(1491-1556)
– niewielu jest ludzi, którzy w tak dużym stopniu wpłynęliby na losy świata. Baskowie z dumą podkreślają, że św. I. jest przedstawicielem tego – jednego z najstarszych w Europie – narodu; jego osoba niemal idealnie łączy radykalizm z pragmatyzmem, które to cechy mają charakteryzować każdego Baska. I., który na chrzcie otrzymał imię Inigo Lopez, był najmłodszym – trzynastym – dzieckiem Beltrama Yaez de Oaz y Loyola i Maryny Saenz de Licona y Balda. Dzieciństwo spędził w rodzinnym zamku Loyola; jako chłopiec został paziem Juana Velazqueza, a po jego śmierci (1517) rozpoczął służbę na dworze wicekróla Nawarry – Antoniego Manrique. Marzył o karierze wojskowej, ale walcząc z Francuzami w szeregach wicekróla został ranny w czasie oblężenia Pampeluny. Zmiażdżona kulą armatnią noga uczyniła go chromym do końca życia. W czasie długotrwałej rekonwalescencji w rodzinnym zamku pod wpływem lektury dzieł religijnych (głównie Złotej legendy bł. Jakuba de Voragine oraz życia Chrystusa Ludolfa Kartuza) przeżył coś, co określał potem jako powtórne nawrócenie. W dyktowanej pod koniec życia autobiografii stwierdzi: „Do dwudziestego szóstego roku życia był oddany sprawom tego świata, głównie za przyczyną swej nieposkromionej i próżnej żądzy zdobycia sławy znajdował upodobanie w zajęciach orężnych”. Jako rekonwalescent podjął decyzję, że uda się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Po wyzdrowieniu, któremu miało towarzyszyć cudowne objawienie się Matki Boskiej, udał się do sanktuarium w Montserrat; tam, po nocnym czuwaniu, złożył przed cudownym obrazem NMP swój rycerski rynsztunek jako wotum. Rozpoczął wtedy okres duchowych medytacji w okolicach Manrezy, trwający niemal rok; potem, przez Rzym, udał się do Palestyny (1523). Ponieważ legat papieski zabronił mu pozostawania w Jerozolimie, musiał wracać do Hiszpanii. Jako dojrzały już człowiek (32-letni) rozpoczął studia filozoficzne w Alcala i Salamance, wzbudzając sporą sensację. Pobierając nauki – sam zaczął uczyć innych, udzielając im jednocześnie duchowych wskazówek. Niemłody już, studiujący szlachcic z Baskonii, prowadzący pokutne życie – człowiek, u którego nie ma najmniejszej sprzeczności między słowami i czynami – gromadzi wokół siebie wielu zafascynowanych jego osobowością ludzi. Przeważają wśród nich kobiety – wywodzące się z różnych stanów społecznych, niektóre nawet z nie najlepszą opinią. Obszerną korespondencję z kobietami I. będzie prowadził do końca życia. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji zainteresowała się nim inkwizycja: został oskarżony o propagowanie heretyckiej, indywidualistycznej pobożności. Podejrzewano, że I. należy do tajemniczej sekty „alumbrado”, niepokojącej hiszpańskie władze kościelne. I. znalazł się w więzieniu w Salamance, nie tylko jednak był konsekwentny, ale potrafił skutecznie bronić się przed groźnym trybunałem. Ostatecznie zabroniono mu nauczania do czasów ukończenia studiów. Do wyroku uniewinniającego sędzia dołączył polecenie, by „dopiero po upływie czterech lat, w ciągu których kontynuowałby studia, mógł decydować: to lub to jest grzechem śmiertelnym [...]”. I. po zwolnieniu z więzienia udał się na studia teologiczne do Paryża (1528). Tam także gromadzili się wokół niego studenci. 15 sierpnia 1534 roku (I. był już wówczas magistrem teologii) kilku studentów Sorbony złożyło uroczyste śluby ubóstwa i odbycia pielgrzymki do Ziemi Świętej. W grupie tej, obok I., który przybrał takie imię na cześć męczennika z II w., są: bł. Piotr Favre, św. ➞ Franciszek Ksawery, Jakub Lainez, Alfons Salmeron, Mikołaj Bobadilla, Szymon Rodriguez i Hieronim Nadal. Wtedy właśnie na zboczach Montmartre’u, u grobu św. Dionizego, powstały fundamenty przyszłego Towarzystwa Jezusowego: zgromadzenia, które odegrało w historii Kościoła tak wielką rolę. Sam I. w autobiografii powie: „Wtedy wspólnie już naradzili się, co powinni przedsięwziąć: mianowicie