Do myszy
Z okazji zniszczenia jej nory przy orce w listopadzie 1785
Maleńki, cichy, bojaźliwy stworze,
Ileż popłochu w piersi twojej gorze!
Cóż się tak zrywasz, czemu w swojej norze
Dalej nie drzemiesz?
Myślisz że życie twoje też rozorze
Morderczy lemiesz?
Przykro, iż na tej człowieczej przewadze
Cierpią Natury jednoczące władze,
Iż, kiedy pługiem o norkę zawadzę,
Nie zauważysz,
Żem też śmiertelny i twój w każdej pladze
Ziemski towarzysz!
Ja sam nie wątpię, że żyjesz z kradzieży;
I cóż? Chudzinie też się coś należy:
Porwać ze stogu kłosek? Bądźmy szczerzy
Żadna to zbrodnia
Zostanie dość, bym miał bochenek świeży
Na stole co dnia.
Lecz z domku twego została ruina!
Licha ziemianka, nawet bez komina.
Wszakże osłona przed zimnem jedyna:
Z jakich mchów sklecisz
Nową? Za późno: zły Grudzień zaczyna
Mrozem dąć przecież!
Widziałaś gołe, jałowe ścierniska,
Wiedziałaś dobrze, że zima już bliska:
Skulić się w cieple suchego siedliska
Miałaś nadzieję,
Gdy trach! pług stalą przeraźliwą błyska,
Zniszczenie sieje.
Te źdźbła i liście, które wiatr rozmiata,
Znosiłaś z czterech krańców swego świata;
I dzisiaj taka za twój trud zapłata:
Przetrwać bez schronu
Zimę, gdy mżawka siąpi lodowata,
Grunt w bieli szronu?
Lecz, Myszko, innych też nadzieja łudzi;
Przewidywaniem mózg próżno się trudzi:
Przemyślne plany i myszy, i ludzi
W gruzy się walą,
Nasze zapały zawód zwykle studzi
Zwątpienia stalą.
Rada bądź, że cię jedynie dotyka
Czas teraźniejszy; spójrz, co mnie spotyka,
Człowieka, który, gdy wzrok w przeszłość wnika,
Błędów się wstydzi,
A gdy spogląda w przyszłość, ni promyka
W mroku nie widzi!
Przekład Stanisław Barańczak
Przemowa do bólu zęba
wygłoszona w chwili, gdy autor był straszliwie nękany przez tę dolegliwość
A niech cię diabli! Niech cię szlag!
Jad żądła twego nęka tak
Me dziąsła biedne, że tchu brak!
Mścisz się bez przerw!
Jak tortur rozpalony hak
Rwiesz każdy nerw!
Gdy wstrząsa dreszcz, gdy w uszach szum,
Gdy strzyka kość, gdy szkodzi rum,
Współczuciem darzy bliźnich tłum
I już jest lżej,
Lecz ty gdy dręczysz, dżumo dżum,
Świat kpi - Ojej!
Ślinię się! Wierzgam! Stołek trzasł!
Przy ogniu dziewki wszystkie wraz
Gdaczą, gdy skaczę raz po raz -
I co chcesz rób!
Z wściekłością życzę, by im wlazł
Jeż, jeż do dup!
Niczym dopustów wszelkich szczyt,
Zły plon, czczy targ, w kościele wstyd,
Spuszczanej w ziemię trumny zgrzyt,
Gdy umrze swat,
Nudziarstwo durniów, łotrów spryt -
Tyś arcykat!
Nic to, co pastor piekłem zwie,
Skąd boleść grzesznych w głos się drze
I siedmiu plag numery złe
Obwieszcza bies!
- Och! Bólu Zęba, na tym dnie
Tyś królem jest!
Och! Czarcie, coś tak swary siał,
Że durna ludzkość, wpadłszy w szał,
W posoce brodząc ze swych ciał
W pląs idzie skoczny,
Och! spraw, by wrogów Szkocji dźgał
Ból Zęba roczny!
Przekład Zofia Kierszys
Do wszy
ujrzanej na czepku pewnej damy w kościele
Ha! Dokąd to tak leziesz śmiało?
Rzec, żeś bezczelna, to za mało!
Dla wszy ten tiul z koronką białą
To deptak rzadki.
Choć wątpię, czy by się udało
Tu jeść obiadki.
Ohydny stworze ty przeklęty,
Dla grzesznych wstrętny i dla świętych,
Jak śmiesz swe wszawe stawiać pięty
Na świetnej damie?
Precz z niej, wszak nażreć możesz się ty
Na jakimś chamie!
Precz w gąszcze brody do żebraka!
Tam łaź i nurkuj sobie w kłakach,
Tam przy rojących się krewniakach
Rób wciąż libacje!
Nie wtargnie grzebień nieboraka
W wasze plantacje.
Teraz nie widać cię przez chwilę.
Misternych fałdek jest tu tyle.
Lecz już ci źle!
Już się wychylasz
Z tej miękkiej wnęki.
Na czubku czepka stokroć milej
U cnej panienki.
Mam rację! Lezie znów poczwara,
Jak agrest obła, pulchna, szara!
Och! Mając rtęć czy proch tu, zaraz
Bym cię uraczył
I skończył z tobą ten ambaras
Cichutko raczej.
Za złe bym nie miał ci pikników
Na starej babki barchaniku,
Na obszarpanym kaftaniku
Małego chłystka,
Lecz na tym damskiej mody krzyku
Jak śmiesz się ciskać?!
O Jenny, nie kręć wdzięcznie głową,
Nie myśl, żeś gracji jest królową!
Nie wiesz, jak wesz mknie brawurowo
Po twoim tiulu.
A ludzie widzą, daję słowo,
- Jest szum jak w ulu!
Och, gdybyż zdolność mieć tak, bokiem,
Widzenia siebie bliźnich okiem!
Jak pierzchłaby przed swym widokiem
Czcza kokieteria -
Na pokaz miny, gesty, kroki -
Ba! bigoteria!
Przekład Zofia Kierszys