Kiedy zasoby, które człowiek posiada, wystarczają zaledwie na to, aby się mógł utrzymać przez kilka dni lub kilka tygodni, wtedy rzadko myśli on o tym, by uzyskać z nich dochód. Spożywa je możliwie najoszczędniej i stara się swą pracą zdobyć coś, co mogłoby je zastąpić, zanim je całkowicie zużyje. Dochód swój czerpie wówczas tylko z własnej pracy. W takim położeniu znajduje się przeważająca cześć pracującej biedoty we wszystkich krajach.
[...]
Człowiek, którego wydatki nie przekraczają, dochodów, jest naturalnie zadowolony ze swojej sytuacji, która przez stałą, choć niewielka, akumulację z każdym dniem staje się coraz lepsza. Stopniowo może on pofolgować sobie zarówno w rygorach oszczędności, jak i w surowej pilności; z podwójnym zadowoleniem odczuwa wtedy stopniowy wzrost udogodnień i przyjemności od czasu, gdy doświadczał trudów niezbędnych do usunięcia ich niedostatku. Nie odczuwa żadnej gotowości do zmiany tak wygodnej sytuacji i nie szuka nowych przedsięwzięć i doświadczeń, które mogłyby zagrozić, ale niekoniecznie powiększyć bezpieczny spokój, z którego obecnie korzysta. Jeśli podejmie nowe projekty i przedsięwzięcia, zapewne będą one dobrze pomyślane i przygotowane. Nie wciągnie go do tego ani nie ponagli konieczność, lecz zawsze będzie miał czas i sposobność, by trzeźwo i chłodno rozważyć możliwe następstwa.
Człowiek rozważny nie chce obarczać się odpowiedzialnością za sprawy, które nie należą do jego obowiązków. Nic jest poganiaczem w interesach, które go nie dotyczą i nie wtrąca się do cudzych spraw. Nie udaje adwokata czy doradcy, który narzuca radę, gdy nikt o to nie prosi. Ogranicza się, tak jak mu na to pozwalają obowiązki, do własnych spraw, i odczuwa niesmak na myśl, jak wielu ludzi czerpie niemądre poczucie ważności udając, że mają udział w kierowaniu interesami innych ludzi. Sprzeciwia się włączeniu się w dyskusje partyjne, nienawidzi koterii, i nie zawsze jest bardzo chętny słuchać głosu nawet szlachetnych, wysokich aspiracji.
Gdy formalnie zwrócą się do niego, nie odmówi służby dla ojczyzny, ale nie będzie spiskował, aby to wymusić i znacznie bardziej byłby zadowolony, gdyby ktoś inny poprowadził z pożytkiem sprawy publiczne, niż gdyby on sam miał przejąć ten kłopot i ponieść odpowiedzialność za własne zarządzanie. Z głębi serca wybrałby niezakłócone korzystanie z bezpiecznego spokoju zamiast wszelkich czczych splendorów zaspokajanych aspiracji, z wyjątkiem tego, gdyby mu przypadła prawdziwa, solidna zasługa z dokonania najwspanialszych, wielkodusznych czynów.
Przekład O. Einfeld, G. Wolff