Początek XVIII wieku to czas wymiany informacji i poglądów, który zapoczątkował rozwój sztuki dziennikarskiej. Pionierem w tej dziedzinie był Daniel Defoe (1660-1731).
Przed nim byli, co prawda, sir Roger L’Estrange, który za łożył "Observatora" (1681-87), i John Dunton, ze swoją "Athenian Gazette" (1690-96), ale to Defoe, wraz z ukazaniem się pierwszego numeru "The Review" (1704), zdobył serca czytelników dla gazety, która powstała specjalnie po to, aby informować o sytuacji we Francji (wówczas w stanie wojny z Anglią). Wkrótce problemy polityczne przestały być główną domeną "The Review".
Defoe wymyślił Klub Skandalistów - losy bohaterów jego czytelnicy mogli śledzić w kolejnych wydaniach suplementu gazety, zwanego "Little Review", (ukazującego się co dwa tygodnie). Ta formuła zainspirowała Steele’a i Addisona, którzy w "Tatlerze" i "Spectatorze" zaczęli pisać seryjne opowieści o wymyślonych bohaterach; utwory te miały stać się inspiracją dla pierwszych XVIII-wiecznych powieściopisarzy.
Wróćmy jednak do Defoe. Był on zarówno człowiekiem pióra, jak i człowiekiem czynu. Syn rzeźnika i dysydenta, Defoe otrzymał nowoczesne wykształcenie, praktyczne i zupeł- nie różne od akademickiej wiedzy uniwersyteckiej. Uczył się języków (lekceważąc języki martwe, łacinę i grekę), scholastykę i metafizykę zastąpił studiami z dziedziny historii, geografii i polityki. Nie miał szczęścia w interesach; ciągle próbował angażować się w różnorodne przedsięwzięcia handlowe lub wytwórcze i zwykle kończyło się to bankructwem.
Ożenił się bogato, z córką kupca, Mary Tuffley, ale w kilka lat po ślubie nic nie zostało z jej olbrzymiego posagu. Przez ostatnie lata życia ciągle ukrywał się przed wierzycielami, wiecznie zadłużony i wciąż planujący kolejne, zawsze nieudane, posunięcia kapitałowe. O wiele lepiej szło mu pisanie.
W roku 1688 na tronie angielskim zasiadł Wilhelm III, król protestancki. Defoe powitał tę zmianę z zadowoleniem i poczuwał się w obowiązku bronić nowego monarchę przed tymi, którzy nazywali króla cudzoziemskim intruzem. Stworzył w tym celu liczne pamflety polityczne, ale najbardziej zna- na jest wierszowana satyra The True-Born Englishman (Anglik czystej krwi, 1701), w której nazwał Anglików narodem niewdzięcznych kundli, o pochodzeniu nie tak szlachetnym i czystym rasowo, jak to sobie wyobrażają. Ostrze satyry trafiło celnie i The True-Born Englishman, utwór bardzo popularny, przysporzył Defoe wrogów.
Kiedy umarł Wilhelm III, życzliwy Defoemu i otaczający go opieką, i kiedy zaostrzono politykę wobec dysydentów, Defoe opublikował anonimowo satyrę The Shortest Way with the Dissenters (Najkrótszy sposób postępowania z dysydentami, 1702). Proponuje tam, by wszystkich dysydentów po prostu skazać na wygnanie albo najlepiej powywieszać. O dziwo, początkowo Kościół anglikański, w który była wymierzona ta satyra, wziął idee Defoe poważnie.
Jednak po jakimś czasie hierarchia kościelna zrozumiała kpinę i kiedy odkryto autora The Shortest Way, wyznaczona została nagroda 50 funtów za ujęcie wszetecznika. List gończy opisywał go jako człowieka szczupłego, średniej budowy i wzrostu, około czterdziestoletniego, o śniadej cerze, ciemno- brązowych włosach (ale nosi perukę!), garbatym nosie, ostrym podbródku, szarych oczach i dużej brodawce koło ust. Ujęto go, osądzono, zapłacił grzywnę, stał pod pręgierzem, a wreszcie znalazł się w więzieniu Newgate (wyszedł po paru miesiącach za sekretnym wstawiennictwem Roberta Harleya, ministra torysowskiego).
