Z tego wszystkiego możemy wyprowadzić sobie następujące wnioski: tradycja jako bezwzględna zasada życia jest polipem toczącym ludzkie mózgi. Tradycja jako duch, jako mgła, mara - słowem, jako coś nieokreślonego, jest pustym dźwiękiem, pojęciem bez treści, zasadą bez zastosowania.
Tradycja na koniec - pojęta w znaczeniu dziejów - jest przygotowawczą szkołą życia, jest podstawą działania. Ponieważ postęp jest procesem wytwarzającym i zadowalającym coraz nowe potrzeby, przeto stosunek jego do tradycji uważanej w pierwszym i drugim znaczeniu jest stosunkiem sił nieprzyjaznych sobie, w znaczeniu ostatnim - stosunkiem sił wzajemnie się wspierających.
Niestety! U nas istnieje tylko pierwsza forma tego stosunku. Przyczyny tego zjawiska są proste. Społeczeństwo dzisiejsze z bardzo naturalnych powodów zwróciło się do swoich uroczystych wspomnień. Wszystko więc, co tę zadumę przerywa, co brzmi inną nutą, co chce uwagę skierować ku nowym, trudniejszym zadaniom życia, wszystko to często razi, lub wydaje się niebezpiecznym. [...] Powiedzieliśmy wyżej, że postęp i historia pewnego narodu są to tylko dwie nazwy jedne- go i tegoż samego procesu. Przez ciągłe jednak upominania się za tradycją dla niewprawnego w myśleniu ogółu dwie te nazwy zamieniają się w dwa oddzielne i przeciwne sobie zjawiska. Historia - lub też w zwykłym wyrazie tradycja - pomału staje się świątynią myśli, liczne społeczeństwa [sic], postęp zaś - złoczyńcą, który chce te skarby złupić, tę świątynię zniszczyć. Jakie skutki wynikają z tego rozszczepienia jednego rozwoju na dwie wzajemnie paraliżujące się siły, łatwo obliczyć.
Masy nie chcą stracić tego, co ma za sobą powagę wiekami uświęconą, uprzedzają się i bluźnią przeciwko każdej nowej myśli, ludzie znowu idący z biegiem czasu stają pod zarzutem szkodliwości w tendencjach. Z jednej strony rozpoczyna się walka ze spotwarzoną nauką, z drugiej strony - za przerobioną na fałszywy użytek historią. Jednocześnie więc i nauka, i historia szargają swe szaty, pokrywając się plamami wzajemnych niechęci. Czy na tej niezgodzie, na tej kłótni wygrywa cokolwiek społeczeństwo? Bynajmniej, tylko tracić może. Niepotrzebne nam więc jest wspieranie przesądów, które tłumem obsiadły wspaniały gmach przeszłości i kroczą nad jej grobem, niepotrzebni nam są apostołowie, którzy na drogach życia i nauki krzykiem ostrzegają świat o bliskiej karze, płaczą nad ruinami tradycji i wiary i zachęcają do wczesnej pokuty.
Zbyteczne obawy i zbyteczne skargi! Nie stoimy bynajmniej nad przepaścią moralną i je- żeli czego nam potrzeba, to przede wszystkim ciągłego zbliżania się do celów i ideałów, które przed nami się unoszą, a nie powrotu do form życia i zasad, które za sobą pozostawiliśmy. "Ideały przeszłości nie są ideałami teraźniejszości" - powiedział zdolny nasz historyk. Dopóki więc społeczeństwo ma jakieś nadzieje, dopóki wierzy w swą przyszłość, dopóki nie chce być próżniaczym pasożytem na swej wielkiej historii - dopóty niech każdy lepiej je zostawi w spokoju, aniżeli ma fałszywymi alarmami zachęcać do odwrotu. W prawach rozwoju narodów nie ma wybiegów strategicznych, cofanie się przed postępem jest zawsze przegraną, a nigdy nie pomaga do zwycięstwa. Aleksander Świętochowski, Tradycja i historia wobec postępu, 1875