wyruszyć do Wenecji i dalej do Ziemi Świętej i całe swe życie poświęcić zbawieniu duszy, a gdyby nie pojawiła się żadna możliwość podróży na Bliski Wschód, mieli czuć się zwolnieni ze swego ślubu pielgrzymki do Jerozolimy i natychmiast stawić się do dyspozycji papieża”. Papież miał ich wtedy „wysłać tam, gdzie jego zdaniem można osiągnąć więcej dla chwały Boga i zbawienia duszy”. Praktyczny charakter ślubowania stanowi zapowiedź tego, co będzie istotą postawy jezuitów. Próba dostania się do Palestyny nie powiodła się, Wenecja bowiem toczyła wówczas wojnę z Turcją. W 1537 roku I. przyjął, zachęcony przez papieża Pawła III, święcenia kapłańskie – podobnie jak jego pozostali towarzysze. Wszyscy oddali się posłudze chorym w szpitalach i katechizacji dzieci. Pobyt w Rzymie I. wykorzystał, by otrzymać zatwierdzenie nowej rodziny zakonnej. Napisał najpierw szkic konstytucji Formula Instituti Societatis Iesu, która – po kolejnych uzupełnieniach – została zatwierdzona przez papieża Pawła III bullą Regimini militantes Ecclesiae (1540). W roku następnym pierwsza kapituła generalna ustanowiła I. przełożonym generalnym; złożył on profesję w Bazylice św. Piotra Za Murami w Rzymie. Energia i niewątpliwy charyzmat I. sprawiły, że już za jego życia zakon liczył około tysiąca braci działających na trzech kontynentach (także w Azji). W 1542 roku jezuici otrzymali rzymski kościół Santa Maria della Strada; w tym samym roku założyli w Coimbrze swoje kolegium, które stanie się prototypem jezuickich uniwersytetów. Powstawały szybko nowe domy zakonu, jezuici rozpoczęli pracę misyjną w dalekich krajach (m.in. św. Franciszek Ksawery udał się do Indii); w 1551 roku w Rzymie założono Collegium Romanum (ob. Gregorianum) – pierwsze z licznych później w Europie jezuickich kolegiów. Istotną rolę teologowie jezuiccy odegrali w czasie soboru w Trydencie (1545-63), podejmując po raz pierwszy tak zdecydowaną i podbudowaną argumentami intelektualnymi polemikę z protestantyzmem. I. zakończenia obrad soboru już nie doczekał. Odezwały się rany z lat młodości; do cierpień tych dołączyły się nowe choroby. Mimo to I. do końca swoich dni pozostawał aktywny: prowadził korespondencję, przyjmował sprawozdania z Trydentu, odwiedzał chorych w szpitalach. Próbował jednak złożyć urząd przełożonego generalnego, lecz jego prośba nie została przyjęta. Zmarł w nocy z 30 na 31 lipca; kiedy do jego celi weszli rano współbracia, odkryli go martwego, mimo że wieczorem uznali, iż jego stan się poprawił. Okazało się, że I. nigdy nie był za życia portretowany, stąd też wszystkie późniejsze wizerunki opierają się na masce pośmiertnej zdjętej w kilka dni po zgonie. Błogosławionym ogłosił go papież Paweł V w 1609 roku; kanonizował papież Grzegorz XV czternaście lat później. Jego relikwie znajdują się w pięknym kościele Il Gesù w Rzymie; w Wiecznym Mieście znajdują się jeszcze dwie świątynie należące do Towarzystwa Jezusowego: wspaniały kościół pod wezwaniem św. I., zaprojektowany przez Horacjusza Grassi, oraz kościół pw. św. Andrzeja (spoczywają tam relikwie św. ➞ Stanisława Kostki). W roku 1920 papież Benedykt XV ogłosił go patronem rekolekcji (zatwierdził to papież Pius XI dwa lata później). Jest tradycyjnie patronem żołnierzy i matek oczekujących potomstwa; patronuje trzem diecezjom w Kraju Basków. I. nie wyraził ostatniej woli ani nie wyznaczył następcy. Pozostawił jednak pisma – przede wszystkim największe dzieło trydenckiej duchowości: Ćwiczenia duchowe. Ćwiczenia... są dostosowane do wieku, zdrowia, możliwości intelektualnych, a nawet stylu życia ćwiczącego. Pozwalają przezwyciężyć schematyzm i automatyzm modlitwy. Na początku I. proponuje wypracowanie swoistej obojętności wobec rzeczy stworzonych – wszystko ma być podporządkowane służbie i chwale Bożej. „Ad maiorem Dei gloriam” – oto główna maksyma ignacjańskiej duchowości. Przedmiot medytacji pierwszego tygodnia dotyczy grzechu i piekła. Tydzień