Powieści zaczął Defoe pisać późno, kiedy miał sześćdziesiąt lat. Pierwszą było The Life and Strange Surprising Adventures of Robinson Crusoe of York, Mariner (Robinson Crusoe, 1719). Historia Robinsona oparta jest na autentycznych przygodach Aleksandra Selkirka, szkockiego marynarza, który spędził cztery i pół roku jako rozbitek na bezludnej wyspie Juan Fernandez. Czytaj fragment.
Historia Selkirka opublikowana została w roku 1710 przez kapitana Rogersa, który odnalazł rozbitka i przywiózł go do ojczyzny. Jasne jest, że przed napisaniem Robinsona Defoe czytał opis wojaży sir Waltera Ralegha, szczególnie wyprawy gujańskiej; wyspa Crusoe leży właśnie w tym regionie, podczas gdy Selkirk był rozbitkiem w zupełnie innej części świata, na południowym Pacyfiku. Defoe powiedział o swej powieści, że jest zarówno historyczna, jak i alegoryczna.
Te określenia znakomicie ilustrują zasady konstrukcji powieści tego okresu, obsesyjny respekt dla faktów, dowodów i prawdy naukowej (powieść ma być taka jak życie). "Alegoryczność" z kolei wyraźnie podkreśla, że celem tej literatury ma być także udzielenie czytelnikom nauki moralnej.
Różnie interpretuje się tę powieść. Najczęściej podkreślano fakt, że Robinson jest typowym kolonizatorem, który "oświeca" Piętaszka, ucząc go angielskich zasad i manier. Nie zapominajmy jednak, że Robinson zdecydował, że zostanie marynarzem "na złość" swoim rodzicom, jako akt sprzeciwu wobec świata, w którym nie widział dla siebie miejsca. Jego powrót, zarówno fizyczny jak i duchowy, to droga od ignorancji i niewinności, poprzez doświadczenie, do stanu łaski i wewnętrznej harmonii.
Robinson jest jedynym bezwzględnie szlachetnym bohaterem w twórczości Defoe. The Fortunes and Misfortunes of the Famous Moll Flanders (Fortunne i niefortunne przypadki sławnej Moll Flanders..., 1722) - czytaj fragment - to historia o prostytutce, Roxana (Roxana, czyli szczęśliwa kochanka, 1724), mówi o losach wielkiej kurtyzany, The Life of John Sheppard opowiada o rozbójniku, podobnie jak History of Colonel Jacque (Pułkownik Jacque, 1722), a wreszcie The Life, Adventures and Piracies of the famous Captain Singleton (Przygody kapitana Singletona, 1720) to opowieść o buntowniku i piracie.
Moll Flanders, urodzona w więzieniu, po kolei wymienia i opisuje wszystkich swoich kochanków, mężów i uwodzicieli. Powieść napisana w formie pamiętnika jest kroniką upadku i odnowy moralnej Moll, uwieńczonej powodzeniem materialnym i duchowym.
Roxana podąża inną drogą - od olśniewającej kariery bogatej kurtyzany, bezpiecznej pod opieką możnych protektorów - do nieszczęsnej więźniarki sądzonej za długi. Pobyt w Newgate miał dla autora i dobre strony - Defoe zetknął się tam z życiem więziennym, poznał środowisko złodziei, prostytutek, zabijaków i innych wszelkiego rodzaju obwiesiów. Usłyszał też wiele historii, które stanowiły materiał do kolejnych powieści.
