Oblicze poezji polskiego oświecenia w pierwszym porozbiorowym dziesięcioleciu kształtowane było przez otoczenie Stanisława Augusta. Z tego środowiska wywodzili się wszyscy ci, którzy nadawali ton literaturze tamtego czasu. Nawet Węgierski, mimo że z czasem popadł w ostry konflikt z królem, był przecież pisarzem tkwiącym w atmosferze stołecznej elity, podzielającym jej klasycystyczny gust i racjonalistyczne przekonania. Sytuacja zmieniła się z początkiem lat 80., kiedy książę Adam Kazimierz Czartoryski, coraz bardziej niechętny politycznym poczynaniom władcy, opuścił stolicę, przenosząc się do nieodległych Puław i zakładając tam – głównie siłami swej żony Izabeli – ośrodek mający niebawem zarysować odmienny od klasycyzmu, naruszający zatem literackie hierarchie, sposób wartościowania współtworzących ówczesną kulturę zjawisk. Będący częścią rezydencji generała ziem podolskich ogród stał się tyleż symbolem, co centrum rodzimego sentymentalizmu w okresie stanisławowskim. Teresa Kostkiewiczowa pisała, że w poezji klasycystycznej jest więcej praktycznych wskazówek właściwego postępowania niż uczuciowych deklaracji; dopowiedzieć można by, iż niezależnie od wykorzystywanych przez pisarzy nurtu sentymentalnego stereotypów obrazowania i gatunkowych konwencji, ich twórczość poetycka ową uczuciowość, lirykę osobistego tonu, na większą skalę do literatury oświeceniowej w Polsce wprowadziła. Na perspektywę obywatelską bardziej zauważalnie zaczęła nakładać się perspektywa „prywatna”. Partnerem moralistyczno-filozoficznego dyskursu stawało się „odczuwanie” świata. Nie tylko rozum, ale również wrażliwość zyskiwały status wyznaczników oceny ludzkiego postępowania. W puławskim pałacu swoją literacką inicjację przeszło wielu znaczących później, a nawet wybitnych pisarzy polskich końca XVIII wieku, z Julianem Ursynem Niemcewiczem na czele. Tak jednak jak król miał obok siebie Naruszewicza, a przede wszystkim Trembeckiego, tak i dwór książąt zadbał o posiadanie swego nadwornego poety. Został nim Franciszek Dionizy Kniaźnin (1749/50-1807).
FRANCISZEK KANIŹNIN – ARTYSTA Z PUŁAW
To jego liryczna i dramatyczna twórczość oddaje tym samym najlepiej wizerunek sentymentalnego piśmiennictwa Puław. Pojawiając się tam, miał za sobą późniejszy autor Matki Spartanki rozmaite doświadczenia z poezją: drukował w „Zabawach…”, przekładał Horacego, przerabiał, jak wielu wówczas, bajki La Fontaine’a. Nade wszystko zaś był już wtedy twórcą olbrzymiego zbioru Erotyków (1779). Dalekie jeszcze od „czułej” tonacji następnych tomików pisarza, przypominające nierzadko miłosne igraszki z dworskich konceptów Jana Andrzeja Morsztyna, wskazywały one jednak na odrębność poetyckich zainteresowań niegdysiejszego jezuity względem stroniącej przeważnie od subiektywizmu intymnego wyznania poezji klasycyzmu. Za sprawą jego lutni miały rosnąć – jak stwierdzał sam w adresowanym do niej wierszu – uczucia tkliwej namiętności. Związki Kniaźnina z kulturą XVII stulecia w sposób istotniejszy dla głównego nurtu jego twórczości ujawniły się w stanowiącym apoteozę sarmackiej obyczajowości utworze „Do wąsów”. Czyniąc przedmiotem i zarazem adresatem swojej ody pokrętną ozdobę twarzy, po pierwsze naruszał on stylistyczną stosowność, po drugie – waloryzował szlachecką przeszłość Polaków. Nie minęło więc piętnaście lat od czasu, gdy w „Monitorze” czy komediowych sztukach Bohomolca wyszydzano mentalność Staruszkiewiczów i im podobnych, a już, symbolizowani przez jeden z naczelnych atrybutów wyglądu Sarmaty, wracali oni do łask. Mitologizację minionej chwały, będącą z czasem istotnym elementem niepisanego programu środowiska puławskiego, autor wiersza utożsamił wręcz ze świadectwem patriotyzmu, konkludując: Kogo wstyd matki, ojców i braci, Niech się ze swego kraju natrząsa, Ja zaś z ojczystej chlubien postaci, Żem jeszcze Polak podkręcę wąsa. Wyczuwalne w tekście podkreślanie indywidualności wypowiadanych tam sądów, nasycone emocjonalnością akcentowanie własnego zachwytu, spontaniczność prosto wyrażanych zdań – odzwierciedlają przewartościowania, jakie dokonywały się, nie tylko w obrębie języka poezji, począwszy od końca lat 70.
