Literatura odrodzonej Polski rozpoczynała się od hałaśliwych i ostentacyjnych manifestów, nawołujących do zerwania z ramion "płaszcza Konrada", do odejścia od romantycznego dziedzictwa w imię sztuki wyzwolonej, radosnej, drwiącej sobie z patetycznych póz. Jednak już pod koniec lat 30. wielu awangardystów, a także "techników literackich", jakimi byli m.in. skamandryci, zdało sobie sprawę, że kończy się "sen o bezgrzesznej".
I chociaż nie zarzucono nowoczesnych technik poezjowania wypracowanych w Dwudziestoleciu (w tym sensie poezja okresu wojny i okupacji jest jego kontynuacją), to jednak coraz częściej "płaszcz Konrada" wydawał się ponownie użyteczny. Co ciekawe - sięgali poń ci poeci, którzy wcześniej nawoływali do jego odrzucenia: Słonimski, Wierzyński, Tuwim, nie wspominając już o twórcach wyraźnie związanych z lewicą, takich jak Broniewski czy Młodożeniec.
Wydawane w czasie wojny tomy poetyckie: Póki my żyjemy J. Przybosia (1944), Bagnet na broń W. Broniewskiego (1943, wiersz tytułowy powstał wiosną 1939), Alarm A. Słonimskiego (1940), poemat Kwiaty polskie J. Tuwima (1940-44), Ziemia-Wilczyca K. Wierzyńskiego (1941), Wiersze bezlistne K. Iłłakowiczówny (1942), Z dymem pożarów J. Łobodowskiego (1942), Róża i lasy płonące M. Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (1940), Lutnia po Bekwarku J. Lechonia (1942) czy pisane w obozie jenieckim wiersze Gałczyńskiego - mimo różnych miejsc, w których się ukazały i mimo różnych poetyk, które reprezentowali przed wojną ich autorzy wykazują, iż zasób motywów, stylistyki, a także mitów należących do romantycznej tradycji polskiej jest uniwersalny i zawsze użyteczny w chwilach, gdy naród stawał wobec śmiertelnych wyzwań.
Tak też miało być po blisko czterdziestu latach, gdy młodzi poeci w stanie wojennym (1981) sięgali po te same, wydawałoby się, zapomniane motywy i stylistyczne chwyty. Tułaczka, nostalgia, marzenie o ojczyźnie przesączają się tu w widoczny sposób przez filtr romantyczny, zbudowany na liryce Mickiewicza, Słowackiego, rzadziej - Norwida. Ożywają wątki myśli mesjanistycznej - nawet jeśli poeci wykazują oczywisty wobec niej dystans, spowodowany - jak można przypuszczać - doświadczeniem katastrofy i głębokim brakiem wiary w sensowność ofiary jako czegoś, co przywraca sens dziejom. Jednak, co warto zauważyć, obecność romantycznej tradycji w twórczości poetów debiutujących w Dwudziestoleciu - a więc urodzonych na początku wieku - ma inny wymiar niż w przypadku "pokolenia Kolumbów".
Swoistym kluczem do zrozumienia tej różnicy jest znakomity tom Cz. Miłosza Ocalenie (1945), składający się częściowo z wierszy powstałych tuż przed wojną, a następnie tworzonych już w obliczu spełniającej się Apokalipsy. Miłosz - starszy o całą dekadę od Baczyńskiego i jego kolegów - dostrzegał w sztuce, poezji, malarstwie siłę pozwalającą "ocalać" świat od całkowitego pogrążenia się w chaosie i poddania się uruchomionym mocom ciemności. Nikt bowiem nie zwolnił poety, filozofa i "wróża" od zadawania ludzkości pytań: nie tyle o granice sensu i bezsensu bieżących zdarzeń, ile o przyszłość. Dla Miłosza nawet najgłębsza tragedia ma swoje znaczenie - nie cenę, lecz właśnie znaczenie. Tak jest choćby w sławnym wierszu Campo di Fiori powstałym jako swoiste homagium ofiarom płonącego warszawskiego getta, których śmierci towarzyszyły śmiechy ludzi bawiących się na karuzeli ustawionej w pobliżu murów (wiersz ten, wielokrotnie analizowany w latach późniejszych, stawał się powodem publicystycznych i ideologicznych sporów).
Dwa cykle okupacyjnych wierszy Miłosza Świat (Poema naiwne) i Głosy biednych ludzi świadczą, że dawny katastrofista zamienił się w filozofa znajdującego w historii - nawet najokrutniejszej - głęboki moralny wymiar. Tego poeci "pokolenia Kolumbów" zaakceptować nie mogli: dla nich "ocalenie" znajdowało się zupełnie gdzie indziej. W samym akcie poetyckiego tworzenia, w Czynie Trzebińskiego, w miłości i skupionej metafizyce Baczyńskiego.
Stąd też wyraźna kontrowersja, jaka zarysowała się między dawnym "żagarystą" Miłoszem a pokoleniem debiutantów. Ten problem romantycznego dziedzictwa pozostanie żywy w poezji i całej polskiej literaturze przez kilka kolejnych dekad: było to dziedzictwo "ocalające" - a także dekonstruujące. Stanowiło oparcie - czego dowodem jest przede wszystkim twórczość poetów starszych, przeważnie znajdujących się na emigracji (ich osobista sytuacja skłaniała do szukania analogii z polską diasporą XIX-wieku). Było też obiektem ironii - głównie tych, których nieustannie zdradzały mocarstwa i politycy, którzy mający nastąpić po wojnie ład świata rozstrzygali ponad i poza wolą zwykłych ludzi. Dla poetów starszych ucieczką, "Itaką" mogły być również antykizujące stylizacje, powrót do greckich, biblijnych, babilońskich mitów. Był to zresztą fragment poetyckiego leksykonu stworzony w latach międzywojennych (i częściowo odziedziczony po modernizmie).
Trudno przypuszczać, by z tak bogatego zasobu nie chcieli korzystać młodsi. I korzystali: jednak przekształcali go znacząco, sięgając po środki ekspresji wypracowane m.in. przez ekpresjonizm. Jeśli nawet ogniwem pośrednim był tu krąg czechowiczowski - to oryginalność rozwiązań w zakresie języka poetyckiego (Trzebiński) była tu niepodważalna. Wizyjność natomiast liryki Baczyńskiego - poety, który do końca XX wieku pozostał wręcz symbolem zmagania się wrażliwości poetyckiej z okrucieństwem czasu, w którym przyszło poecie żyć - wpłynęła na kształt liryki powstałej w latach 70. i 80. XX stulecia.