Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przy- bywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży? Co mówili? Pan nic, Kubuś zaś, iż jego kapitan mawiał, że wszystko, co nas spotyka na świecie, dobrego i złego, za- pisane jest w górze.
Pan: Oto mi wielkie słowo!
Kubuś: Mówił jeszcze, iż każda kula, która wylatuje na świat z rusznicy, posiada swój adres.
Pan: Miał słuszność...
Po krótkiej pauzie Kubuś zakrzyknął: - Niech diabeł porwie szynkarza i jego gospodę!
Pan: Czemu wysyłać do diabła bliźniego swego? To nie po chrześcijańsku.
Kubuś: Bo tak: zalałem pałkę wińskiem, zapomniałem napoić konie. Ojciec widzi to, wpada w złość. Ja wzruszam ramionami; on bierze kija i łoi mi plecy. Jakiś pułk przechodzi właśnie przez wieś, spiesząc pod Fontenoy; ze złości zaciągam się w rekruty. Przybywamy; zaczyna się bitwa... Pan: I dostajesz kulę pod swoim adresem.
Kubuś: Zgadł pan: postrzał w kolano; Bóg tylko wie, co za przygody sprowadził na mnie ten po- strzał. Trzymają się jedna drugiej jak ogniwa łańcuszka. Ot, gdyby nie ten postrzał, nigdy w życiu nie byłbym ani zakochany, ani kulawy.
Pan: Byłeś zakochany?
Kubuś: Czy byłem! dobre pytanie!
Pan: Z powodu postrzału?
Kubuś: Z powodu postrzału.
Pan: Nigdyś mi o tym nie rzekł ni słowa.
Kubuś: Myślę sobie.
Pan: Czemu?
Kubuś: Temu, iż to słowo nie mogło paść ani wcześniej, ani później.
Pan: I chwila opowiedzenia twoich amorów nadeszła?
Kubuś: Kto to wie?
Pan: Na wszelki wypadek zaczynaj...
Kubuś: Krew uchodziła ciurkiem, byłbym niechybnie wyzionął ducha, gdyby nasz wózek, ostatni z kolei, nie zatrzymał się przed jakąś chałupą. Zacząłem wrzeszczeć, aby mnie zsadzono; ułożono mnie na ziemi. Młoda kobieta, stojąca w progu, weszła do chaty i wróciła ze szklanką i butelką wina. Wypiłem parę łyków. Wózki, jadące przed nami, ruszyły. Już miano mnie rzucić z powrotem między towarzyszy niedoli, kiedy uczepiwszy się mocno sukien tej kobiety zakląłem się, że nie wsiądę z powrotem i że jeśli mam umierać, wolę już skończyć tu na miejscu niż o dwie mile dalej. To mówiąc omdlałem. Ocknąłem się w łóżku w niewielkiej izdebce; koło mnie stał jakiś wieśniak, widocznie gospodarz domu, jego żona (ta sama, która udzieliła mi pomocy) i kil- koro drobnych dzieci. Kobieta maczała róg fartucha w occie i nacierała mi czoło i skronie.
Pan: A, łotrze! a, zdrajco!... Widzę już, hultaju, dokąd zmierzasz.
Kubuś: A ja sądzę, że pan nic nie widzi.
Pan: Nie w tej kobiecie myślisz się zakochać?
Kubuś: A gdyby i tak było, cóż by można temu zarzucić? Czy człowiek ma siłę zakochać się lub nie zakochać? A kiedy jest zakochany, czy może postępować tak, jakby nim nie był? Gdyby tak było zapisane w górze, byłbym sobie sam powiedział wszystko, co pan masz zamiar mi powiedzieć; byłbym się wypoliczkował, tłukłbym głową o mur, wydzierałbym sobie włosy; wszystko to nie zmieniłoby sprawy ani o włos i mój dobroczyńca byłby rogalem.
Pan: Ale rozumując na twój sposób, każdą zbrodnię można by popełnić bez wyrzutów sumienia.
