Bohater i narrator powieści Jana Józefa Szczepańskiego Polska jesień.
Dwudziestoletni podchorąży rezerwy z warszawskiej rodziny inteligenckiej, w ostatnich dniach sierpnia 1939 roku powołany do wojska. Kiedy przybył do koszar, odniósł wrażenie, że znalazł się w obozie jakiejś koczującej bandy lub raczej pospolitego ruszenia, zachowanie rezerwistów nie licowało bowiem z powagą okoliczności, było pozbawione rygoru i dyscypliny. Wiadomość o wybuchu woj- ny wzbudziła w nim poczucie doniosłości chwili, przywiodła na myśl sprawy honoru, poświęcenia, braterstwa i walki. Wraz z innymi rezerwistami zostaje skierowany do Krakowa. Podczas powolnej i monotonnej jazdy pociągiem spotyka okolicznych chłopów. Rozmowa z nimi uświadamia mu, że przyjdzie mu bronić nie tylko politycznej niepodległości, demokracji i wolności słowa, ale i dobytku tysięcy polskich rodzin.
W Krakowie czas schodzi mu głównie na bezustannym czekaniu na przydzielenie do określonej jednostki liniowej. Przekonuje się coraz bardziej, że w czasie wojny nie ma patosu, jest za to rutyna bezładnego pochodu, a do godności wydarzeń urastają drobnostki, na przykład ta, iż w oddziale nie ma podkuwacza koni. Zarówno na kampanię, jak i na swój w niej udział zaczyna patrzeć z niepokojem i goryczą. Ma wrażenie, że omija go coś ważnego, że nie uczestniczy w kluczowych wydarzeniach pierwszych dni wojny. Doskwiera mu po- czucie własnej bezużyteczności. Po upływie tygodnia jego oddział został przydzielony jako trzeci pluton do 40. pułku artylerii lekkiej z Czortkowa, do jego pierwszej baterii polówek, stanowiącej wydzieloną jednostkę, wspierającą jakiś pułk piechoty w nowo organizowanej dywizji.
Objąwszy dowództwo działonu, wycofuje się ze swoją baterią na wschód. Przez Bochnię i Tarnów dociera do Kolbuszowej. Cały czas towarzyszy mu wrażenie, że jest jedynie biernym uczestnikiem wielkiego narodowego dramatu. Chce walczyć, lecz nie jest mu to dane. Trudno bowiem uznać za walkę kilka chaotycznych wystrzałów z działa podczas ucieczki. Nadszarpnięte morale pogarszają jeszcze stałe kłopoty z aprowizacją oraz widok rządowych limuzyn, w pośpiechu uciekających przed niemieckimi wojskami. Z radia dowiaduje się o kolejnych polskich miastach zdobytych przez agresora. Na jego oczach rozpadają się nie tylko reguły życia obywatelskiego i struktury państwa - obracają się wniwecz patriotyczne ideały, w których został wychowany. Wojna okazuje się nużącym doświadczeniem, uczącym obojętności wobec krwi, gwałtu i cierpienia.
W obliczu przeważających sił wroga jego pułk kapituluje, a on sam dostaje się do niewoli. Jak wspomina: Przez pierwszych parę dni prowadziliśmy sprzęt ze sobą. Jak psy warczały wokół nas motocykle konwoju. Z przyczepek mierzyły ku nam dziurkowane lufy sprzężonych cekaemów. Mijane wsie witały nas i żegnały niechętnym milczeniem. Cierpieliśmy dotkliwy głód. Kiedy wraz z pozostałymi jeńcami zostaje wyekspediowany w dalszą wędrówkę koleją, podejmuje udaną próbę ucieczki podczas jazdy. Znajduje schronienie w jednej z chałup w Prokocimiu. Kiedy następnego dnia wychodzi na miasto w cywilnym ubraniu, na jednej z niemieckich ciężarówek widzi wypisany kredą napis w łamanej polszczyźnie: "Polska nima!"