Reklama

Jean Jacques Rousseau

Równie wielkie jak Diderotowi, a na pewno bardziej uniwersalne, znaczenie przypisać trzeba ideom Jeana Jacquesa (Jana Jakuba) Rousseau (1712-78).

Przedstawiciel mieszczaństwa wśród oświeceniowych filozofów. Urodzony w Genewie, pod wpływem nagłego impulsu opuścił to miasto w wieku piętnastu lat i odtąd swoje życie i twórczość związał z Francją. Choroby, drażliwy charakter i rozliczne kompleksy czyniły go notorycznym samotnikiem. Dzięki inteligencji i bezpośredniości łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi, ale też nader często je zrywał z prawdziwych lub urojonych powodów. Poróżnił się z Diderotem,  Wolterem,  odszedł  od środowi ska encyklopedystów, pokłócił się z Dawidem Hume’em, kiedy ten zagrożonemu aresztowaniem autorowi Emila ofiarował gościnę w Anglii.

Reklama

Był nonkonformistą nie pogodzonym ze społeczeństwem, wędrowcem bez stałego miejsca zamieszkania, korzystają- cym z życzliwości bogatych protektorów, którzy udzielali mu schronienia. Cierpiał niejednokrotnie biedę, nawet jako sławny już pisarz zarabiał kopiowaniem nut, a pod koniec życia jego nieufność wobec otoczenia nabrała zna- mion choroby psychicznej.

Dążenie do niezależności życiowej szło u niego w parze z niezależnością poglądów. W swych dziełach rozpatrywał wiele problemów podejmowanych przez innych filozofów, rozwiązywał je jednak inaczej. Mniej interesowały go "klasyczne" kwestie filozofii, takie jak metafizyka czy teoria poznania, jeśli dawał im wyraz, to raczej pośrednio, przy okazji rozważań społecznych, pedagogicznych czy też antropologicznych, zawsze przy tym naznaczając je piętnem subiektywizmu.

W roku 1849 jedna z prowincjonalnych Akademii Nauk ogłosiła konkurs na temat: "Czy rozwój sztuk i nauk przyczyniły się do skażenia, czy do oczyszczenia obyczajów?". Rousseau dowiedział się  o  nim, kiedy  wybrał się w odwiedziny do Diderota, uwięzionego wówczas pod Paryżem, być może przedyskutowali wtedy tę propozycję.

Wziął udział w konkursie - Rozprawa o naukach i sztukach została nagrodzona, a jej publikacja (1750) uzyskała szeroki rezonans (głos zabrał między innymi król Stanisław Leszczyński). Autor postawił w niej bowiem tezę jaskrawo sprzeczną z powszechnymi wówczas opiniami o dobroczynnej roli postępu. Stwierdził mianowicie, że kultura zaszkodziła człowiekowi, pozbawiła go naturalnych przymiotów: dobra, szczęścia, niezależności. Cnoty mogą utrzymać się jedynie tam, gdzie nie zapanował jeszcze zbytek, który rodzi sztuczne pragnienia, a dążenie do ich zaspokojenia - demoralizację.

Tak stało się choćby w starożytnym Rzymie. Im zatem wyższy poziom cywilizacji, tym bardziej ludzie oddalają się od moralności. Wiedza także wynika ze zła, więc i ją potraktował Rousseau z nieufnością. Astronomię - pisał - spłodził zabobon; wiedzę retoryczną - ambicja, nienawiść, kłamstwo, pochlebstwo; geometrię - chciwość; nauki o przyrodzie - próżna ciekawość; wszystkie, łącznie z etyką - pycha ludzka.

Odpowiedź filozofa na pytanie o przyczyny nierówności społecznej, postawione przez tę samą co poprzednio Akademię w Dijon cztery lata później, ze względu na swój radykalizm nie uzyskała już aprobaty jej członków. Rousseau przygotował wówczas Rozprawę o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi, ogłoszoną w 1755 roku, w której z właściwą sobie żarliwością zaatakował prawo własności jako przyczynę nieszczęść ludzkości, godził więc w jeden z fundamentów feudalnego ustroju.

Wyszedł od próby zdefiniowania "człowieka naturalnego" jako punktu odniesienia dla oceny porządku istniejącego obecnie. Nie mówił o żadnych konkretnych ludach pierwotnych, przedstawiał hipotezę "stanu natury", konstrukcję całkowicie teoretyczną, która miała odsłaniać istotę człowieczeństwa. Uznał, że w fazie przedspołecznej samotna egzystencja człowieka przypominała zwierzęcą, nakierowa na była wyłącznie na zaspokajanie potrzeb fizycznych. Ludźmi kierował instynkt, byli samowystarczalni, nikomu nie podlegali. Nie musieli ze sobą współzawodniczyć, toteż cechowali się łagodnością i dobrocią.