Po kilku latach pobytu w Puławach przygotował Kniaźnin „edycję zupełną” napisanych w tym czasie wierszy. Uwagę zwracać musi ich zróżnicowanie tematyczne i wszechstronność autora w posługiwaniu się coraz to innymi „strategiami” lirycznymi – od nostalgicznych elegii (Wiek dziecinny), poprzez wykorzystujące pasterski kostium sielanki (Krosienka) i miłosne lamenty (cykl Żale Orfeusza nad Eurydyką), aż po patriotyczne ody (Do ojczyzny) i parafrazy psalmów. To, co rzuca się w oczy przy lekturze tych tekstów, to stale powracający obraz Boga. Kilka tytułów kierowanych jest bezpośrednio do niego, czyniąc Najwyższego opiekunem tej poezji (Od Ciebie moja niech zabrzmi lira, / Twoją na zawsze strojona wiarą), ale też kreując, nieznaną niemal rówieśnikom poety, wizję intensywnego przeżycia religijnego. W późniejszych wierszach bywa, że łączy się ona – jak w utworze o incipicie Ty nami władasz, sprawiedliwy Boże!… – z problematyką zagrożenia ojczyzny:Schwyceni w sidła i w sromotne pęta,Jeno krew czujem, co w nas z wolna płynie.Cóż ten lud rzecze, co przed Tobą klęka?Ojcze! Niech Twoja nas ratuje ręka.Podobna siła odczuwania pojawia się w kolejnych tekstach pisarza dość często.Inaczej Serce żąda,Inaczej myśl sądzi– pisze Kniaźnin, rozpoczynając wiersz Rozum i serce, i postrzeganiu świata opartemu na świadomości tej antynomii pozostaje wierny. Tego rodzaju monologi, abstrahujące od rozumowego wyłącznie ujmowania rzeczywistości, pojawiają się zwłaszcza w wierszach miłosnych. Nawet jeśli wykorzystuje się tam odniesienia mitologiczne, a tak dzieje się przecież w operujących liryką maski Żalach, nie mają one jedynie charakteru konwencjonalnego ozdobnika, jak to zdarzało się Kniaźninowi w okresie przedpuławskim. Ich zadaniem jest – co wśród pisarzy z kręgu Czartoryskich odbierano jako swoisty nakaz – potęgowanie szczerości wyznania podmiotu lirycznego, ukazywanie intensywności stojącego za nim uczucia:I w tym skonała!… padłem i zemdlałem.Czemuż, o nieba, razem nie skonałem?Po co duch znowu do ciała powrócił,Które był właśnie w swoim czasie rzucił?Autentyzm podobnych wynurzeń uznać trzeba za ilustrację inspirowanego przez Puławian, sentymentalnego kultu naturalności. Mający podłoże w filozofii Rousseau „powrót do natury” wiązał się z nobilitacją kultury peryferyjnej, stanowiącej przeciwwagę dla centrum, którym w polskim przypadku pozostawało oczywiście środowisko działające w obrębie mecenatu królewskiego. W jakimś sensie za emanację tego zjawiska uchodzić mogła artystyczno-obyczajowa postawa dworu puławskiego, choć długoletnia przynależność jego patrona tak do politycznej, jak i umysłowej elity kraju nie mogła przecież budzić żadnych wątpliwości. Postacią kształtującą ową peryferyjność niemal całym swoim życiem był natomiast Franciszek Karpiński (1741-1825), syn drobnego szlachcica z odległego Pokucia, długoletni guwerner, osiadły z czasem na krańcach Puszczy Białowieskiej. Kiedy czyta się pamiętniki poety (Historia mego wieku i ludzi, z którymi żyłem, 1844), w niektórych partiach opisu jego dzieciństwa uderza podobieństwo do obrazów znanych nam z pierwszych stron Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków, gdzie Krasicki satyrycznie przedstawiał rodziców tytułowego bohatera swej powieści:Ojciec nasz […] wierzył ślepo przepowiedniom, pod jakim (!) planetą, kto się urodził, równie i przepowiedniom kalendarza, a Cyganki, włóczące się i wróżące z rąk, oczu, z fasolów na stół rzuconych albo z wosku roztopionego i wylanego na wodę, najchętniej w dom przyjmował.
FRANCISZEK KARPIŃSKI – PUŁAWSKI POETA
Wiersze zaczął Karpiński wydawać stosunkowo późno, już jako człowiek więcej niż dojrzały. Pierwszy ich zbiór, gromadzący dorobek z okresu dwudziestu bez mała lat, ukazał się w roku 1780 pod tytułem Zabawki wierszem i przykłady obyczajne. W tomie tym znalazły się sielanki – utwory, które zaważyć miały na odbiorze całej twórczości pisarza, czyniąc ją znakiem rozpoznawczym rodzimego sentymentalizmu. Tytułową bohaterką wielu z nich jest Justyna, postać przywołująca tradycję obecnych w staropolskich idyllach pasterek, do jakich wzdychali tęskniący kochankowie. Fakt ten sprawił zresztą, że Karpińskiego zwykło się przesadnie często określać mianem śpiewaka Justyny, na marginesie pozostawiając w ten sposób inne aspekty jego pisarstwa. Sentymentalny rys sielanek autora Dumy Lukierdy uwidacznia się nie tyle jednak w samej scenerii wygłaszanych tam monologów, ile raczej w charakterze tychże. Świat, w którym znajduje się wyznający uczucia bohater tych tekstów, jest miejscem tak bliskim naturze człowieka, że wyzwala w nim naturalne właśnie, nieskrępowane konwenansami postawy. Objawiają się one pełną uniesień, właściwą poetyce literatury „czułej”, prawdą tych wyznań:Justyno moja! Justyno!Patrz, jak mam usta spieczone,Jak z oczu moich łzy płynąAch, ty nie patrzysz w tę stronę.Najwdzięczniej chyba ta miłosna skarga ukazana została w wierszu „Do Justyny”. Tęskność na wiosnę. Otóż kochanek przyjmuje tu postać gospodarza, którego żal wzmaga się wraz z kolejnymi objawami jakże długo oczekiwanej pory roku. Nie może on cieszyć się z jej nadejścia, bo bez Justyny, nazwanej tu urodzajem kochanym, słońce mu nie świeci, a kwiatek nie schodzi. Prostota pokazanych w sielankach Karpińskiego doznań koresponduje z ich rytmiką, mającą źródło w ludowej pieśni. Był poeta w tej materii na tyle przekonujący, iż niektóre z jego utworów – jak choćby dysponująca dialogową konstrukcją słynna Laura i Filon, poprzedniczka sielskich oper komicznych – zostały przejęte przez folklor. Swojej wizji literatury umiał Karpiński nadać wymiar teoretyczny. Efektem jego prac nad stworzeniem sentymentalnej poetyki była rozprawa „O wymowie” w prozie albo wierszu (powstała 1782), gdzie kształcenie czułego serca uznał za jeden z trzech – obok posiadania pojęcia rzeczy i odwoływania się do pięknych wzorów – najważniejszych warunków wszelkiego wypowiadania się. Wrota słodkiej wymowy otwierał autor wyłącznie przed tymi, którzy boleć umieją; którym nie wstyd i poczciwe czasem łzy wylać; których nędza bliźniego, nie oglądając się na nic, na pierwsze zaraz wejrzenie wzrusza. To dla nich – dodawał – widowisko natury [miało być] otwarte. Późniejszego twórcę Pieśni nabożnych interesowały generalia, znamienne było zlekceważenie przezeń podania szczegółowych przepisów dotyczących konkretnych gatunków literackich: Jaka powinna być mowa prozą, jakie poema heroiczne, trajedya, elegia, oda i tam dalej? Na kilku kartach nauczyciel uczniom dla nieobciążenia pamięci ich pomieścić może – pisał w końcowych fragmentach swego dzieła.
Spełnienie postulatów Karpińskiego odnoszących się do konieczności poruszania czytelnika, wbrew regułom klasycyzmu akcentujących nie to, co […] pięknym tylko, ale co czułym jest, odnajdujemy w wielu innych, różniących się tematyką od sielanek, jego tekstach. Przykładem są tu utwory, które zakwalifikować można w pewnym uproszczeniu do liryki patriotyczno-historycznej. Począwszy od pochodzącej jeszcze z czasów barskich lamentacji Powietrze i wojna w kraju; przez entuzjastyczny w tonie, napisany w trakcie obrad Sejmu Wielkiego i często śpiewany wówczas w chwilach zbiorowych uniesień Marsz dla żołnierzy; aż po późne, poruszające obrazem upadłej Polski Żale Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta, których poetycka historiozofia, nakazująca szukać przyczyn katastrofy państwa w bezpotomnych rządach ostatniego z Jagiellonów, wspiera się na dramatycznych, podobnych do tej eksklamacjach:Jakże ten wielki trup do żalu wzrusza? W tym ciele była milijonów dusza!Sugerowane przez tytuł cytowanego tekstu analogie pomiędzy literackimi światami wartości Karpińskiego i Kniaźnina wykraczają poza przywoływanie czasów narodowej świetności. Obaj pisarze tłumaczyli psalmy, obaj też nie stronili od tworzenia oryginalnej poezji religijnej. W przypadku pierwszego z nich przybrała ona jednak cokolwiek odmienną postać, a to dlatego, że, po raz kolejny w tej twórczości, ujawniły się tam silne związki autora z ludowością i cechującym ją sposobem operowania słowem. W efekcie są Pieśni nabożne (1791) zbiorem nieskomplikowanych kompozycyjnie, przyjmujących punkt widzenia ich potencjalnych odbiorców, utworów wysławiających dobroć Boga. Jeden z nich, Pieśń o narodzeniu pańskim (inc.: Bóg się rodzi…) cieszy się sporą popularnością do dziś, należąc do najczęściej śpiewanych kolęd bożonarodzeniowych i stale urzekając prostotą kontrastowego obrazowania, dzięki któremu objawić może się wielkość Pana niebiosów.Sentymentalna przygoda Karpińskiego z literaturą nie miała więc jedno litego oblicza, mimo to da się wskazać wiersz zawierający jej istotę – to Powrót z Warszawy na wieś (1784). Nie wolne od rezygnacji, autobiograficzne wyznanie przynosi czytelną w kontekście poetyckiej spuścizny autora prośbę: A serce niech mi tylko zostanie dotkliwe.