Ignacy Krasicki (1735-1801), najwybitniejsza bezwzględnie postać literatury polskiego oświecenia, pierwszą część swoich Satyr opublikował w roku 1779, mając już wtedy za sobą dzieła tak znaczące, jak Bajki i przypowieści, Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki czy Monachomachia.
O samym powstaniu cyklu pisał zresztą w lekkim tonie, jakoby bawił się [nim] przez zimę, co mogłoby sugerować, że nie przywiązywał do jego wydania szczególnej wagi. U Dmochowskiego zawartość zbioru „księcia poetów” określono jednakże wysokim doskonałej satyry wzorem, a późniejsze, aż po współczesność, wypowiedzi tylko tę opinię potwierdzały.
Doświadczenia Krasickiego w tego typu pisarstwie sięgały oczywiście okresu jego współpracy z „Monitorem”, gdzie, jak wielu innych autorów magazynu, obnażał poprzez satyryczne ujęcie najbardziej zniechęcające go przejawy sarmackiego obyczaju (np. w pochodzącym z 1765 r. artykule O urzędach bez zasługi). O satyrze jako gatunku twórca Żony modnej wypowiedział się, już z pewnej perspektywy, w pracy O rymotwórstwie i rymotwórcach.
Stwierdzał tam, że jej istotą i celem jest uskramiać bronią żartu dowcipnego nieprzyzwoitości i zbrodnie. Co ważne, bo mające odzwierciedlenie w kolejnych utworach warmińskiego biskupa, dawał on również do zrozumienia, iż właściwe temu sposobowi pisania ośmieszanie musi odbywać się bez cudzej szkody. Paszkwilanctwa bowiem Krasicki nie tolerował.
Literacka kultura i finezja językowa poety ujawniły się już w otwierającej cykl quasidedykacji Do króla, pisanej w konwencji panegiryzmu „na opak”. Poszczególne fragmenty tekstu przynoszą litanię pozornych zarzutów, jakich treść okazuje się zaprzeczać intencji tego, kto mógłby je sformułować. Źle to więc, żeś jest Polak, / […] wybacz, że nie pieszczę – / Powiem więc bez ogródki: oto młodyś jeszcze – w taki między innymi sposób demaskuje się tutaj deprecjonowanie zasług władcy, który księgi lubił i w ludziach kochał się uczonych.
Następna w zbiorze satyra Świat zepsuty może już uchodzić za utwór o charakterze programowym. W pełnej emocjonalnych zwrotów mowie współczesna Krasickiemu rzeczywistość zostaje kontrastowo przedstawiona na tle obrazu życia poczciwych przodków. Retoryka zakończenia zbliża je wręcz do proroctwa – historia vitae magistra est, a upadł przecież nawet Rzym, toczony przez zdrożne obyczaje, nierząd, rozpustę. Wymowę tych słów wzmacniać ma jeszcze czytelna, nie pozostawiająca wątpliwości co do zbiorowego adresu wygłaszanych w tekście apeli, aluzja do I rozbioru, który dniem jednym nieszczęśliwym zniszczył wieków dzieło.
Pojawiający się w puencie motyw tonącego w czasie burzy okrętu-ojczyzny stanowi dramatyczne odwołanie do pojęcia wspólnoty – ludzie identyfikujący się z nią, ocknąwszy się, mogą jeszcze ocalić statek. Patriotyczna frazeologia tej satyry, jej patos, ale i ujawniająca oratorskie zacięcie autora precyzja kompozycji – czyniły klarownym zamiar, z jakim swoje utwory podał on do druku. Kolejne z nich przynosiły fragmentaryczne ujęcia owego zepsutego świata, różniąc się przy tym od tekstu omówionego powyżej przede wszystkim swobodniejszym, wdzięcznym, choć nie pozbawionym przekąsu, językiem.
Szczególnie dobrze widoczne jest to w przyjmujących formułę dialogu satyrach Pijaństwo i Żona modna, najczęściej z całego cyklu do dziś czytanych. Ich zestawienie pokazuje, że Krasicki z jednakową wnikliwością przyglądał się zjawiskom mającym lokalną proweniencję, uświęconym niejako przez kulturę szlachecką, jaki temu, co zaczęło stanowić skazę na polskim obyczaju dopiero wraz z rozprzestrzenianiem się u nas bezkrytycznego zachwytu nad francuszczyzną. Kłócące się z poczuciem odpowiedzialności, degradujące człowieka nadużywanie trunków rozpanoszyło się nad Wisłą już dawno; nie rozstająca się ze swoją suczką faworytą jejmość, próbująca za wszelką ceną przenieść w rodzime realia obce przyzwyczajenia – była to sytuacja nowa.
