Reklama

LIRYKA POMIĘDZY BAROKIEM A OŚWIECENIEM

W czasach oświecenia proza polityczna miała wysokie stanowisko pośród występujących typów piśmiennictwa, bliższych dzisiejszemu rozumieniu słowa „literatura”. Trudno, z drugiej strony, byłoby jednak oczekiwać, by to liryka, z natury rzeczy najbardziej eksponująca swoją funkcję estetyczną, brała na siebie odpowiedzialność za rozpowszechnianie nowego sposobu myślenia o świecie – by za jej przede wszystkim sprawą manifestowały się przemiany znamionujące światopoglądowy przełom. W obrębie rodzimej literatury nałożyło się na to, sygnalizowane już tu wcześniej, zjawisko długiego trwania baroku. Nie bez powodu lata 1740- 60, a więc okres, do którego niemal bezwyjątkowo należą najważniejsze teksty Konarskiego i Leszczyńskiego, ujmuje się jako czas najwyższych osiągnięć, na jakie było stać poezję późnobarokową w Polsce. To wtedy przecież w druku ukazują się zbiory autorów, takich jak Dominik Rudnicki (Głos wolny w wiązanej mowie, 1741) czy Elżbieta Drużbacka, nie tylko urodzonych jeszcze w poprzednim stuleciu, ale charakterem swojej twórczości przynależących do ukształtowanej w XVII wieku tradycji poetyckiego obrazowania. Publikacjom tym nie towarzyszy, jak można by się spodziewać, szczególnie spektakularne objawienie się nazwisk zapowiadających nowe, zarysowane horyzontem oświeceniowej wyobraźni, trendy w sztuce słowa. Znamienna pozostaje w tym względzie zawartość pięciotomowego wydawnictwa, które ukazywało się pod redakcją Józefa Andrzeja Załuskiego, będąc jednym z rezultatów edytorskich zamierzeń sformułowanych przezeń w Programma litterarium. Cykl ten, zatytułowany Zebranie rytmów przez wierszopisów żyjących lub naszego wieku zeszłych (1752-56), nie przynosi na ogół tekstów, które postrzegać należałoby jako zwiastun odmiennej niż barokowapoetyki. A przecież od „eksplozji” oświecenia dzieli nas wówczas ledwie kilka lat. Ani sam Załuski (tomy 2 i 3), ani też Józef Epifani Minasowicz (tomy 4 i 5), jeden z najbliższych współpracowników biskupa, nie byli twórcami mogącymi uchodzić za koryfeuszy nowej poezji. Zasłużeni w innych dziedzinach (Minasowicz przede wszystkim jako tłumacz literatury rzymskiej, a później redaktor „Monitora”), nie dysponowali talentem, jaki pozwalałby nadać ówczesnej liryce kształt odpowiadający zamysłom oświeconych; odrębny, choć sięgający w oczywisty sposób do osiągnięć zachodnioeuropejskiego klasycyzmu. Pierwszy z nich, mimo że tłumaczył twórczość Nicolasa Boileau (1636-1711), kodyfikatora klasycystycznej poezji (L’art poetique, 1674), pisywał teksty, takie jak choćby Oda o fałszywym tego marnego świata szczęściu, posługujące się pojęciowymi i stylistycznymi kliszami eksploatowanymi ponad miarę przez literaturę baroku.

Reklama

Widzę marność znikomą obłudnego świata, Co oczy mydli, szczęścia pozorem zmysł motta–takie i podobne im refleksje, wykorzystujące motyw wszechobecnej vanitatis, równie dobrze wszak pojawić mogłyby się w poezji początków wieku XVII, w tekstach Kacpra Miaskowskiego czy Daniela Naborowskiego. To, co nie powiodło się mężczyznom, udało się częściowo kobiecie, której wiersze złożyły się na pierwszy tom Zebrania rytmów… Elżbieta Drużbacka (1698-1765) – „Muza sarmacka”, jak ją wówczas nazywano jest bowiem autorką utworu doskonale wpisującego się w konwencję klasycystycznych poematów opisowych, z czasem będących w rodzimej literaturze specjalnością Stanisława Trembeckiego. Opisanie czterech części roku, bo o nim tu mowa, powstało zapewne jeszcze w latach 40., nawiązując do przeżywającej w ówczesnej Europie renesans popularności formuły saisons (symbolem tejże pozostają The Seasons Jamesa Thompsona z lat 1726-30). Uchodzi ono za tekst najciekawszy w dorobku pisarskim „polskiej Sapho”, za jaką uznał Drużbacką Józef Aleksander Jabłonowski, autor mającej normatywne ambicje – poświęconej kondycji ojczystej poezji – pracy Opisanie albo dysertacya pierwsza prawie o wierszach i wierszopisach polskich (1751). Jeśli pominąć wplecione w wierszowaną przedmowę do poematu pełne niechęci emocjonalne apostrofy do „ateisty-bluźniercy”, stwierdzić trzeba, że nad całością utworu dominuje nastrój harmonii, pamiętany choćby z Hymnu Jana Kochanowskiego, a doskonale odpowiadający nobilitowanym przez klasycyzm ideałom: proporcji, umiaru, ładu. Swoje spełnienie w opisywanym tu świecie znajdują one dzięki „Bogu jedynemu”, którego wielkość unaocznia poetka już w pierwszych kilkunastu wersetach tekstu przy pomocy długiego szeregu retorycznych pytań nie pozostawiających wątpliwości, kto słońce, miesiąc, planety w swym biegu / komenderował. Poszczególne (od Wiosny począwszy) części poematu – postrzeganego wówczas zresztą nie jako forma liryczna, ale epicka – przynoszą rozbudowaną apoteozę „Stwórcy rzeczy”, ujawniającego swą doskonałość poprzez harmonijny i, co nie mniej ważne, służący człowiekowi bieg następujących po sobie pór roku. W kontekście związków Opisania… z właściwą oświeceniu formułą perswazji za znaczące zaś uznać należy fragmenty próbujące w obrazowaniu Boskiej potęgi godzić przekonania religijne z porządkiem rozumowym – takie jak ten, na przykład:

A tak cokolwiek nasz rozum dyktuje,

Co oko widzi, co zmysły przywodzą,

To nas do większej wiary animuje:

Że wszystkie rzeczy od tego pochodzą.

Co świat, co niebo, ziemię, kreatury

Stworzył, ten pewnym dawcą jest natury.

Oczywiście Drużbacka nie jest jeszcze autorką, której twórczość moglibyśmy in extenso wprowadzić w którykolwiek z wiodących nurtów literatury doby oświecenia, czego dobrą ilustracją choćby drugi z jej poematów, epatujące jaskrawymi antytezami Opisanie czterech elementów szkodliwych i pożytecznych: ziemi, wody, ognia i powietrza, czy wiersze dewocyjne. Czynione jednak przez nią próby korzystania z rozmaitych konwencji poetyckich wyróżniają się na tle dorobku współczesnych jej wierszopisarzy, przygotowując w jakimś sensie wystąpienia rodzimych klasycystów.

Encyklopedia Internautica
Reklama
Reklama
Reklama