Defoe pisał też utwory, które można by nazwać pierwszymi powieściami historycznymi czy też prozą historyczną. Memoirs of a Cavalier (Pamiętniki kawalera, 1720), to wspomnienia pułkownika Andrew Newporta, który podczas wojny trzydziestoletniej walczył w niemieckiej kampanii króla szwedzkiego, Gustawa Adolfa, a także w służbie Karola I w okresie wojny domowej. Jego opisy oblężenia Magdeburga i bitew pod Edgehill i Naseby są dość statyczne i niezbyt malownicze. Pułkownik Newport, inaczej niż pozostali narratorzy Defoe, jest dżentelmenem, któremu nie wypada szczerze mówić o swoich uczuciach i przekonaniach, choć niektóre obserwacje natury politycznej, na przykład uwagi o królu Gustawie Adolfie i jego polityce zagranicznej, wydają się szczere i oryginalne.
A Journal of the Plague Year (Dziennik roku zarazy, 1722) to dokumentalny niemal zapis nieszczęść, ofiar i strachu, jakie były udziałem londyńczyków w roku 1665, kiedy miasto nawiedziła epidemia dżumy. Defoe chciał, żeby książka ta była ostrzeżeniem i poradnikiem, jak się przygotować na ewentualny kolejny atak choroby.
Trzeba na koniec wspomnieć o A Tour Through the Whole Island of Great Britain (Podróż po wyspie Wielkiej Brytanii, 1724-26). Defoe zbierał materiały do tej pracy podczas podróży po kraju, które odbywał za namową ministra Harleya. Jego dzieło przedstawia Anglię przed rewolucją przemysłową, bogate w szczegółowe informacje o wielu miastach angielskich, o angielskim krajobrazie i problemach społecznych. W Tour widzimy Defoe jako bystrego obserwatora, utalentowanego dziennikarza, zakochanego w Londynie, mieście, które jest dla niego punktem odniesienia dla całej angielskiej rzeczywistości: Glasgow jest prawie tak czyste, jak Londyn, Leeds niemal równie liczne, Exeter prawie tak samo jak Londyn tętniące życiem.
Defoe jest często porównywany z Jonathanem Swiftem (1667-1745). Żyli w tych samych czasach, obaj pisali satyry, obaj mieli protektorów wśród polityków i co dziwne, największe dzieło każdego z nich, uproszczone i okrojone, stało się klasyką literatury dziecięcej - chodzi o Robinsona Crusoe i Podróże Guliwera.
Na tym kończą się jednak podobieństwa. Defoe był zawsze dysydentem, a Swift człowiekiem Kościoła, Dryden, który w życiu przeszedł wiele (więzienie, pręgierz, bankructwo), pozostał człowiekiem pogodnym, a jego satyra zawsze miała w sobie ironiczne ciepło. Swift wiódł życie raczej dostatnie i nie mógł uskarżać się na przeciwności losu, a jednak pisał utwory czasem aż okrutne w zjadliwej ironii i otwarcie głosił nienawiść do rodzaju ludzkiego.
Wydaje się, że dla Swifta ważniejsze było prześmiewanie i bezlitosna drwina niż chęć przekazania czytelnikom nauki moralnej. Jak wszyscy satyrycy, wskazuje na błędy i grzechy ludzkości, ale inaczej niż oni, nie wyraża nadziei na poprawę tego stanu rzeczy. Swift jest pesymistą, mistrzem groteski, ukrywa swoją kpinę pod pozorami powagi i uroczystego namaszczenia. Jego utwory z czasem stają się coraz bardziej pesymistyczne, humor bardziej gorzki, a ironia coraz bardziej niszcząca. Swift był dziwakiem, przez ostatnie trzy lata swojego życia człowiekiem niepoczytalnym; być może przez całe życie zbyt wrażliwym, żeby czuć się częścią otaczającej rzeczywistości, którą tak zawzięcie krytykował.
