Tytułowy bohater powieści Józefa Weyssenhoffa Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego.
Poznajemy go z relacji jego admiratora, Jacka Ligęzy. Jak podaje Ligęza, ród Podfilipskich należał do szlachty. Rodzice, którzy trzymali dzierżawę w Lubelskiem, byli dość zamożni, by obydwu swoim synom (Zygmunt ma młodszego brata Tomasza) zapewnić staranne wy- chowanie. Zygmunt (urodzony w 1850 roku) skończył szkołę średnią w Warszawie, następnie wyjechał za granicę, by dalej się kształcić, szybko jednak poczuł, że rutyna jednej szkoły nie zdoła zadowolić jego niespokojnej natury. Bardziej niż studia pociągała go gra w karty i na giełdzie oraz spekulacja, dzięki którym powrócił do Warszawy około roku 1876 jako człowiek zamożny. Bardzo szybko stał się właścicielem folwarków i kamienic, a przy tym - wielce poważanym człowiekiem. Będąc pragmatycznie nastawionym do życia, projektował małżeństwo z hrabianką - brzydką, ale należącą do szanowanej i mającej historyczne korzenie rodziny.
Odmówiono mu jednak ręki panny, czym się bynajmniej nie przejął. O kobietach nie miał bowiem dobrego mniemania, uważając je za słabe, zdradliwe i pozbawione zalet umysłu i charakteru. Głosił, że kobietę trzeba ujarzmić, odjąć jej indywidualność. Ze swoim bratem, Tomaszem, konkurował niegdyś o rękę Aliny Wyżewskiej, jednak przejrzawszy zły stan interesów Wyżewskich, wycofał swoją kandydaturę, pozwalając tym samym bratu - prawdziwie zakochanemu w Alinie - na odniesienie jedynego nad sobą zwycięstwa i poślubienie wybranki.
Uważając się za niepospolity umysł, próbuje być wyrocznią w kwestiach społecznych. Z niezachwianym przekonaniem o swojej słuszności wypowiada do- syć banalne opinie m.in. o brudzie panującym na wsi, cywilizacyjnym zapóźnieniu Polski wobec państw zachodnich, niskim poziomie krajowych gazet (których zresztą nie czytuje). Pragnąc zachować swoje cenne myśli dla potomności, sporządza konspekt traktatu Le franc-parler d’un gentil homme, którego ostatecznie nie kończy. Umiera w Paryżu, w wieku 46 lat, na apopleksję lub anewryzm serca, a rozpoczęty przez niego traktat trafia do rąk jego sumiennego biografa.
Odmalowany przez Ligęzę portret Podfilipskiego nie ma jednoznacznego charakteru, trudno bowiem w sposób niezachwiany orzec, czy jest to szczera apologia mistrza, czy też apologia perfidna, bo sporządzona ręką subtelnego ironisty. Trudno tym samym orzec, czy fascynacja Ligęzy postacią mentora bierze się stąd, że Podfilipski jest typowym człowiekiem doby obecnej, modelowym wprost przedstawicielem wyższej klasy społecznej u schyłku XIX wieku, snobem i parweniuszem, jakich wielu, czy też stąd, że widzi w Podfilipskim cynicznego mędrca, który rozwiewa naiwne złudzenia młodych ludzi, z niedowierzaniem przyjmujących taką choćby wskazówkę: przyjmując w dziedzinie praktycznej i w są- dach o ludziach z dwóch alternatyw ujemną, a raczej opartą na wadach ludzkich, dużo trudniej omylić się niż wtedy, gdy się przyjmie alternatywę dodatnią, zaufaną w tak zwaną ludzką dobroć. Ja tam w tę ostatnią nie bardzo wierzę. Myślę nawet, że cała mądrość życiowa zależy na liczeniu się z wadami i ułomnościami bliźnich. Poznać je - to nie studium bezowocne, jak astronomia, to daje siłę i panowanie. Nigdy kombinacje oparte na próżności, na zmysłowości, na chciwości ludzkiej nikogo nie zawiodły.