczyński). Interesujące jest tu doświadczenie tych twórców, którzy do socrealizmu przychodzili z kręgu inspiracji ludowością (Jan Bolesław Ożóg). Nie dostrzegali oni wyraźnej sprzeczności między ludową mitologią a mitologizacją realności; tak się stało w przypadku debiutu Tadeusza Nowaka, zrealizowanego niemal dokładnie według reguł socrealistycznej doktryny.
Trzeba jednak dodać, że socrealizm w Polsce nigdy głębiej się nie zakorzenił, że trafił do Polski w swojej zużytej, epigońskiej postaci. Każdemu tomowi poetyckiemu, który się w tym czasie ukazał, towarzyszyła krytyka: pod pozorem braku ortodoksji lub - przeciwnie - braku świeżości wyrazu atakowano samą doktrynę. Demoniczną siłę tej doktryny mocno potem wyolbrzymiono, czyniąc z niej knebel, który zmuszał do posłuszeństwa polską literaturę, także poezję. Przyjęcie doktryny było raczej możliwe do osądzenia na płaszczyźnie moralnej (co uczynił m.in. Cz. Miłosz), zaś z punktu widzenia czysto artystycznego nie miała ona dla rozwoju literatury w Polsce większego znaczenia. Były to decyzje indywidualne, czysto ludzkie.
Socrealizm bowiem nie był czymś, co trzeba byłoby przezwyciężać czy obalać. Zlikwidował się sam w chwili, gdy przestał być odgórnie legitymizowany. Nie oznacza to wcale, że polskim twórcom nie pozostał specyficzny moralny kac. Wielu z tych, którzy weszli w romans z totalitarną doktryną, bardzo szybko chciało o nim zapomnieć. Publiczne świadectwa tego zapominania zaczęły ukazywać się już w połowie lat 50. (Poemat dla dorosłych A. Ważyka, 1955; Gorący popiół M. Jastruna, 1956). Część z tych twórców przygotowywała się do "powtórnego debiutu", który dokonał się w politycznie gorącym okresie 1956-57.