Jonathan Swift urodził się w Dublinie w 1667 roku. Był kuzynem Drydena, który skwitował jego młodzieńcze wiersze mówiąc: Kuzynie Swifcie, nigdy nie będzie z ciebie poeta. Jego kolegą ze szkoły średniej w Kilkenny był William Congrave, komediopisarz okresu restauracji. W szkole nie szło mu zbyt dobrze. Podobnie było w Trinity College w Dublinie, gdzie nie uczył się niczego poza historią i literaturą, i z trudem dobrnął do egzaminów końcowych, których rezultaty były mierne. Ponieważ nie pochodził z bogatej rodziny, bez specjalnego powołania został duchownym anglikańskim.
W roku 1692 otrzymał posadę sekretarza u sir Williama Temple. Swift miał nadzieję, że Temple pomoże mu awansować w hierarchii kościelnej. Niestety, starania te nie powiodły się i Swift zajął się polityką. Zaczął jako wig, związał się z londyńskim towarzystwem pisarzy, takich jak Addison, Steele, Halifax i Congrave. Deszcz miejski - czytaj.
Po tym jednak, jak napisał pamflet A Tale of a Tub (Bajka o beczce, 1704), gdzie krytykował nietolerancję, królowa Anna sprzeciwiła się jego nominacji na biskupa. Satyra ta opowiada o ojcu, który jako spuściznę pozostawił swoim synom płaszcze z zaleceniem, żeby nic w nich nie zmieniali. Synowie symbolizują: Peter - Kościół rzymskokatolicki, Martin - Kościół zreformowany, anglikański, Jack - kalwinistów, a także dysydentów. Synowie nie stosują się do woli ojca: Peter przystraja swój płaszcz ozdobami (rozbudowany rytuał katolicki), a Jack niemal na strzępy drze swój (asceza fanatyków).
Tylko Martin zachowuje umiar i w ten sposób dowodzi, że wiara anglikańska jest najlepszym, złotym środkiem. Królowa Anna, głowa Kościoła anglikańskiego, nie powinna się więc była obrazić; a jednak historia trzech płaszczy, opowiedziana w tonacji farsowej, została odebrana przez nią jako bluźnierstwo: religii nie można porównywać do starej, wielokrotnie przerabianej szmaty.
W tym samym 1704 roku Swift napisał The Battle of the Books (Bitwa książek, 1697). Tym razem chciał wesprzeć sir Williama Temple, który zabrał głos w toczącej się wówczas dyskusji na tematy krytyczno-literackie i który tak jak królowa Anna nie docenił satyry walczącej w jego sprawie. Treścią utworu jest wojna między książkami z biblioteki Św. Jakuba, między dziełami klasycznymi a współczesnymi. W utworze Ezop porównuje współczesnych do pająka, który tka nić ze swoich własnych wnętrzności, podczas gdy klasycy są jak pszczoła, która czerpie soki z natury.
W sporze Swift nie przyznaje zwycięstwa żadnej stronie i Temple był zawiedziony, gdyż oczekiwał zdecydowanego poparcia. The Battle of the Books i A Tale of a Tub, wydane anonimowo, były zarówno satyrami, jak i parodiami. Swift świadomie wyśmiewa praktykę ówczesnych autorów, którzy poprzedzali swoje utwory rozlicznymi przedmowami, wprowadzeniami i komentarzami (robił tak Dryden, poeta i satyryk restauracji).
Po śmierci sir Waltera Temple, Swift wrócił do Irlandii, gdzie objął parafię św. Patryka w Dublinie. Zrezygnował z uczestnictwa w kołach wigowskich i stał się torysem. Pisał pamflety popierające kościół i broniące Irlandczyków, którzy cierpieli przez niesprawiedliwą politykę rządu wigów. Drapier’s Letters (Listy kupca bławatnego), które zaczął pisać w roku 1724, uczyniły go sławnym w Irlandii, chociaż do 1729 roku ukazywały się anonimowo.
