Bohater autobiograficznej książki Władysława Szpilmana Pianista. Warszawskie wspomnienia 1939-1945.
Muzyk, kompozytor, pracownik Polskiego Radia. Ukończył studia w Berlińskiej Akademii Muzycznej. Po przejęciu władzy przez Hitlera w 1933 roku powrócił do Warszawy i podjął pracę jako pianista w Polskim Radio. Do 1939 komponował muzykę symfoniczną, filmową oraz piosenki. Koncertował ze światowej sławy skrzypkami: Bronisławem Gimplem, Henrykiem Szeryngiem i Romanem Totenbergiem. Krótko po wybuchu wojny zdecydował, że zostaje w Warszawie, wraz z rodzicami i trojgiem rodzeństwa: Haliną, Reginą i Henrykiem. Dopóki pozwalały na to warunki, pracował w rozgłośni, dokąd codziennie przemykał się ulicami bombardowany- mi przez Niemców. 23 września zagrał ostatni koncert przed mikrofonami Polskiego Radia. Tego dnia bomby spadały co chwilę w bezpośredniej bliskości studia, okoliczne zaś domy stały w ogniu.
27 września Warszawa skapitulowała. Warunki życia stawały się coraz cięższe. Szpilman starał się wychodzić tylko o zmierzchu, by uniknąć nałożonego na mężczyzn pochodzenia żydowskiego przymusu kłaniania się każdemu napotkanemu żołnierzowi niemieckiemu. Opanowała go apatia, pogrążony w depresji nie mógł się zdobyć na podjęcie jakiejkolwiek pracy zarobkowej. 15 listopada 1940 r. zamknięto bramy getta, wśród setek tysięcy Żydów uwięzionych między jego murami znalazła się również rodzina Szpilmanów. W tych warunkach wyjście z domu urastało do rangi prawdziwego wydarzenia.
Wpierw należało odwiedzić niektórych sąsiadów, wysłuchać ich skarg i narzekań, a przy okazji dowiedzieć się, jaka sytuacja panuje dziś w mieście. Na ulicy należało być czujnym, bo w każdej chwili groziła łapanka. Pod koniec 1940 r. zaczął pracować jako pianista w kawiarni "Nowoczesna" przy ulicy Nowolipki. Wkrótce potem przeniósł się do lokalu przy ulicy Siennej, gdzie jego gry przychodziła słuchać żydowska inteligencja. Stałymi by- walcami kawiarni byli m.in. Janusz Korczak i malarz Roman Kramsztyk.
Zyskawszy pozycję cenionego artysty, po czterech miesiącach przeniósł się do największego lokalu getta - kawiarni "Sztuka" przy ulicy Leszno. Latem 1942 roku zaczęło się wysiedlanie półmilionowej dzielnicy żydowskiej. Choć mógł z łatwością zdobyć zaświadczenie pracy, które chroniło przed wywózką, nie uczynił tego, nie chciał bowiem rozstawać się z rodziną. Z pomocą przyszedł przyjaciel Goldfeder, który zarówno jemu, jak i jego ojcu i bratu załatwił pracę przy sortowaniu mebli i rzeczy z mieszkań wywiezionych już Żydów. Od rana do wieczora dźwigał meble, lustra, dywany i bieliznę pościelową.
Każda chwila nieuwagi lub zamyślenia pociągała za sobą bolesne uderzenia gumowej pałki lub kopnięcie podkutym butem żandarma. Upuszczenie lustra groziło rozstrzelaniem. 16 sierpnia 1942 roku rodzinę Szpilmanów, podobnie jak tysiące innych Żydów, zapędzono na Umschlagplatz. W pewnym momencie podszedł do nich chłopak handlujący cukierkami. Za resztkę zebranych pieniędzy kupili jednego iryska, którego ojciec podzielił scyzorykiem na sześć równych części - ich ostatni wspólny posiłek.
