GRANICE CZASOWE OŚWIECENIA
Sfera periodyzacji literatury „wieku świateł” w Polsce, dotyka problemu budzącego niemało kontrowersji, związanych szczególnie z określeniem momentu końca okresu. Rzecz jasna, ze względu na rozciągnięcie w czasie opisywanych zjawisk wszelkie datowanie jest tutaj sprawą umowną, a konkretne liczby pełnić mogą jedynie funkcję porządkującą; jeżeli jednak rozbieżności w wyznaczaniu chronologicznego zakresu badań sięgają lat bez mała trzydziestu, co stanowiłoby trzecią część omawianego okresu, przyjęcie któregokolwiek ze stanowisk domaga się objaśnienia.
Rozbieżności, o których tu mowa, biorą się w głównej mierze z dylematu dotyczącego sposobu potraktowania ostatniego rozbioru Polski, a ściślej jego znaczenia dla fenomenów, tak jak literatura wykraczających poza społeczno-polityczną płaszczyznę życia narodu. Zdaniem jednych – wymieńmy tu choćby Mieczysława Klimowicza – rok 1795 kończy definitywnie pewien etap także w obrębie historii literatury; inni, na przykład Janusz Maciejewski czy Wacław Woźnowski, skłonni są o piśmiennictwie oświeceniowym mówić również w związku z dziełami powstającymi w czasach postanisławowskich, do początku lat 20. XIX stulecia, kiedy to światło dzienne ujrzały utwory autorów reprezentujących nową już formację kulturową, z Mickiewiczem na czele. To drugie rozwiązanie wydaje się w mniejszym stopniu podlegać presji czynników pozaliterackich, nie uzależniając odczytywania ewolucji zjawisk ze świata literatury wyłącznie od procesów natury polityczno-historycznej. Wzmacnia ono jednocześnie jakże pożądaną w badaniach nad literaturą autonomię tej ostatniej.
Ukazanie się w 1822 roku Ballad i romansów, a rok później Dziadów (cz. II i IV) wyznacza kres oświeceniowego piśmiennictwa w sposób znacznie bardziej oczywisty, mniej instrumentalnie, aniżeli dałoby się to przeprowadzić przy zastosowaniu kryteriów innego typu. Dodajmy wszakże od razu, że przywołana tu data, choć, jako cezura, z pewnością niełatwa do podważenia, gdy mówić o dramacie czy epice wierszowanej – nie sprawdza się w tej funkcji już tak dobrze, jeśli wziąć pod uwagę rozwój prozy fikcjonalnej, szczególnie powieściowej, bardzo przecież u nas intensywny po roku 1815. W tym wypadku z istotną zmianą jakościową, pozwalającą na uznanie oświecenia za okres przechodzący do historii, mamy do czynienia dopiero na przełomie lat 20. i 30. XIX w., w momencie debiutów prozatorskich Zygmunta Krasińskiego, z jednej, i Józefa Ignacego Kraszewskiego – z drugiej strony. Fakt ten raz jeszcze pokazuje, iż przy mówieniu o tak złożonej i dynamicznej strukturze, jaką jest literatura, nazbyt jednoznaczne ustalenia natury periodyzacyjnej nie tylko nie rozjaśniają obrazu jakiejś epoki, ale mogą prowadzić do odczytywania tejże w sposób nadmiernie schematyczny. Powyższe trzeba mieć na względzie także w związku z datowaniem początków piśmiennictwa oświeceniowego w Polsce. Niemała liczba badaczy posiłkuje się w tej materii zabiegiem w efekcie którego około trzydziestoletni okres poprzedzający wstąpienie na tron Stanisława Poniatowskiego (1764) zyskuje miano prekursorskiego wobec tego, co kształtuje istotę rodzimego oświecenia. Prekursorskiego, a więc nie przynależącego de facto do samego okresu, pozostającego zatem w sferze pewnego, nie tylko terminologicznego, niedookreślenia.
Nie dziwi w takim razie mnogość dat, jakie miałyby symbolizować nasilanie się nowych tendencji w ówczesnej kulturze, a w rezultacie uzyskiwanie przez nie pozycji dominującej. Daty te odnoszą się bezwyjątku do zdarzeń o poważnych konsekwencjach dla kształtu życia publicznego Polski tamtych lat, nie zawsze jednak dają się przekonująco uzasadnić w kontekście literackim. Tak dzieje się dla przykładu wówczas, gdy za moment początkowy okresu uzna się rok 1733, czyli rozpoczęcie panowania przez Augusta III Mocnego, ostatniego, jak miało się okazać, z rządzących Rzecząpospolitą Sasów. Nie po raz pierwszy działa tu bowiem zasada podporządkowania sobie literatury przez ujęcia ściśle historyczne.
Odmiennie rzecz ma się natomiast w przypadku dat, takich jak 1732 czy – najczęściej chyba przywoływanej – 1740. Wcześniejsza z nich odwołuje się do polskojęzycznej edycji pracy Programma litterarium ad bibliophilos autorstwa Józefa Andrzeja Załuskiego (1702-74), zapowiadającej zrealizowaną przezeń wraz z bratem, Andrzejem Stanisławem, kilkanaście lat później (1747) inicjatywę utworzenia w Warszawie biblioteki publicznej, która spełniałaby rolę pierwszej na obszarze Polski książnicy narodowej. Druga zaś odsyła do działalności Stanisława Konarskiego (1700-73), jednej z największych postaci kultury polskiej XVIII wieku. To właśnie wtedy założył on w Warszawie Collegium Nobilium, instytucję, jaka stała się swoistym poligonem reform, którym już niebawem podlegać miało całe szkolnictwo pijarskie, decydujące w następnych latach o charakterze edukacji w królestwie. W tymże 1740 roku ukazała się również w druku I część jego dzieła De emendandis eloquentiae vitiis (O poprawie wad wymowy), traktatu podręcznika, będącego w zamiarze próbą zmodyfikowania zastanego modelu posługiwania się językiem, coraz mniej w przekonaniu autora czytelnym, nie wolnym od natrętnego makaronizowania i stylistycznego efekciarstwa. W tych ramach, znaczonych, z jednej strony, wystąpieniami Załuskiego i Konarskiego, a z drugiej, słabnięciem znaczenia powieściopisarstwa ostatniej z urodzonych jeszcze w niepodległej Polsce generacji autorów przedromantycznych (Bernatowicz, Jaraczewska, Skarbek) – należałoby widzieć zatem całokształt twórczości składającej się na literaturę polskiego oświecenia.
Pamiętać trzeba przy tym, że kolejne fazy tego właśnie okresu naszego piśmiennictwa nie zawsze wyodrębniają się w sposób tak wyraźny, jak dzieje się to w przypadku czasów stanisławowskich. „Długa jesień” rodzimej wersji baroku, dokładnie opisana zwłaszcza przez monografistów polskiej poezji tamtych lat, czy też późna twórczość Juliana Ursyna Niemcewicza, pozostającego największym, nie tylko literackim zresztą, autorytetem dla wielu romantyków przebywających wraz z nim na emigracji w Paryżu – zmuszają do formułowania wyważonych sądów w tej kwestii.