drugi to rozważanie życia Chrystusa; jego celem jest przygotowanie do osobistej, indywidualnej odpowiedzi na powołanie Boże. Punktem dojścia ma być dokonanie jakiejś zmiany własnego życia – nawet drobnego, pozornie nieistotnego jego szczegółu. Trzeci tydzień to rozważanie męki i śmierci Chrystusa, wyznaczenie sobie pokuty; I. zaleca tu zachowanie roztropności i liczenie się z własnymi możliwościami. Czwarty tydzień obejmuje rozważanie życia Chrystusa od Zmartwychwstania do Wniebowstąpienia. Akcent jest tutaj położony nie na ascezę, ale na umiarkowanie i powściągliwość. Ćwiczenia... okazały się skuteczną obroną duchowości katolickiej przed kwietyzmem i *luteranizmem. Jeszcze dziś zadziwiają realizmem i precyzją swoich porad. W roku 1948 papież Pius XII potwierdził, że pozostają jednym z najskuteczniejszych środków duchowej odnowy. Ich istotą – jak całej duchowości ignacjańskiej – jest niedopuszczanie do bierności; przypominają, że łaska Boża wymaga pewnego wysiłku, współdziałania ze strony człowieka. W pewnym sensie I. szedł tu drogą wyznaczoną przez św. ➞ Augustyna, szczególnie tam, gdzie kreślił wizję dwóch państw: Bożego i szatańskiego. Augustyn jednak widział tę opozycję w perspektywie historiozoficznej – I. w perspektywie indywidualnego ludzkiego wyboru. Z pozoru taka perspektywa może uchodzić za realistyczną, jednak w naświetleniu I. nabiera innego wymiaru. Jeśli człowiek opowiada się raz po stronie Chrystusa – nie ma dlań odwrotu. Każde zejście z tej drogi oznacza zdradę i grzech śmiertelny. Takiej postawie I. pozostał wierny w Konstytucjach zakonnych, które ukazały się w wersji łacińskiej w roku 1558, oryginał hiszpański zaś – opracowany przez sekretarza św. I., Juana Polanco – ujrzał światło dzienne dwa lata później. Dzieło zatem opublikowano już po śmierci jego autora. Konstytucje są realizacją – na wszystkich możliwych płaszczyznach – zasady absolutnego posłuszeństwa. Samo Towarzystwo deklaruje absolutne podporządkowanie władzy papieskiej: gotowe jest spełniać wszystkie zadania wyznaczone przez Stolicę Apostolską. Towarzystwo, skupiające „żołnierzy Chrystusowych”, staje się tym samym filarem papiestwa. Rolę tę, jak się okazało, wypełniło skutecznie. Jednak bardziej kontrowersyjna jest zasada posłuszeństwa w odniesieniu do pojedynczych członków Societas Iesu. I. pisał, że każdy z nich powinien wyrobić w sobie przeświadczenie, iż jego czynami kieruje Boża Opatrzność – za pośrednictwem zakonnych przełożonych, „tak jakby był trupem [...] lub tak jak kij w ręku starca, który wszędzie służy mu w każdej potrzebie”. Zdanie to bywało jednym z argumentów przeciwko Towarzystwu, które miało kierować się rzekomo zasadami godzącymi w ludzką wolność; przytaczano liczne przykłady świadczące o nieludzkich stosunkach w klasztorach, o poniżaniu kandydatów, o lekceważeniu ich osobowości. Jeśli takie przypadki istotnie się zdarzały, z pewnością nie świadczyły one o wiernym wypełnianiu przesłania pozostawionego przez założyciela Towarzystwa. Zasadę posłuszeństwa trzeba bowiem dojrzeć jako drugie, uzupełniające skrzydło głoszonej przez św. I. w Ćwiczeniach... zasady indywidualnej aktywności człowieka. Kładąc nacisk na indywidualne zaangażowanie człowieka w poszukiwaniu drogi do Chrystusa, I. chciał zarazem dojrzeć w nim karnego i zintegrowanego z celami całego Towarzystwa „żołnierza”. Nie chodzi tu o ślepe, bierne i połączone ze strachem wykonywanie wszystkich poleceń, ale o zespolenie ze społecznością, na której czele stoją przełożeni zakonni. Zasada posłuszeństwa nie jest w historii monastycyzmu czymś szczególnie nowym. Wprowadzali ją m.in. św. ➞ Benedykt z Nursji i nawet św. ➞ Franciszek. Można by nawet poglądy I. nazwać powrotem do ścisłych reguł, do obserwy, gdyby nie fakt, iż pojawienie się jezuitów stanowi zasadniczy zwrot w historii monastycyzmu europejskiego (zachodniego). Oto po raz pierwszy pojawił się zakon, którego reguła podporządkowana