Pokrzepiła mnie na duchu ta rozmowa z Piętaszkiem i żywiłem od tego czasu nadzieję, że kiedyś przecie znajdę sposobność do ucieczki z wyspy i że ten biedny dzikus mi w tym dopomoże.
W owym czasie, gdy już Piętaszek zaczął ze mną rozmawiać i rozumieć moje słowa, nie omieszkałem zaszczepiać w jego umyśle zasad religii. Pewnego dnia zapytałem go, kto go stworzył. Biedak nie pojął mego pytania i myślał, że go pytam, kto był jego ojcem. Przystąpiłem zatem do rzeczy z innej strony, pytając, kto stworzył morze, ziemię, po której stąpamy, góry i lasy? Odpowiedział mi na to, że uczynił to stary Benamuki, który przebywa poza wszystkim. Nie umiał mi jednak nic powiedzieć o tej wielkiej osobistości, wiedział tylko, że Benamuki był bardzo stary, znacznie starszy niż ziemia i morze, księżyc i gwiazdy. Pytam więc dalej Piętaszka, dlaczego, jeśli ta stara istota stworzyła świat, nie wszystkie stworzenia oddają jej cześć? Spoważniał i z wyrazem wielkiej prostoty odrzekł:
- Wszystko na świecie mówić do niego: "O!" Pytałem dalej, dokąd odchodzą ludzie, którzy umierają w jego kraju.
- Tak, oni wszyscy pójść do Śenamuki - odpowiedział mi Piętaszek. Spytałem go, czy idą tam także ci, których oni zjadają.
- Tak! - brzmiała krótka odpowiedź. Odtąd począłem go oświecać w poznaniu Boga prawdziwego. Wskazałem na niebo mówiąc, że tam żyje wielki Stwórca wszechrzeczy, że rządzi on światem z tą samą mocą i opatrznością, z jaką świat stworzył, że jest wszechmocny, przeto może dla nas wszystko uczynić, wszystkim nas obdarzyć i wszystko nam odebrać. Tak stopniowo otwierałem mu oczy na te sprawy. Słuchał z uwagą i z radością przyjął wiadomość, że Jezus Chrystus został zesłany na ziemię, by nas odkupić, oraz że Bóg nawet z niebios słyszy nasze modły. Pewnego dnia poczciwy chłopak oznajmił mi:
- Jeżeli twój Bóg mieszkać wyżej słońca i stamtąd móc nas słyszeć, musi być potężniejszy od Benamuki, bożka mego narodu, co nie być tak daleko od nas, a móc wysłuchać naszych próśb tylko na wysokich górach, gdzie przebywa.
Zapytałem go, czy mówił z nim na tych górach.
- Nie - odpowiedział Piętaszek. - Młodzi tam nie chodzić, tylko starcy, których nazywamy Uwokaki.
Domyśliłem się, że tymi starcami są ich kapłani, którzy wychodzą na poświęcone miejsca, aby mówić: "O!" (w języku Piętaszka oznaczało to modlitwę), i potem wracają ogłaszając ludowi, co im Benamuki powiedział. To przekonało mnie, że nawet między najgłupszymi bałwochwalcami oszustwo praktykowane jest przez kapłanów i że umiejętność okrywania religii tajemnicą, aby zapewnić duchowieństwu poszanowanie ludu, stosowana jest nie tylko w Rzymie, ale przez wszystkie religie świata, nawet najbardziej dzikie i barbarzyńskie.
Starałem się wyjaśnić Piętaszkowi, że owi starzy ludzie, którzy wchodzą na góry, by mówić "O!" do bożka Benamuki, dopuszczają się oszukaństwa i że owe wieści, które stamtąd przynoszą, są również nic nie- warte, a jeżeli nawet z kimś tam rozmawiają i otrzymują odeń wiadomości, może to być tylko duch nieczysty. Po czym wdałem się z nim w długi dyskurs o szatanie, jego początkach, buncie przeciw Bogu, nienawiści ku ludziom i powodach tejże, o tym, jak usadowił się on w ciemnych stronach świata, by doznać czci Bogu tylko należnej, jakie czynił chytrości, by wciągnąć ród człowieczy do zguby, jak podstępnie dobiera się do na- szych uczuć i namiętności, jak swe sidła umie przystosować do naszych skłonności, sprawiając nawet, iż sami dla siebie stajemy się kusicielami i z własnej winy dążymy do zguby.
Przekonałem się jednak, iż wrazić w umysł Piętaszka pojęcie diabła nie było rzeczą rów- nie łatwą jak nauczać go o Bogu. Sama natura wspierała moje argumenty o konieczności wielkiej Pierwszej Przyczyny, o potędze, która panuje nad wszystkim, o tajemnej sile Opatrzności, z czego wynikało, iż rzeczą słuszną i sprawiedliwą jest oddawać hołd Temu, który nas stworzył. Atoli nie szło mi tak snadnie z wyjaśnieniem pojęcia złego ducha, jego początków, natury i istoty, a nade wszystko jego skłonności do złego i pokus, którymi ludzi dręczy. Toteż nieborak Piętaszek pewnego razu pytaniem zgoła niewinnym i naturalnym tak mnie zbił z tropu, iż prawie nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
Mówiłem mu długo o potędze Boga, o jego wszechmocy i odrazie do grzechu, o ogniu piekielnym, jaki zgotował czyniącym nieprawość, mówiłem, iż Bóg jako nas stworzył, tak może nas i świat cały zniszczyć w jednej chwili. Piętaszek słuchał mnie przez cały czas z wielką powagą. Potem jąłem mu opowiadać, jak diabeł był nieprzyjacielem Boga w sercach ludzkich, jak używa całej swej chytrości i przewrotności, by zniweczyć dobre zamiary Opatrzności i przywieść do zguby królestwo Chrystusa na ziemi.
- Dobrze - ozwał się Piętaszek. - Powiadasz, że Bóg być tak wielki i tak silny. Więc on nie być tak silny i taki mocny jak diabeł?
- Owszem, owszem, Piętaszku - odrzekłem - Bóg jest silniejszy od diabła, Bóg jest wyższy nad diabła, dlatego modlimy się do Boga, byśmy mogli zdeptać diabła i zdolni byli opierać się jego pokusom oraz odpierać jego ogniste pociski.
- Ale kiedy Bóg silniejszy i większy niż diabeł - rzecze mi na to Piętaszek - to czemu Bóg nie zabić diabła i nie sprawić, żeby już nie był zły?
W tym usposobieniu pełnym wdzięczności upływał mi ciąg dalszy dni moich. Rozmowy, które całymi godzinami prowadziłem z Piętaszkiem, sprawiały, iż trzy lata przeżyte razem mógłbym nazwać zupełnie szczęśliwymi, gdyby prawdziwe i zupełne szczęście mogło istnieć pod słońcem. Dzikus przeobraził się w dobrego chrześcijanina, o wiele lepszego ode mnie, choć mam prawo spodziewać się i błogosławić Boga za to, że obaj jednako pokutowaliśmy za nasze winy i byliśmy pocieszeni i pokrzepieni dzięki tej pokucie.
Przekład Józef Birkenmajer