Był to dzień uczty królewskiej: On,
Bogów wspaniały plon,
Filipa mężne plemię,
Perską zdobywszy
ziemię, Jej tron,
Na stolcu cesarskim zasiada,
Wkoło rycerzy gromada
We wieńcach z mirtów i róż -
Służ im, nagrodo, służ!
Wschodniego pełna uroku,
Tais u jego boku:
Uwielbia cały świat
Wdzięk jej młodziutkich lat...
Szczęśliwa to para, szczęśliwa,
Jedynie dzielny pan,
Dzielny jedynie pan,
On, z bohaterstwa znan.
Śpiewny otoczył chór
Mnicha Tymoteusza,
Który palcami porusza
Po strunach lutni i dźwięczne jej głosy
W Zeusowe posyła niebiosy.
Bo naprzód o Zeusie on nuci,
Jak, pełen miłosnej chuci,
Królestwo swoje porzuci,
By w węża ognistego przemieniony postać,
W uścisk Olimpii się dostać
I na swój boży wzór
Stworzyć monarchę dla świata.
Jakby oszalał zbór,
Tak wszystkich ogarnął dziw:
"Widać, jakowyś nieśmiertelny Bóg
Spłynął z niebiańskich niw
Do naszych ziemskich dróg,
W ten nasz sklepiony dwór!"
Oszalał z radości król
I mniemający, że jest władcą pól,
Jakiego nie ma drugiego na ziemi,
Z pychą się brata,
Oczami zawodzi dumnemi
I bez słów żadnych, tylko chyląc głowę,
Ukazy rozdziela gotowe.
Przekład Jan Kasprowicz