Kubuś: To, co mi pan zarzuca, niejednokrotnie trapiło moją mózgownicę; mimo wszystko wracam zawsze do poglądów mego kapitana: wszystko, co nam się trafia dobrego czy złego, jest zapisane w górze. Zna pan jaki sposób, aby wymazać to pismo? Czy mogę nie być sobą? A będąc sobą, czy mogę postępować inaczej niż ja? Czy mogę być sobą i kim innym? I od czasu jak jestem na świecie, czy była bodaj jedna chwila, w której by to nie było prawdą? Wyrżnij pan ka- zań, ile się panu spodoba, pańskie racje mogą być doskonałe; ale jeśli jest napisane we mnie al- bo tam na górze, iż mnie one nie trafią do smaku, cóż ja na to poradzę?
Pan: Dumam nad jedną rzeczą: czyś ty przyprawił rogi swemu dobroczyńcy, bo tak było napisane w górze, czy też było napisane w górze, bo miałeś mu przyprawić rogi?
Kubuś: I jedno, i drugie było napisane obok siebie. Wszystko było napisane od razu. To niby wielka wstęga, która rozwija się po troszeczku...
[...]
I oto zapuścili się w nieskończoną dyskusję o kobietach. Jeden twierdził, że są dobre, drugi, że złe: i obaj mieli słuszność; jeden, że głupie, drugi, że pełne sprytu: i obaj mieli słuszność; je- den, że fałszywe, drugi, że szczere: i obaj mieli słuszność; jeden, że skąpe, drugi, że rozrzutne: i obaj mieli słuszność; jeden, że ładne, drugi, że szpetne: i obaj mieli słuszność; jeden, że gadatliwe, drugi, że skryte; jeden, że szczere, drugi, że obłudne; jeden, że ciemne, drugi, że rozumne; jeden, że stateczne, drugi, że wyuzdane; jeden, że postrzelone, drugi, że roztropne; jeden, że duże, drugi, że małe: obaj mieli słuszność.
Wśród tej dysputy, podczas której mogli byli objechać dookoła ziemię nie przerywając ani na chwilę i nie doszedłszy do porozumienia, zaskoczyła ich burza, która skierowała ich... - Dokąd?
- Dokąd? Czytelniku, ciekawość twoja zaczyna być bardzo niewygodna! Cóż ci, u diaska, na tym zależy? Kiedy powiem, że do Pacanowa, do Mościsk lub do Ryczywołu, czy dużo cię to posunie naprzód? Jeśli będziesz nalegał, powiem, iż skierowali się do... owszem, czemu nie?... do ogromnego zamku, nad którego bramą znajdował się napis: "Należę do nikogo i do wszystkich. Byliście tu, nimeście weszli, i będziecie jeszcze, skoro wyjdziecie". - Czy weszli do tego zamku?
- Nie, bo albo napis był fałszywy, albo byli już w zamku, nim doń weszli. - Ale przynajmniej wy- szli stamtąd? - Nie, bo albo napis był fałszywy, albo byli tam jeszcze, skoro zeń wyszli. - I cóż tam robili? - Kubuś powiadał, iż to, co było napisane w górze; pan, iż to, co chciał: i obaj mieli słuszność. - Jakie towarzystwo zastali? - Mieszane. - Co mówiono? Nieco prawdy i wiele kłamstw. - Czy byli tam ludzie dorzeczni? - Gdzież ich nie ma? A także i przeklęci zadawacze pytań, których unika się jak zarazy. A co najwięcej raziło Kubusia i jego pana przez cały czas, gdy się przechadzali... - Więc się przechadzali? - Bez ustanku, o ile nie siedzieli lub nie leżeli... Najwięcej raziło ich to, że zastali z jakich dwudziestu śmiałków, którzy zagarnęli sobie najwspanialsze apartamenta, gdzie po największej części było im jeszcze ciasno. Zuchwalcy ci utrzymywali wbrew powszechnemu prawu i treści napisu, iż zamek przekazano im na własność; i przy pomocy garstki płatnych hultajów wparli to przekonanie w znaczną liczbę również płatnych przez siebie hultajów, gotowych za drobną monetę powiesić lub zamordować pierwszego, który by się sprzeciwił; bądź co bądź za czasu Kubusia i jego pana bywały wypadki takiej śmiałości. - Czy uchodziły bezkarnie? - To względne.