Miłość należną bohaterom narodowym przyniósł mu słynny pamflet A Modest Proposal for Preventing the Children of the Poor from Being a Burthen to their Parents or Country, and for making them Beneficial to the Public (Skromna propozycja, dotycząca sposobów zapobiegania temu, by dzieci biedaków stawały się ciężarem dla ich rodziców i dla kraju i uczynienia ich pożytecznymi dla ogółu, 1729). Jest to naprawdę szokująca propozycja. Swift wnosi, aby sto tysięcy dzieci irlandzkich, które ukończyły rok życia, corocznie sprzedawać jako żywność w cenie dziesięciu szylingów za sztukę. Dzieci są w Irlandii problemem, rodzice nie mają środków na ich utrzymanie, starsze dzieci to potencjalni przestępcy, groźni dla społeczeństwa - niechże przynajmniej na coś się przydadzą, można z nich przyrządzić wyśmienite potrawy, rozwiązując w ten sposób problem głodu w Irlandii. Swift podaje nawet przepisy kulinarne. Tym, którzy gorszyli się tą propozycją, Swift odpowiadał: Niech ci politycy, którym wstrętny jest mój utwór, i może będą mieli odwagę mi odpowiedzieć, najpierw spytają rodziców tych małych istot czy oni sami nie woleliby być sprzedani na jedzenie w wieku jednego roku, dziedzica, niemożność zapłacenia czynszu, życie bez pieniędzy i zawodu, brak wsparcia, bez domu i odzienia, które mogłoby ich chronić od zimna. Perspektywa przekazania tej samej doli dzieciom jest dla nich koszmarem.
Chociaż początkowo Swift nie cenił Irlandczyków, nawet nimi pogardzał, a parafię w Dublinie traktował jako wygnanie, w swoich pamfletach brał ich stronę. Dzięki jego sprzeciwom, wyrażonym w formie ostrej satyry i otwartej krytyki posunięć premiera Walpole’a, dotyczących np. angielskiego monopolu na bicie monet irlandzkich, Anglicy musieli skapitulować. Sprawę monet Walpole przegrał, Irlandczycy triumfowali, a ich uwielbienie dla Swifta jeszcze wzrosło.
Travels into Several Remote Nations of the World by Lemuel Guliver (Podróże Guliwera, 1726) - czytaj fragment - najbardziej popularne dzieło Swifta, to satyra na politykę tego okresu, na walkę religijną, konflikty ambicji i myśli naukowej. Przede wszystkim jest to jednak ostra krytyka natury ludzkiej, całego rodzaju ludzkiego. Tak jak Robinson Crusoe, Podróże Guliwera bawią dzieci, a dorosłych zmuszają do myślenia. Swift pisze prosto, precyzyjnie, każdy szczegół narracji jest humorystyczny; najbardziej nieprawdopodobne zwroty akcji przedstawione są ze śmiertelną powagą - ten rozziew między treścią a formą nosi w literaturze miano ironii i Swift jest jej niepokonanym mistrzem.
Ulubioną jego techniką jest sprowadzanie rzeczywistości do poziomu absurdu; poczucie poruszania się w absurdalnym świecie towarzyszy podróżom Lemuela Gulivera, medyka okrętowego, który budzi się pewnego dnia w krainie Liliputów, opleciony tysiącami delikatnych więzów, aby ujrzeć czterdzieści sześciocalowych (15 cm wysokości) stworków, uwijających się i biegających tam i z powrotem po jego ciele. Liliputy kłócą się, z której strony należy rozbijać skorupkę jajka, walczą ze sobą ich partie zwolenników wysokich i niskich obcasów, co jest satyrą na angielskie spory religijne i partyjne, a mały wzrost Liliputów nadaje tym dyskusjom właściwy wymiar.