została ściśle zarysowanemu celowi, wynikającemu z politycznej i społecznej sytuacji Kościoła. Niegdyś podobną rolę odegrali dominikanie, w dobie potrydenckiej jednak, w sytuacji silnej rywalizacji z duchem reformacji – wszelkie przeobrażenia dokonujące się w dotychczasowych zakonach okazały się już niewystarczające. Ważne jest, iż w kierunku zapoczątkowanym przez jezuitów zmierzać będą następni założyciele nowych zgromadzeń. Ich punktem wyjścia stanie się każdorazowo precyzyjnie opracowany system wychowawczy (pijarzy, oratorianie, lazaryści, misjonarze od św. Wincentego à Paulo, szarytki, urszulanki itd.). Wszystkie te zgromadzenia do dziś prowadzą instytucje naukowe (jezuici mają 33 uniwersytety, prowadzą 17 radiostacji, wydają przeszło 1100 czasopism religijnych). Doskonała organizacja wewnętrzna Towarzystwa, karność jego członków, którzy przed złożeniem ostatnich ślubów przechodzili mozolny okres probacji, trwający nawet kilkanaście lat, uczyniły dzieło św. I. sprawnym instrumentem w ręku Stolicy Apostolskiej. W ciągu jednak dwóch wieków istnienia owo narzędzie coraz wyraźniej wymykało się spod kontroli, zyskując niekiedy przesadny wpływ na życie polityczne i intelektualne w wielu krajach. Nic dziwnego, że stopniowo nasilały się głosy krytyczne wobec Towarzystwa, które – istotnie – oddaliło się od założeń nakreślonych przez swego założyciela; nie potrafiło także sprostać ogarniającej Europę w XVIII w. nowej filozofii. Kwintesencją owej krytyki są Prowincjałki B. Pascala, powstałe w duchu *jansenizmu; „jezuita” stanie się na pewien czas synonimem człowieka podstępnego, dwulicowego, głoszącego „chwałę Bożą”, a w rzeczywistości dążącego do całkiem ziemskiej władzy. Dodatkowo zwolennicy oświeceniowej filozofii krytykowali jezuicki obskurantyzm, konserwatyzm i ślepe posłuszeństwo. Zarazem nikt nie podważał doskonałej organizacji ich szkolnictwa, opanowanej do perfekcji sztuki dyskusji, pragmatyzmu – także w działaniach politycznych. Być może ów pragmatyzm sprawił, że poirytowane potęgą Towarzystwa dwory europejskie wymogły na Stolicy Apostolskiej kasatę zakonu, który miał być przecież jej podporą. Oficjalnie ogłosił ją w brewe Dominus ac Redemptor noster z 17 czerwca 1773 roku papież Klemens XIV. Na swoistą ironię zakrawa fakt, iż kasata owa nie dotyczyła krajów nie podporządkowanych Rzymowi: rządzonej przez prawosławną carycę Katarzynę II Rosji oraz Niemiec pozostających pod berłem protestanta – króla Fryderyka II. Zakon przywrócono do pełnych praw po klęsce Napoleona I w 1814 roku; dokonał tego Pius VII bullą Sollicitudo omnium Ecclesiarum. Od tego czasu Towarzystwo przeszło gruntowne przeobrażenia, zwracając się ponownie ku ideom propagowanym przez swego założyciela. Osiągnięcia Towarzystwa Jezusowego są najwyraźniejsze na polu szkolnictwa, pracy misyjnej (głównie w Chinach i w Indiach); jezuici stali się tam propagatorami słowa Bożego, będąc jednocześnie obrońcami praw miejscowej ludności, „nawracanej” w przeszłości krwawymi podbojami (Ameryka Południowa). Obecnie Towarzystwo Jezusowe jest uznawane za największy zakon (spośród dwustu uznanych przez Stolicę Apostolską): liczy ok. 30 tysięcy braci w przeszło 2200 domach. Do Polski sprowadził ich biskup warmiński, Stanisław Hozjusz, w 1564 roku, fundując kolegium w Braniewie. Przez dwa stulecia wykształcili oni wiele pokoleń polskiej młodzieży magnackiej i szlacheckiej: do wychowanków szkół jezuickich należeli m.in.: Jakub Wujek, Piotr Skarga, Maciej Sarbiewski, Franciszek Bohomolec, Adam Naruszewicz, Franciszek Kniaźnin, prymas Królestwa Polskiego i poeta Jan Woronicz, Grzegorz Piramowicz – jeden z najaktywniejszych założycieli Komisji Edukacji Narodowej i jej sekretarz. Z grona jezuitów wywodzili się polscy święci: Stanisław Kostka i ➞ Andrzej Bobola. Wspomnienie założyciela Towarzystwa Jezusowego, św. I., Kościół powszechny obchodzi w dies natalis, tzn. 31 lipca.34 Św. Ignacy Loyola