Główny bohater dramatu Zygmunta Krasińskiego "Nie-Boska komedia".
Henryk, dziedzic wielkiego rodu i wielkiej fortuny, poślubia Marię, której - poza przysięgą małżeńską - składa przed Bogiem osobiste ślubowanie: przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę. To jednak następuje aż nazbyt szybko. Żona zaczyna nużyć Męża, jej uroda blednie w jego oczach, jej ciąża i macierzyństwo nudzą go niezmiernie, a cały związek zdaje mu się snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce. Dlatego też opuszcza Marię i syna w przeddzień chrztu jedynaka i rzuca się w pogoń za dawną miłością, Dziewicą, która jest ucieleśnieniem jego właściwego (jak sądzi) powołania: poezji.
Gdy jednak ma przebyć ze swą "prawdziwą" wybranką niebezpieczną drogę, dostrzega nagle, że Dziewica wcale nie jest warta takich poświęceń: kości nagie wyzierają z łona. I tak Mąż, podziw ludzi i samego siebie, wraca do żony. Ale zdradzoną Marię opanowało szaleństwo. Zamknięta w domu obłąkanych na chwilę pobudza wyobraźnię Męża (Głos Skądsiś komentuje to słowami: Dramat układasz), jednak wkrótce umiera, pozostawiając Hrabiemu Henrykowi obowiązek wychowania syna Orcia, obciążonego przez matkę przekleństwem-błogosławieństwem, iż ma być poetą, by ojciec go kochał.
Gdy Orcio ma dziesięć lat, okazuje się, że wola matki całkowicie się spełniła. Chłopiec nie przypomina innych dzieci. W wyniku postępującej ślepoty zamknięty we własnym świecie nawet modlitwę za duszę matki zamienia w poezję. Jednak niezwykłość syna wcale nie uszczęśliwia Hrabiego Henryka. On szuka dla siebie roli bohaterskiej. Nawet nie słyszy, jak Mefisto odpowiada na jego pozdrowienie: Niech będzie pochwalon - Ty i głupstwo twoje. I wreszcie Mąż znajduje cel: idę się na człowieka przetworzyć, idę walczyć z bracią moją.
Do "prawdziwego człowieczeństwa", której wyrazem ma być walka z bracią, wkrótce nadarza się okazja. Oto wybucha wielka, światowa rewolucja przeciw szlachcie i narzuconym przez nią porządkom, opartym na głodzie, wyzysku, poniżeniu. Dla zrewoltowanych mas jest to również bunt przeciw "boskiej" drodze, chrześcijaństwu, które dało - zamiast braterstwa - jednym władzę nad drugimi. Zamaskowany Hrabia Henryk obchodzi obóz buntowników i trafnie rozpoznaje zapowiedzi tych samych występków, które doprowadziły do ruiny jego własny świat. Ale gdy widzi w tym tylko okazję do wykreowania siebie na romantycznego bohatera, znów słyszy głos: Dramat układasz.
Ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu następuje jeszcze przed podjęciem decydującej walki, kiedy Męża odwiedza w jego rodowym zamku wódz rewolucji, Pankracy. Na próbę znalezienia prawdy, a przez nią wspólnej drogi, Hrabia odpowiada: Postęp, szczęście rodu ludzkiego - i ja kiedyś wierzyłem [...] Ale teraz wiem - teraz trzeba mordować się nawzajem. Odpowiedź Pankracego określa Męża: Sługo jednej myśli i kształtów jej, pedancie rycerzu, poeto, hańba tobie! Hrabia Henryk zapewnia bezpieczny powrót wodza rewolucji do własnego obozu.
Wkrótce sam zostaje mianowany obrońcą Okopów św. Trójcy, ostatniego bastionu starego porządku. Nie ma jednak moralnego prawa, by występować jako obrońca sprawiedliwości i boskiej drogi człowieka - choć właśnie w tej roli chce siebie widzieć. W ostatnim spotkaniu Orcio prowadzi go do lochów zamku, gdzie Mąż słyszy wyrok: Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki.
Przegrawszy ostatnią bitwę z rewolucjonistami, otoczony nienawiścią dawnych zwolenników, których skazał na cierpienie, potępiony nawet przez własnego, wiernego sługę, samotny po śmierci syna, Hrabia Henryk popełnia samobójstwo, przeklinając siebie i Boga, co się wiecznie pali - wiecznie jaśnieje - a nic nie oświeca.