Reklama

Andrzej Płatonow. Trzeci syn

W powiatowym mieście umarła stara kobieta. Mąż jej, siedemdziesięcioletni robotnik na emeryturze, poszedł do urzędu pocztowego i nadał do różnych republik sześć depesz tej samej treści: "Matka umarła przyjeżdżaj ojciec".

[...] Rośli mężczyźni, w wieku od dwudziestu do czterdziestu lat, stali w milczeniu wokoło stojącej na stole trumny. Było ich sześciu, siódmym był ojciec, niższy od swego najmłodszego syna i znacznie od niego słabszy. Dziadek trzymał na ręku wnuczkę, mrużącą oczy ze strachu przed martwą nieznaną staruszką, która zdawała się patrzeć na nią spod przymkniętych powiek białym nieruchomym wzrokiem. Synowie płakali w milczeniu rzadkimi, hamowanymi łzami, twarze mieli wykrzywione grymasem, aby bezgłośnie znieść cierpienie. 

Reklama

Ojciec już nie płakał, wypłakał się samotnie, zanim przybyli, a teraz z tajonym wzruszeniem, z radością, której nie wypadało okazać, spoglądał na pół tuzina potężnych swych synów. Dwóch spośród nich było marynarzami - kapitanami okrętów, jeden - moskiewskim artystą, trzeci - ten, który miał córeczkę, był fizykiem, komunistą, najmłodszy studiował agronomię, a najstarszy był kierownikiem warsztatów w fabryce samolotów i miał na piersi order za zasługi w swoim zawodzie. Wszyscy wraz z ojcem otaczali zmarłą matkę i opłakiwali ją w milczeniu, ukrywając przed sobą wzajemnie rozpacz, wspomnienia dzieciństwa, utracone szczęście miłości, która bez przerwy, bezinteresownie rodziła się w sercu matki i zawsze znajdowała ich, nawet oddalonych o tysiące wiorst, a oni czuli ją, nie zdając sobie z tego sprawy, i stawali się mocniejsi dzięki temu uczuciu i odważniej szli w życie.  [...] 

W ciemnym pokoju wnuczka wysunęła głowę spod kołdry i zawołała: -  Dziadziu! Dziadziu! Czy śpisz? -  Nie, nie śpię, nie bój się - powiedział starzec i zakaszlał nieśmiało. Dziewczynka nie mogła się opanować i zaszlochała. Starzec pogłaskał ją po twarzy - była mokra. -  Dlaczego płaczesz? - zapytał szeptem starzec. -  Babci mi żal - powiedziała wnuczka. - Wszyscy żyją, śmieją się, tylko ona jedna umarła. Starzec nie odpowiedział. To siąkał nosem, to pokasływał. Dziewczynce zrobiło się straszno, uniosła się, aby lepiej widzieć dziadka i sprawdzić, czy nie śpi. Przyjrzała się jego twarzy i spytała: -  A dlaczego ty także płaczesz? Ja już przestałam. Dziadek pogłaskał ją po główce i odpowiedział szeptem: -  Tak... Ja nie płaczę, ja się pocę. Dziewczynka siedziała na łóżku obok wezgłowia starca. -  Przykrzy ci się bez babci? - mówiła. - Nie płacz. Stary już jesteś, prędko umrzesz, wtedy i tak nie będziesz płakał. -  Nie będę - po cichu odpowiedział starzec. 

Przekład Seweryn Pollak

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama