Mamy prawie doskonale opracowaną teorię ciężkości. Lagrange dowiódł, jak wiadomo, że system planetarny oparty na tej teorii będzie trwał wiecznie, Laplace zaś, jeszcze bystrzej, daje do zrozumienia, że na żadnej innej zasadzie nie mógłby się opierać. Dzięki temu przynajmniej żegluga po morzach stała się łatwiejsza, a i dzienniki żeglarskie prowadzi się porządniej.
Niemało też mamy wiadomości z dziedziny geologii i geodezji. Dzięki pracom Wernerów i Huttonów oraz ich zapalonych uczniów doszło nawet do tego, że dla niejednej akademii nauk powstanie świata wydaje się być prawie taką samą zagadką, jak ugotowanie pierogów z jabłkami, choć też prawdą jest, że w tej ostatniej kwestii niektórzy napotykają twardy orzech do zgryzienia, gdy przyjdzie im rozstrzygnąć, w jaki sposób te jabłka znalazły się w pierogach. Czy w tej sytuacji trzeba jeszcze wspomnieć rozprawy o umowie społecznej, prawidłach dobrego smaku czy odkryciach szlaków wędrujących śledzi. Zresztą czy nie posiadamy doktryn czynszu, teorii wartości, filozofii języka, historii garncarstwa, spirytyzmu, a nawet teorii gorących napojów? Całe więc życie człowieka i jego otoczenie zostało tak objaśnione, że nie ma pewnie włókienka, którego właściwości nie zostały rozłożone na czynniki pierwsze. Nasze odkrycia i teoria, jak się okazuje, mają swoich Stewartów, Coninów, Royer Collardów. Każda tkanka komórki naczyniowej czy mięśniowej chlubi się swoimi Lawrence’ami, Magendie’mi, Bichatami.
Jak to się jednak stało, mógłby spytać ktoś rozważny, że dotychczas jedyna prawdziwa tkanka, będąca tkanką tkanek, mianowicie tkanka odziewająca, nie została odkryta. Tkanka odziewająca bowiem, będąca najbardziej zewnętrzną powłoką człowieka mieści w sobie i chroni wszystkie pozostałe tkanki, wręcz duszę człowieka z jej żywą jaźnią, czynnymi zdolnościami - całym jestestwem. Owszem, czasem jakiś myśliciel o złamanym skrzydle zajmował się tą dziedziną, oglądając ją sowim okiem, lecz większość spoziera ponad nią, a przecież o dzież, jako tkanka tkanek, nie jest tylko przymiotem człowieka, ale jego własnością i to wrodzoną, tak przynależną jemu jak liście drzewom i pierze ptakom. W dotychczasowych rozumowaniach milcząco zakłada się, że człowiek jest zwierzęciem odzianym, tymczasem z natury jest on zwierzęciem nagim, a tylko okoliczności zmuszają go do robienia odzieży. Szekspir nazywa nas stworzeniami oglądającymi się poza siebie i patrzącymi przed siebie. Aż dziw, że nie zauważamy tego, co dzieje się tuż przed naszymi oczami. Jednak i w tym przypadku, jak i w wielu innych, z pomocą nastręczają się uczeni niemieccy, ci głęboko myślący uczeni.
W końcu jest to prawdziwe błogosławieństwo, że w tych naszych rewolucyjnych czasach istnieje choć jeden kraj, gdzie abstrakcyjna myśl znajduje przytułek, że pośród ogłuszającej wrzawy robionej przez reformatorów w Anglii, przez ucichłą emancypację i rewolucję w Paryżu, Niemiec może spokojnie pilnować swojej strażnicy naukowej, a także, dmąc w krowi róg, wołać do walczących tłumów: Höret ihr Herren, und lasset’s euch sagen, czyli ostrzegać zapominających, którą mamy godzinę i to z dokładnością co do minuty. [...] Prawdopodobnie gdyby uczeni niemieccy nie mieli tej swobody, pozwalającej im łowić ryby w rozmaitych wodach, przy pomocy najróżniejszych niewodów - jeszcze długo nie doszłoby do odkrycia filozofii odzieży i jej następstw, do których z pewnością dojdzie. Wydawca niniejszych kartek, chociaż lubi chwalić się tym, że potrafi oddawać się czystej myśli spekulatywnej, musi się jednak przyznać, że posiada też zamiłowanie do gadulstwa, a jednak do ostatniej chwili nie zauważył, że literatura angielska nie znała teorii odzieży. Na odkrycie jej on sam wpadł dopiero na skutek podszeptu zagranicznego, a mianowicie po otrzymaniu książki profesora Teufelsdröckha z Weisschnichtwo.
Dzieło to zajmuje się wyłącznie filozofią odzieży, wprawdzie teoria ta wypowiedziana została stylem nie dla wszystkich zrozumiałym, ale zastanawiającym nawet dla ślepego. Ta godna uwagi rozprawa wraz ze wszystkimi jej zasadami (które można przyjąć lub odrzucić) nie uszła uwagi wydawcy i pozostawiła wyraźne ślady w jego umyśle... "[...] Znakomity uczony pamiętając o dawnej między nami przyjaźni, choć opromieniony pierwszym blaskiem sławy, która go jednak nie oślepiła, przysłał nam egzemplarz swojej książki z własnoręczną dedykacją. Skromność Wydawcy nie pozwala jednak przytaczać komplementów tam zawartych. Autor książki nie zamieścił też w dołączonym do Wydawcy liście żadnego życzenia, oprócz jednego, które świadczy o jego ambicji - życzy on swemu dziełu, by i na brytyjskiej ziemi wydało plon". Przekład Leopold Buczkowski i Zygmunt Trziszka