Powiecie mi, iż czynię sobie zabawkę i że nie wiedząc, co począć z mymi podróżnymi, rzucam się w alegorię, zwykły ratunek jałowych umysłów. Daruję wam moją alegorię i wszystkie skarby, jakie mógłbym z niej wydobyć; przyznam, co wam się spodoba, ale pod warunkiem, iż nie będziecie mnie nękać o ostatni nocleg Kubusia i jego pana: czy dobili do miasta i poszli do dziewcząt; czy spędzili noc u starego przyjaciela, który podjął ich najserdeczniej; czy poszukali schronienia u mnichów, gdzie dla miłości bożej dano im zły nocleg i lichą strawę; czy znaleźli gościnę w domu magnata, gdzie im brakowało wszystkiego, co potrzebne, przy obfitości wszystkie- go, co zbyteczne; lub też opuścili rankiem wielce pańską gospodę, gdzie im kazano zapłacić bardzo drogo za lichą wieczerzę podaną na srebrnych półmiskach i za noc spędzoną wśród adamaszkowych kotar w wilgotnych i nieświeżych prześcieradłach; lub przyjęli gościnność wiejskiego wikarego, który pospieszył obłożyć dziesięciną kurniki parafian, a by zdobyć dla gości omlet i potrawkę; albo też podpili sobie przednim winkiem, pojedli suto i zyskali dobrze zapracowaną niestrawność w bogatym opactwie bernardynów... Mimo że to wszystko zda się jednakowo możliwe, Kubuś nie był tego zdania; istotnie możliwą z tych możliwości była tylko ta, która była zapisana w górze. Co natomiast jest prawdą, to iż z jakiego bądź miejsca każecie im wyruszyć, nie ujechali jeszcze dwudziestu kroków, kiedy pan rzekł do Kubusia sięgnąwszy uprzednio, wedle zwyczaju, do tabakierki: - No i cóż, Kubusiu, twoje amory? - zamiast odpowiedzieć Kubuś wykrzyknął: - Do diabła z moimi amorami! A toć ja, dalibóg, zostawiłem...
Pan: Cóżeś zostawił?
Miast odpowiedzi, Kubuś wywraca wszystkie kieszenie i przeszukuje daremnie. Zostawił pod poduszką mieszek z pieniędzmi, ale ledwie zdążył uczynić panu to przykre wyznanie, ów krzyknął: - Do diabła z twoimi amorami! Zegarek mój został na kominku!
Kubuś nie dał się prosić; zatoczył koniem i poczłapał z powrotem wolnym truchtem, nigdy bo- wiem nie było mu spieszno. - Do ogromnego zamku? - Nie, nie. Z rozmaitych możliwych noclegów wybierzcie ten, który najlepiej odpowiada okolicznościom.
Przekład Tadeusz Boy-Żeliński
Kubuś Fatalista i jego Pan - opis
Jest to długa opowieść o luźnej budowie, której osią jest dialog, prowadzony przez sługę Kubusia i jego pana, podczas ich podróży o niesprecyzowanym celu. Związane z nią wydarzenia stanowią pretekst do kolejnych dyskusji bohaterów i ich filozoficznych rozważań.
Ich rozmowy skupiają się głównie wokół fatalizmu Kubusia, który, wzorując się na swoim poprzednim panu, upiera się, iż wszystko, co zdarza się nam na ziemi, zarówno dobrego, jak i złego, zostało zapisane na górze. Kubuś opowiada historię swego życia, głównie jednak swoich miłości, nigdy jednak nie może ich dokończyć, gdyż co chwilę wchodzi mu w słowo, świetnie bawiący się w ten sposób, Pan. Jest to powieść szufladkowa, gdzie szufladkami są wplatane do dialogu Kubusia i Pana rozmaite opowieści i dygresje.
Mamy więc historię amorów Kubusia, opowieść o zemście pani de Pommeraye na markizie des Arcis, opowiedzianą przez oberżystkę, a także historię Kubusiowego Pana, którego przyjaciel, kawaler de Saint- Ouin, zmusza go do wzięcia na siebie ojcostwa jego dziecka. Oprócz tych opowieści, autor wprowadza opisy obyczajów i charakterów ludzkich, a także satyryczne refleksje.
Jako powieść filozoficzna, Kubuś Fatalista porusza temat przeznaczenia i opatrzności, a więc i wolności człowieka. Według Kubusia, wszystko już zostało zapisane na górze, czy można więc być za coś odpowiedzialnym, skoro całe nasze życie zostało wcześniej zaprogramowane? Czy cokolwiek ma więc jakiś sens? Odpowiedź na te pytania czytelnik powinien znaleźć jednak sam.