Z czasem konieczność walki z przyrodą oraz rozbudzone nowe potrzeby, zmusiły ich do nawiązania współpracy, czyli spowodowały socjalizację człowieka. Rolnictwo i wynalazek metalu, podział pracy doprowadziły do wyzysku słabszych przez silniejszych, powstała własność i nierówność. Wraz z nimi zjawiły się moralność, prawo, znaczenie zyskał rozum, a ludzie zwrócili się przeciw swej naturze dotychczas czystej, pozostającej poza dobrem i złem.

Zaspokajanie coraz bardziej wyrafinowanych potrzeb doprowadziło do wzajemnych powiązań, bez których nie można już było realizować własnych aspiracji. Człowiek, niezależnie od swej pozycji, stał się niewolnikiem zbiorowości, musiał dostosować się do jej oczekiwań i standardów, co z kolei ograniczyło jego autentyczność. Zatriumfował egoizm i fałsz, nieodłącznie związane z dążeniem do realizacji partykularnych interesów.

Z drugiej jednak strony to właśnie społeczeństwo tak naprawdę stworzyło człowieka, pozwoliło mu przekroczyć pierwotną zmysłowość, nauczyło go myśleć, wyposażyło w uczucia wyższe, zwielokrotniło jego siły. Paradoks życia społecznego polega na tym, że dając człowiekowi to wszystko, jednocześnie odbiera mu szanse pełnego  wykorzystania  otwartych  tak szeroko możliwości. "Człowiek natury", nadal w nas obecny, kłóci się z "człowiekiem człowieka", istota ludzka jest bytem skomplikowanym, sprzecznym wewnętrznie i dlatego nieszczęśliwym.

Diagnoza ta zdobyła zawrotną popularność, wywarła wpływ nie tylko na oświecenie, ale i na wiek XIX. To ona w znacznym stopniu wywołała - tak charakterystyczne dla obyczajowości tamtych czasów - tęsknoty za spontanicznością i prostotą życia, inicjowała poszukiwania utraconej harmonii poprzez zwrot ku przyrodzie i ludowi, zespolonemu z naturą i stąd wolnemu jakoby od wszelkich nieprawości.

Mit powrotu do natury był konsekwencją dość jednostronnego rozumienia intencji Rousseau jako filozofa społecznego. Stan natury nie był dla niego realną alternatywą dla aktualnej organizacji społecznej, jego opis pozwalał natomiast na zrozumienie jej ułomności. Celem nadrzędnym było stworzenie lepszego społeczeństwa, a nie jego likwidacja.

Zasady budowy dobrze urządzonej  wspólnoty  nakreślił  pisarz w  traktacie  Umowa  społeczna   (1762). Szło mu o taki ustrój, który gwarantowałby zachowanie naturalnego prawa ludzi do wolności bez szkody dla całości społeczeństwa. Rozdźwięk między interesami indywidualnymi i ogólnymi był - jego zdaniem - przyczyną nadużyć i słabości prawie wszystkich znanych systemów. Znieść go może umowa społeczna, na mocy której każdy dobrowolnie i bez zastrzeżeń oddaje swe prawa wspólnocie. Bezwarunkowość tego aktu tworzy sytuację doskonałej równości, gdyż nikt nie dysponuje wówczas jakimikolwiek przywilejami niedostępnymi innym, nikt nikomu z osobna nie podlega, wszyscy natomiast podda- ją się woli powszechnej. Zabrawszy im wolność przyrodzoną obdarza ich ona wolnością społeczną, poprzez nią uczestniczą we władzy zwierzchniej. Wola powszechna nie jest prostą sumą czy większością głosów, jest to natomiast  doskonała i racjonalna emanacja ogólnego dobra zgodnego z dobrem jednostek.

Jest to również źródło prawa, które z tego właśnie powodu reguluje wewnętrzne stosunki w sposób najbardziej odpowiedni względem potrzeb zbiorowości. Może ona w zależności od warunków powoływać różne formy polityczne: demokrację, rządy arystokracji lub monarchię. Rousseau rozpatruje ich właściwości, najważniejsze dla jego koncepcji jest jednak to, że w każdym przypadku właśnie lud jest suwerennym podmiotem państwa i decyduje o jego kształcie, a państwo jest legalne i sprawiedliwe, jeśli stosuje się do jego oczekiwań.