Gdy podstawiono wagony i zaczęli iść w ich stronę popędzani przez żandarmów, ktoś chwycił Szpilmana za kołnierz i wyciągnął poza kordon policji, nie pozwalając dołączyć do najbliższych (ci zostali załadowani do bydlęcych wago- nów i wywiezieni do obozu koncentracyjnego, z którego mieli już nie powrócić). Pierwszą samotną noc Szpilman spędził u swego kuzyna. Następnego dnia udało mu się podjąć pracę przy rozbieraniu murów tego fragmentu getta, który przyłączono do "aryjskiej" części miasta. Po kilku miesiącach wyniszczającej pracy fizycznej na rozmaitych budowach, dzięki pomocy aktora Andrzeja Boguckiego i piosenkarki Janiny Godlewskiej zdołał niepostrzeżenie przedostać się na "aryjską" stronę i ukrył się w mieszkaniu przy ulicy Noakowskiego.
Następnego dnia zamieszkał w pustej kawalerce przy ulicy Puławskiej. Co jakiś czas przynoszono mu pożywienie, on sam zaś musiał poruszać się po mieszkaniu bezgłośnie, by nikt z sąsiadów nie dowiedział się o jego istnieniu. Z upływem czasu narastał w nim strach przed dekonspiracją. Coraz dotkliwiej dręczył go głód, gdyż od wielu dni nikt nie przynosił mu jedzenia.
Z głodu dostał żółtaczki. Był tak wyczerpany, że nie miał siły się podnieść i dowlec do kranu z wodą. Przed śmiercią głodową uratowało go przyjście doktorowej Malczewskiej. 12 sierpnia 1943 mu- siał w popłochu opuścić swoją kryjówkę w obawie przed sąsiadami, którzy chcieli go wydać w ręce gestapo. Nowe schronie- nie znalazł w kamienicy w Alei Niepodległości. Tutaj przeżył dramatyczne dni powstania warszawskiego. Choć jego kamienica została ostrzelana przez niemieckie czołgi i podpalona, a on sam usiłował popełnić samobójstwo zażywając garść proszków nasennych - przeżył. Ze spalonej kamienicy przeniósł się do pobliskiego budynku szpitalnego. Żywił się spleśniałymi skórkami chleba, pił cuchnącą wodę pokrytą kożuchem brudu. Wciąż musiał się ukrywać przed przeszukującymi domy Niemcami.
Po upadku powstania stał się jedynym mieszkańcem tej części miasta. By nie oszaleć z samotności, postanowił narzucić sobie uregulowany tryb życia: przez cały dzień leżał bez ruchu, by oszczędzać nikły zapas sił. Tylko raz, koło południa, wyciągał rękę po leżące obok suchary i kubek z wodą. Od rana do owego posiłku przypominał sobie takt po takcie wszystkie kompozycje, jakie kiedyś grał. Po posiłku przywoływał w pamięci treść wszystkich prze- czytanych niegdyś książek. Następnie uczył się angielskiego. O zmierzchu zasypiał i spał do pierwszej w nocy, po czym wyruszał na poszukiwania żywności.
Ponieważ od miesięcy się nie mył, nie strzygł i nie golił, na głowie miał wysoki, zmierzwiony kołtun włosów, długą brodę, skóra twarzy była czarna, a czoło pokryte strupami liszajów. Była już zima roku 1945, kiedy jego kryjówkę odkrył jeden z niemieckich oficerów, kapitan Wilm Hosenfeld - odkomenderowany do kierowania ośrodkami sportowymi, zajętymi przez Wehrmacht w okupowanej Warszawie. Przez jakiś czas pomagał Szpilmanowi, dopóki sam nie został aresztowany przez Rosjan. Wieloletnia i trudna do wyobrażenia udręka Szpilmana skończyła się wraz z wejściem polskich wojsk do Warszawy. Jego przemożna wola przetrwania, mająca w sobie coś z cudu, bywa przez niektórych określana cynicznym dowodem na istnienie Boga. W ekranizacji Pianisty (reż. Roman Polański, 2002 r.) w postać Szpilmana wcielił się Adrien Brody.