Główna postać i narrator powieści Wieniedikta Jerofiejewa Moskwa - Pietuszki.
Podług autocharakterystyki: najsmutniejszy ze wszystkich moczymordów, najniepoważniejszy ze wszystkich idiotów, ale i najposępniejszy ze wszystkich gównojadów. Dureń, demon i pleciuga. Według bardziej zobiektywizowanej opinii: trzydziestoletni mężczyzna, były brygadzista montażysta Okręgowej Dyrekcji Poczt i Telegrafów, który w pewien piątek - jak co tydzień - po raz trzynasty jedzie pociągiem do oddalonych od Moskwy o 120 kilometrów Pietuszek, gdzie ma na niego czekać poznana kilka miesięcy wcześniej dziewczyna, najukochańsza ze wszystkich puszczalskich, diablica o płowych rzęsach.
Relacja z podróży stanowi zarazem studium alkoholizmu głównego bohatera. Pijacki ciąg zaczyna się już w drodze na Dworzec Kurski. Na początek szklaneczka żubrówki, szklanka kolendrówki doprawiona dwoma kuflami piwa i dwie szklaneczki myśliwskiej. W pociągu tempo picia wzrasta, a różnorodność trunków oszałamia nawet trzeźwego. Mimo swego nałogu Wieniczka budzi sympatię. Zarówno czytelników, jak i współpasażerów zjednuje sobie dobrocią, wrażliwością, kulturą literacką oraz darem snucia interesujących opowieści, które często dotyczą jego pogmatwanego, obfitującego w niepowodzenia życiorysu. Kiedy miał dwadzieścia lat, swoją delikatnością naraził się czterem rówieśnikom, z którymi mieszkał w pokoju.
Ta delikatność, połączona ze wstydliwością i zdolnością do samoograniczania, wzbraniała mu bowiem załatwiać potrzeby fizjologiczne w taki sposób, by wiedzieli o tym inni. Poczytano mu to za wywyższanie się i dawanie do zrozumienia, że inni to parszywe bydlęta. Będąc zaś przez miesiąc brygadzistą wpadł na pomysł, by sporządzać wykresy intensywności picia alkoholu w pracy przez swoich podwładnych. Kiedy o jego inicjatywie dowiedzieli się zwierzchnicy, nie okazali zrozumienia dla pomysłowości nowego brygadzisty i zdegradowali go. Jak powiada sam Wieniczka: Mnie, melancholijnego księcia-analityka, pogrążonego z pasją w głębiach ludzkich dusz - mnie doły uznały za łamistrajka i kolaboranta, góra zaś za niezrównoważonego psychicznie wałkonia! Wieniczka przyrzekł więc sobie, że już nigdy nie będzie się starał wspinać po szczeblach drabiny społecznej.
Wolał degradację od bycia żeaznym pedrylem. Podczas jazdy do Pietuszek, wraz z pozostałymi pasażerami, usiłuje udowodnić, że wszystkie wybitne jednostki w historii ludzkości miały słabość do alkoholu. Nawet Goethe, który nie pił tylko dlatego, że kazał pić bohaterom swoich książek niejako na prawach zastępstwa. Tak więc Mefistofeles wypijał - a jemu, staremu kundlowi, było przyjemnie, Faust sobie golnął - a ten stary żłób już był wlany. Te pijackie rozmowy przerywa co jakiś czas kontrola biletów, przeprowadzana przez pijanego konduktora. Stan upojenia alkoholowego osiąga u Wieniczki taki stopień, że zdaje mu się, iż rozmawia z aniołami i szata- nem. Te pierwsze, będące uosobieniem wyrzutów sumienia, martwią się, że wypije za dużo i nie dojedzie do swego trzy- letniego synka. Szatan zaś kusi go, by wyskoczył w biegu z pociągu.
Wieniczka traci poczucie czasu i przestrzeni i w tym stanie wysiada z pociągu. Podział gdzieś walizkę, w której wiózł prezenty dla dziewczyny i synka, nie wie nawet, czy znajduje się w Moskwie, czy w Pietuszkach. Trudno również rozstrzygnąć, czy bijący go mężczyźni są realni, czy też stanowią wytwór pijackiej wyobraźni. Byłoby jednak dużym uproszczeniem sprowadzenie losów Wieniczki wyłącznie do pijackiego zwidu bądź opisu dezintegracji osobowości. Fantasmagoryczna relacja z podróży do Pietuszek stanowi zarazem literacką parabolę, mieszczącą w sobie zarówno opis degradacji kraju w czasach Breżniewa, jak i głębokie, a jednocześnie błyskotliwe rozmyślania historiozoficzne na temat Rusi, Rosji i Związku Radzieckiego. Podróż, będąca po części daremnym poszukiwaniem ideału, kończy się - niczym Proces Franza Kafki - zabójczym ciosem. Metalowe szydło przebija gardło Wieniczki.