Układa pióra w równe rzędy od najmniejszych do większych, jakby w rosnącej krzywiźnie. Tak z nierównych łodyg robią na wsi piszczałki. W środku nićmi związuje, pod spodem pióra woskiem zlepia, i tak ułożone w lekki łuk wygina na kształt skrzydeł ptasich. Mały Ikar tuż przy nim, nie wiedząc, jak niebezpieczne dla niego będą dzisiejsze zabawki, ze śmiejącą się twarzą goni piórka, które lekki wiew unosi, to wosk płowy ugniata w ręku i tak bawiąc się ojcu przeszkadza w jego dziwnym dziele. Gdy wreszcie spod przemyślnej dłoni wyszło ukończone, mistrz na dwóch skrzydłach podźwignąwszy ciało, bije skrzydłami i w powietrze wzlata. Poucza syna: – Trzymaj się pośredniej drogi, Ikarze, przestrzegam cię, bo gdy się zbyt obniżysz, wilgoć obciąży pióra, gdy wzlecisz zbyt wysoko, żar je opali. Leć pośrodku. [...] Leć za mną. Tak uczy go zasad latania i do niewprawnych ramion przypasuje skrzydła. Wśród pracy, napominań łza po twarzy ojca ścieka, drżą ojcowskie dłonie. Ucałował syna, ach, po raz ostatni, wzniósł się na skrzydłach i leci przodem, z lękiem oglądając się na towarzysza. Tak samo ptaszka, co wywodzi z gniazda swe pisklęta w powietrze, wzywa je za sobą, uczy trudnej sztuki, sama podlatuje i ogląda się na dzieci.[...] Nagle chłopiec w radosnym uniesieniu wzbija się wyżej. Zostawia przewodnika i pragnąc wzbić się w niebo leci coraz wyżej. Ostre promienie słońca zmiękczyły piór wiązania z wonnego wosku. Stopniał wosk. Ikar nagimi rękoma trzepoce, lecz pozbawiony skrzydeł, jakby wioseł, nie zagarnia powietrza. Krzyczy:– Ojcze! – i spada w błękitną toń morza, które odtąd nosi jego imię. A ojciec nieszczęśliwy, już nie ojciec, woła: – Ikarze, mój Ikarze, gdzie jesteś? Gdzie cię odnajdę? Ikarze... – powtarzał, aż ujrzał w wodzie pływające pióra, przeklął swoją sztukę, ciało pochował w grobowcu w ziemi na- zwanej imieniem tego, kto w niej pogrzebany*. * Stąd ma pochodzić nazwa wyspy: Ikaria
Owidiusz, Metamorfozy, przekład Anna Kamieńska