Przedstawił ją Krasicki po mistrzowsku, na różne sposoby, szkicując – nie bez udziału ironii – karykaturalną charakterystykę tytułowej bohaterki, fircyka w żeńskiej postaci.
Opublikowana po latach druga część satyr nie zawierała już tekstów tak misternie posługujących się bronią dowcipu. Uwagę zwracają wśród nich głównie te, których już same tytuły (np. nawiązująca do Erazma z Rotterdamu Pochwała głupstwa) kwestionują na pozór zarzuty wobec przedstawianych tam, narzucających się jako negatywne, zachowań czy cech. Idzie tu autor Pana Podstolego tropem znanym z Palinodii, ostatniego z dzieł zamieszczonych w części pierwszej cyklu, gdzie na niby odwoływano krytyczne opinie budujące problematykę poprzednich satyr.
To stamtąd pochodzi, mająca już właściwie status przysłowia, sentencja: Świat poprawiać – zuchwałe rzemiosło. Otwiera ona przekornie możliwość rehabilitacji rozmaitych filutów, szalbierzy, zdrajców, których postawy są piętnowane w całym zbiorze Krasickiego. W rzeczywistości raz jeszcze kieruje ostrze sarkazmu przeciwko nim.
Satyryczny nerw poety w najciekawszej postaci objawił się jednak w utworach innego rodzaju. Były nimi poematy heroikomiczne – parodie eposu, gatunku stojącego najwyżej (obok tragedii i ody) w akceptowanej przez klasycyzm hierarchii. Mając antyczną genezę, nigdy wszakże nie stały się one w świecie literatury formami w pełni uprawnionymi, mimo iż trudno, poza średniowieczem, znaleźć okres, w którym poematów heroikomicznych by nie tworzono. Polemiczne nierzadko wobec tradycji poprzednich epok piśmiennictwo wieku XVIII także i w tym względzie przyniosło odmianę.
Dzięki dziełom autorów, takich jak Alexander Pope (Pukiel włosów ucięty, 1712) czy Wolter (Dziewica orleańska, 1762), nastąpiła erupcja popularności tego typu pisarstwa, u nas zaznaczająca się przede wszystkim tekstami biskupa warmińskiego. Napisał ich trzy: Myszeidos. Pieśni X (1775), Monachomachię (1778) i Antymonachomachię (1780).
Zgodnie z istotą heroikomikum w każdym z nich złamana została reguła zgodności rangi tematu z wysokością stylu, przy pomocy jakiego temat ten miałby być poprzez pewną historię fabularną realizowany. Kreujące powagę eposu nadzwyczajne wydarzenia, obejmujące na ogół wielkie konflikty zbrojne i losy biorących w nich udział pomnikowych postaci – tutaj zostają zdegradowane.
W Myszeidzie, zapowiadającej oświecony krytycyzm Historii, batalia prowadzona jest między kotami a myszami i szczurami; dwa następne poematy prezentują zaś obraz wojny toczonej przez zakonnych mnichów. Śmieszyć muszą nie tylko przyczyny opowiadanych tu zdarzeń, ale i ich nieheroiczni bohaterowie, ukazani w parodystycznej konwencji naśladowania postaw pamiętanych z pieśni Homera.
Z prześmiewczą tonacją spotykamy się już w początkowych strofach tych, konsekwentnie pisanych oktawą, tekstów. Padające tam odautorskie słowa o śpiewaniu wojny korespondują z treścią, wzywających pomocy muz, inwokacji, którymi eposy zwykły się zaczynać. Następujące dalej opisy przedbitewnych obrad, rozbudowane mowy wodzów, relacje z biegu potyczek, zakończonych, jak w Myszeidzie, pojedynkiem kluczowych postaci obu stron konfliktu – współtworzą komiczny, bo nie przystający do wagi zdarzeń, sztafaż utworów Krasickiego.
Przy wszystkich podobieństwach zachodzących pomiędzy kolejnymi poematami nasuwa się pytanie o ujawniające się tyleż w ich fabułach, co we wplatanych w tok narracji dygresjach – przyczyny posłużenia się podobną konwencją przez najzdolniejszego ze stanisławowskich poetów. Z pewnością były one różnorakie, a funkcje przywołanych dzieł muszą być uznane za odmienne, zwłaszcza jeśli porównać Myszeidę z dwoma pozostałymi, stanowiącymi swego rodzaju dylogię.