Rozważaniom o idealnym społeczeństwie wtórowały refleksje Rousseau na temat doskonałego wychowania człowieka. Zawarł je w beletryzowanym traktacie Emil (1762). Powieściowa budowa dzieła służyła uwypukleniu ciągłości procesu wychowawczego, ale przede wszystkim lepiej niż wywód ściśle pojęciowy obrazowała metody działania nauczyciela i reakcje wychowanka. Autor nie ukrywał, że cała sytuacja jest fikcyjna: sam wcielił się w rolę wychowawcy, zaś jego podopieczny to wyobrażony obiekt pedagogicznego eksperymentu, nie zaś postać rzeczywista.

Eksperyment ów miał dowieść skuteczności pedagogiki aktywnej, która rozwija przede wszystkim przyrodzone dyspozycje i zdolności dziecka. Wychowawca dba zatem o jego należyte ukształtowanie fizyczne, doskonali postrzeganie zmysłowe, inteligencję i wiedzę wzbogaca dyskretnie, nie za pomocą książek, ale celowo zaaranżowanych sytuacji dydaktycznych. Szukanie drogi w lesie uświadomi chłopcu użyteczność astronomii, obserwacja okolicy wprowadzi go w geografię, fizykę przybliży kuglarskie przedstawienie. Zdobywane w ten sposób wiadomości będą trwałe, ugruntowane osobistym doświadczeniem i ciekawością poznawczą, dostosowane do możliwości umysłowych podopiecznego, zaś eliminacja przymusu pozwoli mu zachować radość i szczęście dzieciństwa.

Postępowanie pedagoga zmierza do ocalenia i wzmocnienia tego wszystkiego, w co człowieka wyposażyła natura, bowiem istota ludzka również jest polem jej starcia z kulturą i im silniejsze będą naturalne czynniki osobowości, tym lepiej młodzieniec zadomowi się w świecie społecznym.

Niemałą rolę w tej adaptacji odgrywa, zdaniem Rousseau, religia. Fragment księgi IV Emila, zatytułowany Wyznanie wiary wikarego sabaudzkiego, spowodował oficjalne potępienie książki i prześladowania autora, ponieważ propagował religię bezwyznaniową, odrzucającą objawienie i związane z nią dogmaty, za to głęboką szczerą, wyzwalającą dobro.

Emil odniósł ogromny sukces czytelniczy. Jednał odbiorców prostotą i konkretnością argumentacji, urodą stylu pełnego uczucia i siły przekonywania, wizją człowieka pogodzonego z samym sobą, naturą i społeczeństwem, możliwą do realizacji w warunkach najzupełniej codziennych i zwyczajnych. W ten sposób przeobraził nie tylko tradycyjne poglądy pedagogiczne, ale oddziałał na życie ówczesnej rodziny, uświadamiając specyfikę potrzeb dziecka i doniosłość rodzicielskiego zaangażowania w jego wychowanie.

Idee Rousseau w wielu istotnych momentach różniły się od zapatrywań ówczesnej filozoficznej awangardy, jaką tworzyło środowisko encyklopedystów. I im, i jemu przyświecał podobny cel: radykalna przebudowa ludzkiego świata, lecz zmierzali do niego innymi drogami. Encyklopedyści motorem pozytywnych przemian uczynić chcieli rozum, który uświadomi przyczyny istniejącego zła i pomoże je przezwyciężyć poprzez rozwój nauki, oświaty, moralności i ogólny wzrost poziomu życia. Rousseau tymczasem proponował  uzdrowienie  człowieka  poprzez  restaurację  jego podstawowych i naturalnych skłonności, czyli dobra, pragnienia wolności i autentyczności egzystencji, zagubionych w toku historycznego rozwoju.

W tym celu pragnął zbudować nowy ład społeczny, demokratyczny i egalitarny, przywracający dobrowolne i spontaniczne więzi międzyludzkie, a w konsekwencji spokój i szczęście jednostce. Inny był także jego stosunek do religii. Materializmowi i chłodnemu deizmowi racjonalistów przeciwstawiał swoisty "deizm chrześcijański", wiarę pojmowaną jako subiektywna i emocjonalna potrzeba wewnętrzna, autonomiczna wobec wszelkich przymusów czy filozoficznych teorii. Krytyka cywilizacji i ustroju opartego na nierówności oddalała go zarówno od szlachty, jak i mieszczaństwa, wiązała natomiast z aspiracjami warstw plebejskich. Związek ten dostrzegli przywódcy rewolucji francuskiej, którzy uznali autora Umowy społecznej za jednego z patronów ideowych ruchu i w 1794 roku przenieśli jego zwłoki do paryskiego Panteonu.

Jean Jacques Rousseau Umowa społeczna

księga III, rozdz. IV: O demokracji.

