Adam Naruszewicz (1733-96) był osobą, która została kwintesencją tygodnika „Zabawy przyjemne i pożyteczne”. To, co dla publikowanej w piśmie poezji charakterystyczne, co pozostaje odbiciem najczęściej spotykanych w niej zjawisk, odnajdziemy z pewnością w kolejnych tekstach późniejszego autora Historii narodu polskiego. W pierwszych latach funkcjonowania pisma był on zresztą tym, który dostarczał ich do druku najwięcej. Niektóre z nich, jak na przykład sielanka Oczekiwanie pasterza na towarzyszów, alegoryczna oda „Do muz zamilkłych” czy panegiryk „Na pokój marmurowy” portretami królów polskich z rozkazu najjaśniejszego króla Stanisława Augusta nowo przyozdobiony – stały się literackim symbolem istnienia środowiska, jakiemu Naruszewiczowi, określonemu przez Trembeckiego Horacego następcą, przyszło przewodzić. Pierwszym istotniejszym sygnałem artystycznych wyborów pisarza, a jednocześnie zapowiedzią kierunku, w którym przyszły kawaler przyznawanego przez króla medalu „Merentibus” („Zasłużonym”) poprowadzi redagowane przez siebie czasopismo, były edycje i tłumaczenia rodzimych twórców wieków XVI i XVII, zwłaszcza Macieja Kazimierza Sarbiewskiego (1595-1640), piszącego po łacinie poety i autora ce-nionych w zachodniej Europie roz praw na temat literatury. O nim to Golański pisał w swojej poetyce jako o tym, kto swoimi pismami sprawił Naruszewiczowi ochotę do poezji. A poetą był autor Hymnu do słońca nietuzinkowym, choć do opinii potomnych szczęścia raczej nie miał. Raz zarzucano mu, iż nie stosował się do reguł, a jego dzieła raziły niejednolitością, kiedy indziej – już w romantyzmie – irytowała obca spontaniczności wyznania retoryczna koturnowość jego wierszy; to, że – jak pisał Kazimierz Brodziński – pieśni [te] nie pochodziły z natchnienia.
Okrespracy w redakcji „czwartkowego” tygodnika był jednocześnie tym, kiedy Naruszewicz szczególnie poświęcił się poezji. Potwierdzałaby to pośrednio edycja dzieł wszystkich pisarza, przygotowana przez Bohomolca z końcem lat 70., w ledwie rok po upadku „Zabaw…”. W późniezym czasie uwaga nadwornego poety Stanisława Augusta skupiona była przede wszystkim na pracach o charakterze historiograficznym, choć i wtedy powstawały sporadycznie wiersze ważne dla oglądu tej twórczości, takie jak Balon – będący apoteozą ludzkiego rozumu i zarazem podejmowanych przez posłów Sejmu Wielkiego prób naprawy państwa, czy Głos umarłych– wpisane w ramy publicystycznego dyskursu, liryczne oskarżenie błędnego narodu, [który znalazł] nieszczęście w swej własnej swobodzie a wielkości panujących mu władców nigdy nie potrafił docenić.
Geneza tych i wielu wcześniejszych tekstów Naruszewicza sprawiła, że towarzyszy mu etykietka poety okolicznościowego, o tyle słuszna zresztą, iż spora część jego ulubionych ód, niekoniecznie nawet tych pisanych z intencją panegiryczną, miała odcień polityczny, czego świetnym przykładem pozostaje wiersz Na senatorów, poetycka refleksja przy powitaniu polskich parlamentarzystów (m.in. Józefa Andrzeja Załuskiego i Wacława Rzewuskiego), powracających z rosyjskiego uwięzienia. Prawdą jest jednak także, że późniejszy biskup smoleński napisał wiele utworów wykraczających zakresem prezentowanych w nich przemyśleń poza doraźność. Borowy nazwał je „medytacyjnymi”, zaliczając do tej grupy również Cztery części roku, kolejny w naszym piśmiennictwie poemat realizujący motyw saisons. Chyba nigdzie indziej tak wyraźnie nie ujawniło się zamiłowanie Naruszewicza do lektury Kochanowskiego. I nie chodzi tu już nawet o hymniczno-sobótkową topikę doskonałego świata, ciekawsze wydają się zapożyczenia z konkretnych fragmentów cyklu czarnoleskiego poety, jak choćby to sięgające do pieśni o incipicie Serce rośnie…, rozpoczynające cały utwór:
O, jak wesołe nastały czasy!W śliczną się barwę przybrały lasy; Słońce się coraz wyżej pomyka; Ledwo śnieg widać, lecz i ten znika.