Obfitująca w rozmaite, dziś nie zawsze już czytelne aluzje do praktyki życia publicznego w XVIII-wiecznej Polsce, historia o zasłużonym upadku zjedzonego przez zwycięskie myszy Popiela była w głównej mierze próbą żartobliwej polemiki z dyskusyjnymi w opinii ludzi oświecenia osiągnięciami rodzimej historiografii, tutaj symbolizowanymi osobą Wincentego Kadłubka. Średniowieczny kronikarz, adresat kończącej utwór apostrofy, jako autor opowieści o rządzącym w Kruszwicy legendarnym władcy pozostaje dla Krasickiego synonimem znajdującego się u kolebki sarmatyzmu, baśniowego sposobu postrzegania dziejów. Ten bliższy był zaś religijnemu rytuałowi niż zaspokajaniu wiedzy poprzez postulowaną w tamtym czasie analizę pozwalających się zweryfikować źródeł historycznych.
Wymowa Myszeidy mieści się więc w ramach wyróżniającego ówczesnych racjonalizmu, co nadaje tekstowi znaczenie bardziej uniwersalne, aniżeli mogłoby się w pierwszej chwili wydawać. Przyczyniają się do tego także, otwierające kolejne części poematu, rozbudowane refleksje o moralizatorskim przeważnie charakterze; nade wszystko jednak funkcjonująca w pamięci współczesnych czytelników jako samodzielny utwór liryczny (i rzeczywiście, w 1774 r. Krasicki wydrukował ją osobno w „Zabawach…”), słynna piąta oktawa dziewiątej pieśni, rozpoczynająca się od słów Święta miłości kochanej ojczyzny… Monachomachia i pisana przy wykorzystaniu znanego z Satyr chwytu palinodii (odwołania zarzutów), Antymonachomachia w większym stopniu, jak się zdaje, wykorzystują technikę satyry konkretnej, zakorzenionej w spo łecznych uwarunkowaniach, znanych doskonale tak autorowi, jak i odbiorcom jego utworów.
Tu aktualność była na tyle oczywista, że Krasicki, spodziewając się oburzenia środowiska zakonnego, niespecjalnie zabiegał o wydanie pierwszego z tych tekstów (ostatecznie ukazał się anonimowo), co i tak zresztą nie uchroniło go od brutalnych ataków, mimo iż zasiadał już wówczas na tronie biskupim. Istota konfliktu zasadzała się na tym, że oświecony ksiądz zaatakował pozostające dlań bastionem nieuctwa i zabobonu, cieszące się jednak u nas bogatą tradycją zakony żebracze – głównie karmelitów oraz dominikanów. Dziwiło to wielu późniejszych, jak choćby Mickiewicza czy Kraszewskiego, tym bardziej bulwersować musiało zatem współczesnych poecie. Stanowiące kanwę „heroikomicznej” bijatyki pomiędzy mieszkańcami klasztorów opisy wielebnego głupstwa, [które] od wieków mieszkało / Pod starożytnej schronieniem świątnicy – pulsują wręcz dowcipem.
Doprowadzając do zaognienia sporu, pamiętana już z Myszeidy Jędza Niezgody sprawia, że powszechne za murami słabości, z pijaństwem na czele (Wdzięczna miłości kochanej szklenice!), mogą znaleźć ujście w śmieszących i dzisiaj również obrazach walki zakonnych „herosów”. Wzmagało to wtedy z pewnością irytację przedstawionego w krzywym zwierciadle duchowieństwa. Łatwość, z jaką Krasicki posługiwał się – konstrukcyjnie bliźniaczą względem eposu – formułą parodii tego gatunku, zaskakuje, jeśli zestawić ją z czynionymi przez pisarza próbami stworzenia narodowej epopei.
Będąca ich zwieńczeniem Wojna chocimska (1780) nie przyniosła oczekiwanych rezultatów i przetrwała niemal wyłącznie w pamięci historyków dawnej literatury. Zupełnie inaczej natomiast potraktowała potomność bajkopisarstwo „księcia poetów”. To, że właśnie ten aspekt jego twórczości przyniósł mu największą sławę, potwierdza, iż w roli autora bajek, powieści czy satyrycznych poematów czuł się X.B.W. znacznie lepiej niż wówczas, gdy przyszło mu się mierzyć z gatunkami kanonicznymi, zastanymi przez oświecenie w utrwalonej, gotowej postaci.
W obronie „bajek i przypowieści” stawał Krasicki jeszcze na łamach pisma, którego był współzałożycielem. Z końcem 1766 r. wydrukował w „Monitorze” artykuł, gdzie stwierdzał, że większej nie potrzebują [one] pochwały nad tę, iż od tak wielu wieków utrzymywały się i teraz od wszystkich czytane są. Identyczną argumentacją, co ciekawe, posłużył się prawie pół wieku później (1814) Julian Ursyn Niemcewicz, wygłaszając Rozprawę o bajce podczas jednego z posiedzeń warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, powstałego ponoć także skutkiem zakulisowych starań autora Doświadczyńskiego. Utworów tego typu wyszło spod ręki biskupa warmińskiego około dwustu, zgromadzonych w dwóch zbiorach. Stać miały się one najdoskonalszą w całej historii rodzimego piśmiennictwa realizacją tego gatunku, cieszącego się w czasach oświecenia wyjątkową estymą.