W krainie wielkoludów Brobdingnag Guliwer jest małym zwierzaczkiem, kanapowym ulubieńcem wielkiej damy. Odkrywa wtedy najbardziej nieprzyjemne strony ludzkiej fizjonomii (odnajdujemy tu echa swiftowskich prywatnych obsesji). W Brobdingnag Swift zajmuje się Europą i przedstawia królowi swoje racje, które dla władcy gigantów są równie absurdalne, jak dla Guliwera problemy Liliputów.
Trzecia podróż, na latającą wyspę Laputy, to satyra na intelektualistów, filozofów i naukowców; Guliwer obserwuje absurdalne pseudonaukowe eksperymenty, słucha bezsensownych dysput filozoficznych, odkrywa matactwa historyków.
Humor zmienia się tu w sarkazm, który wyostrza się jeszcze w czwartej, ostatniej księdze, poświęconej podróży do utopijnej krainy cnotliwych, mądrych i dzielnych koni, Houyhnhnów. Są tam też stwory zwane "Yahoo", najbardziej niewyuczalne ze stworzeń, o ohydnym wyglądzie i zapachu, parodie najwstrętniejszej kobiety i najobrzydliwszego mężczyzny.
Dwie pierwsze księgi, podróże do kraju Liliputów i Brobdingnag, opierają się na motywie fizycznych dysproporcji, trzecia podróż to obraz zaburzeń umysłowych. W księdze ostatniej Guliwer staje po stronie mądrych koni; wstrętna mu jest wynaturzona fizyczność Yahoo. Houyhnhowie mają wszystkie cechy podziwiane przez XVIII- wieczną filozofię - są to istoty mądre, towarzyskie, uczciwe, słuchają głosu rozumu i obce są im szalone namiętności. Kiedy Lemuel wraca do domu, rodzina i znajomi przypominają mu stwory Yahoo - woli spędzać czas w stajni w towarzystwie koni. Lemuel cierpi na rozdwojenie jaźni: umysł i ciało, rozum i uczucie, zostają w nim na zawsze rozdzielone.
Swift był hipohondrykiem. Dziesięć lat przed śmiercią pisał do Aleksandra Pope’a (którego przeżył o rok): Nikt mi już nie został oprócz ciebie. Błagam, przeżyj mnie, a potem sobie umrzyj, kiedy chcesz, ale bez bólu, i spotkajmy się w lepszym miejscu. Stan mojego zdrowia nie jest zadowalający: ciągle dokuczają mi zawroty głowy, nie mam grama ciała między skórą i kośćmi, sypiam źle i nie mam apetytu. Na jego grobie widnieje epitafium, które sam sobie napisał: Ubi saeva indignatio ulterius cor lacerare nequit (Tutaj nic już nie rozedrze niespokojnego serca).
W życiu Swifta było wiele kobiet; często były to związki tajemnicze i do dziś niewyjaśnione. Jedną z kobiet jego życia była Esther Johnson, o wiele młodsza od Swifta (około dwadzieścia lat), najpierw jego uczennica, potem wielbicielka, przyjaciółka i (prawdopodobnie) żona, choć nie ma dowodu poświadczającego to małżeństwo. Listy do Esther, wydane wielelat po śmierci Swifta, noszą tytuł Journal to Stella (Dziennik dla Stelli). Jest to kronika życia Swifta z czasów jego pobytu w Londynie: spotkania z artystami, politykami, napisana bardzo ciekawie i będąca, obok Guliwera, najbardziej poczytnym dziełem Swifta.
Dlaczego Swift i Esther nigdy się nie pobrali? A jeśli tak, to dlaczego trzymali to małżeństwo w sekrecie? Dlaczego wreszcie Swift miał krótki romans z Esther Vanhomrigh, która po zerwaniu tego związku rozchorowała się ciężko i umarła? Niektórzy biografowie Swifta twierdzą, że poeta zdawał sobie sprawę ze swojej słabej konstrukcji psychicznej i spodziewał się ataku choroby (jak wiemy, jego obawy okazały się uzasadnione) - być może dlatego nie chciał się wiązać z nikim na stałe.