Do historii literatury przeszedł wszakże zasłużony tłumacz pism Tacyta głównie dzięki satyrom. Już za życia stawiano go w jednym rzędzie z Kochanowskim, Krzysztofem Opalińskim czy Krasickim, nazywając godnym uczniem [rzymskich] mistrzów – Horacego, Persjusza, Juwenalisa. Autor Chudego literata najwięcej w tej materii zawdzięczał jednak Boileau. Kilka z ośmiu utworów cyklu naszego poety to dość swobodne, zgodne z propagowanymi na łamach „Zabaw…” zasadami przekładu, spolszczenia satyr francuskiego klasycysty.
Tematykę satyrycznych tekstów Naruszewicza w skondensowanej formie ujął w Sztuce rymotwórczej Dmochowski, podkreślając, że w przeciwieństwie do swoich polskich poprzedników stanisławowski pisarz, bez względu na przedstawiany problem, ostrzejszym następuje piórem. Od początku więc dostrzegano dosadność języka tych utworów, bliższą momentami sugestywności baroku aniżeli, unikającemu szafowania ostrymi efektami, umiarowi klasycyzmu. Przy tym wszystkim pozostawał Naruszewicz wierny tradycji satyry bezimiennej, krytykującej bez wskazania konkretnego adresata. Dał temu wyraz w drukowanej jako pierwszej, jeszcze w „Zabawach…”, satyrze Szlachectwo (1771), pisząc przewrotnie, bo rzekomo pod wpływem strachu: Lubo ja w szczególności nikomu nie łaję, / Czołem biję osobom, ganię obyczaje. Ośmieszającej negacji poddane miały tu być nie osoby czy instytucje, ale dające się stypizować zjawiska i postawy, co nadawało tym tekstom walor uniwersalności oraz współgrało z moralizatorskimi ambicjami oświeconych.
Wśród Naruszewiczowskich satyr najciekawsze wydają się dwie: Chudy literat i pochodzące z późniejszego okresu, opublikowane dopiero przez Bohomolca, Reduty. Pierwsza z nich, wykazująca związki z popularnym naówczas utworem pijara Gracjana Piotrowskiego, zatytułowanym Na chwalcę próżnego dawnego gustu nauk, potępiającego lepszy gust i oświecenie wieku naszego (1773) – wykorzystywała formułę dialogu, którego uczestnikami byli tu tytułowy bohater i jego znajomy, złośliwie komentujący stan posiadania pisarza. Rozbudowane wypowiedzi literata stają się oskarżeniem poziomu szlacheckiej umysłowości, cechującego ją braku intelektualnych horyzontów i świadomości znaczenia nauki. Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zawitał, Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał– żali się będący ofiarą tej sytuacji uczono-chudy mości pan. Satyrycznego uroku dodaje całości relacjonowana przezeń rozmowa pewnego szlachcica z księgarzem, efektem której jest zakupienie przez pierwszego z nich jedynie recepty do dryjakwi [leku] i kalendarza nowego, dla ówczesnych symbolu sarmackiej izolacji i nieuctwa. Inaczej wygląda konstrukcja Redut, satyry odsyłającej czytelnika do karnawałowych maskarad, popularnych w czasach stanisławowskich, choć mających swe początki za panowania Sasów. Obserwacja podobnego wydarzenia staje się dla autora utworu okazją do wypowiadania kąśliwych uwag na temat społeczeństwa stolicy. Przedstawia się tu swoistą paradę typów, które uosabiają degrengoladę obyczajowości w Polsce i usprawiedliwiają tym samym mówienie – jak w innym tytule zbioru Naruszewicza – o wieku zepsutym. Ci wszyscy, pokazywani przez narratora w karykaturalnej formie, żyjący ponad stan możni panowie, „junacy” przypominający żołnierzy-samochwałów, dworscy hipokryci – obrazować mają zagrożenie czyhające nad pogrążoną w permanentnej „złej zabawie” Rzecząpospolitą. Tonacja pojawiających się w Redutach opisów tych postaci, ostrość użytych tam sformułowań (Gorszy się, a sam w cudzej kwerenduje żonce. / Piątek suszył o grzankach, pił jak byk w niedzielę) nie pozwalają obawom pisarza odmówić szczerości. Satyry Naruszewicza jako realizujące wzorzec Juwenalisa zwykło przeciwstawiać się mniej dosadnym utworom Krasickiego, autora urodzonego zaledwie dwa lata później, a więc reprezentującego to samo pokolenie oświeceniowych poetów. Różnice pomiędzy oboma twórcami nie dają się jednak sprowadzić jedynie do odmienności literackich odwołań.