Bajka, prosta w swej kompozycji, przez co czytelna w niosącej nieskomplikowane przesłanie treści – w naturalny sposób narzucała się jako forma szczególnie przydatna w osią gnięciu celów zamierzonych przez myślicieli tamtego okresu. Wykorzystać jej moralizatorski potencjał próbowali bez mała wszyscy z wówczas piszących. Udawało się nielicznym. Krasicki, nie po raz pierwszy, pozostał niedościgniony. Podobna ocena dotyczy w głównej mierze będących jego specjalnością bajek epigramatycznych, odmiennych w układzie tekstu od wzorowanych na twórczości Jeana de La Fontaine’a (1621-95) bajek narracyjnych.
Pierwszy z tych typów zdominował wcześniejsze, składające się na Bajki i przypowieści (1779), teksty poety, więcej bajkowych „opowiadań” znalazłosię z kolei w utworach zwanych Bajkami nowy mi, skompletowanych dopiero w pośmiertnym wydaniu jego dzieł, przygotowanym przez Franciszka Ksawerego Dmochowskiego (1804). Epigramaty Krasickiego cechowała postulowana w doktrynie klasycyzmu dyscyplina słowa. Intelektualnej precyzji wypowiedzi, włożonej w rygorystycznie przestrzegany szablon wersyfikacyjny, towarzyszyła tu umiejętność komicznego nierzadko zarysowania istoty problemu w lapidarnej, przynoszącej morał, puencie.
Na powyższe nakładała się konsekwentna typizacja przedstawianych postaci, dostrzegalna zwłaszcza w sięgających do tradycji ezopowej apologach, a więc utworach, których bohaterami były zwierzęta. Niuanse i dwuznaczności, w innych miejscach – choćby w poematach – często wybierane z zasobu językowych chwytów pisarza, ustępowały tutaj priorytetowi dydaktycznego, operującego alegorią, przekazu. Scena, którą wydaje; obraz, który maluje, sam się każdemu najlepiej wystawia i tłumaczy – pisał o tym w swojej poetyce zachwycony Golański.
Najciekawsze rezultaty dawało to w przypadku tekstów, w jakich zastosował autor konwencję mini dialogu pomiędzy antagonistami, cały czas zachowując składniową symetrię ich wypowiedzi. Wymowa utworu była tym sposobem o tyle bardziej oczywista, że zawierała się niejako w sądach przeciwstawionych sobie bohaterów. Klasycznym przykładem takiego rozwiązania jest odczytywana na ogół poprzez aluzję do sytuacji porozbiorowej Polski bajka Ptaszki w klatce. Nie mniej interesujące wydają się zakończone stosownym pouczeniem, zgrabne, kilkuwersetowe, obyczajowe obrazki w rodzaju Pieniaczy czy Dewotki, której tytułowa postać, mówiąc „jako my odpuszczamy”, biła bez litości. Tych akurat na tle ogólnej liczby tekstów jest jednak stosunkowo niewiele.
W sferze etycznej bajki Krasickiego bliskie były temu, co uwidoczniło się w równolegle momentami przezeń pisanych satyrach. Fałsz, głupota, bezwzględność, pycha – przewijają się jako główni negatywni bohaterowie tego świata, bezskutecznie ukrywający się pod zwierzęcym często przebraniem. Oświeceniowy rys nadaje całemu zbiorowi odwołująca się do filozofii stoicyzmu apoteoza trzeźwości umysłu, umiaru, zdrowego rozsądku – chroniących przed zgubnymi namiętnościami.
Jest ona zresztą wyczuwalna także w pisanych przez poetę na przestrzeni kilkudziesięciu lat, obok zasadniczego nurtu jego twórczości, ulotnych lirykach, takich jak na przykład Szczęśliwość czy Do księdza plebana. Rozpoczynająca pierwszy z nich aforystyczna konstrukcja: Szczęśliwy taki, który wznieść się może / Nad to, co szkodzi albo dopomoże – wyraźnie koresponduje z wydźwiękiem lafontaine’owskiej w pomyśle historii o Czapli, rybach i raku czy też konkluzją filozoficznej miniatury, za jaką uchodzić może bajka Groch przy drodze: Niech się miary trzymają i starzy i młodzi.