 

Ten, kto stanowi prawo, wie lepiej niż ktokolwiek inny, w jaki sposób powinno być ono wykonywane i tłumaczone. Wydaje się więc, że nie można by mieć lepszej konstytucji od tej, która razem łączy władzę wykonawczą i prawodawczą; lecz to właśnie sprawia, że rząd taki jest pod pewnymi względami niewystarczający, w nim bowiem rzeczy, które powinny być odłączone, nie są odłączone, a książę i zwierzchnik, będąc tą samą osobą, tworzą jedynie - że się tak wyrażę - rząd bez rządu.

Nie jest rzeczą dobrą, by ten, kto stanowi prawa, wykonywał je, ani by ciało narodu odwracało swą uwagę od spraw ogólnych, i poświęcało się przedmiotom szczególnym. Nie masz bardziej niebezpiecznej rzeczy nad wpływ prywatnych interesów w sprawach publicznych, a naruszenie praw przez rząd jest mniejszym złem niż zepsucie prawodawcy, nieomylne następstwo szczególnych punktów widzenia. Wówczas państwo psuje się w swej istocie, a wszelka naprawa staje się niemożliwa. Naród, który nigdy nie nadużyłby władzy rządowej, nie nadużywałby także niezależności; naród który rządziłby zawsze dobrze, nie potrzebowałby rządu.

Jeżeli brać ten termin w ścisłym jego znaczeniu, to nigdy nie było prawdziwej demokracji, ani nigdy jej nie będzie. Jest rzeczą przeciwną naturalnemu porządkowi, by wielka liczba rządziła, a mała była rządzona. Nie można sobie wyobrazić, by naród ustawicznie się zgromadzał dla zajmowania się sprawami publicznymi, a łatwo spostrzec, że nie mógłby zlecać załatwienia tych spraw, nie zmieniając formy zarządu.

W istocie sądzę, iż można postawić zasadę, że gdy funkcje rządowe są rozdzielone między kilka ciał,  najmniej   z  nich  liczne   zdobywają   prędzej   czy  później   największą   władzę, chociażby z powodu łatwości załatwiania spraw, która w sposób naturalny wiedzie ich ku władzy.

Zresztą, ileż to rzeczy, trudnych do połączenia, rząd ten wymaga! Najpierw - bardzo małego państwa, w którym łatwo byłoby zgromadzić naród i w którym każdy obywatel mógłby łatwo znać innych; po drugie, wielkiej prostoty obyczajów, która by zapobiegała mnogości spraw i jałowym dyskusjom; następnie wielkiej równości w stanowiskach i w majątkach, bez czego równość nie mogłaby się długo utrzymać w prawach i we władzy; w końcu niewiele zbytku lub też zupełnego jego braku - zbytek bowiem jest albo skutkiem bogactw, albo rodzi je koniecznie; psuje równocześnie bogatego i ubogiego, jednego przez posiadanie, drugiego przez pożądanie; sprzedaje ojczyznę gnuśności, próżności; odbiera państwu wszystkich obywateli, by oddać jednych pod jarzmo drugich, a wszystkich pod jarzmo opinii.

Oto dlaczego pewien sławny autor1 dał cnotę za zasadę republice, wszystkie te bowiem warunki nie mogłyby utrzymać się bez cnoty; ale ponieważ nie przeprowadził koniecznych rozróżnień, pięknemu temu geniuszowi zbywało często na słuszności, niekiedy na jasności, i nie spostrzegł on, że skoro władza zwierzchnicza wszędzie jest ta sama, ta sama zasada musi stosować się do wszystkich dobrze urządzonych państw - prawda, że w stopniu mniejszym lub większym, zależnie od formy rządu.

Dodajmy, że nie masz rządu tak narażonego na wojny domowe i niepokoje wewnętrzne, jak rząd demokratyczny, czyli ludowy, ponieważ żaden tak silnie i ciągle nie zmierza do zmiany formy, ani nie wymaga takiej czujności i odwagi, by się utrzymać przy swojej formie. Przy tym to przede wszystkim ustroju, powinien obywatel uzbroić się w siłę i stałość i każdego dnia swego życia powtarzać w głębi serca to, co mówił pewien cnotliwy wojewoda2 w Sejmie polskim: Malo pericu- losam   libertatem   quam   quietum   servitium.

Gdyby istniał naród bogów, rządziłby się demokratycznie. Rząd tak doskonały nie nadaje się dla ludzi.

1         Monteskiusz, O duchu praw, księga III, rozdz. III.

2         Wojewoda poznański Rafał Leszczyński (Przenoszę niebezpieczną wolność nad spokojną niewolę), ojciec króla polskiego, Stanisława Leszczyńskiego

Przekład  Maciej Starzewski

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama