Impuls rozwoju pozytywistycznej filozofii dał niewątpliwie August Comte. Tak w Polsce, jak i w innych krajach Europy filozofię Comte’a znano nie w jej wersji oryginalnej, lecz uproszczonej przez Johna Stuarta Milla i Herberta Spencera lub zmodyfikowanej przez Emila Littré. Romantyczne i autorytarne elementy tej doktryny nie przystawały do potrzeb 2. połowy wieku, toteż wszędzie Comte był raczej hasłem niż głęboką lekturą.
Podstawą pozytywistycznego poglądu na świat był scjentyzm i postęp. Na stronie tytułowej "Niwy" widniało hasło "Wiedza to potęga", a winietę "Przeglądu Tygodniowego" zdobiła "lokomotywa postępu". Z apologią nauki, koniecznego krytycyzmu wobec dotychczasowych ustaleń wiedzy, zalecanego empiryzmu i wnioskowania indukcyjnego w badaniach, zajmowania się faktami pozytywnymi, tj. bytami i zjawiskami faktycznymi oraz praktycyzmu jako celu poznania - wiąże się niechęć do zajmowania się problemami niemożliwymi do weryfikacji, jak metafizyka i prawdy objawione, do spekulatywizmu jako metody poznania i negatywizmu jako postawy badawczej, która nie wychodzi poza krytyczną analizę cudzych przekonań. Często sami jego wyznawcy sprowadzali sens pojęcia pozytywizmu tylko do krytycznej metody poznania, co zresztą nie przeszkadzało im zaraz potem twierdzić, iż wiedza wpływa na postęp moralny ludzkości, że powiększa dobrobyt materialny, jest przeto ważniejsza dla ludzi niż sztuka. Najważniejsze elementy scjentyzmu to: ewolucjonizm, organicyzm i utylitaryzm.
Były to centralne kategorie pojęciowe, które stale przywoływali pozytywiści, ilekroć rozważali rzeczywistość dawną, obecną i wyobrażaną czy planowaną w przyszłości; stanowiły fundament myślenia o formach rozwoju świata materialnego, cywilizacji, organizacji instytucji społecznych, o narodzie i tradycji wobec postępu, relacji jednostka-państwo, zasadach etyki. Dawały uzasadnienie teoretyczne dla programu pracy organicznej i pracy u podstaw, emancypacji kobiet oraz Żydów, dla różnych "wskazań politycznych", analiz "chwili bieżącej" i dywagacji na temat "oświata a moralność". Wyznaczały sposób rozumowania i kierunek perswazji w publicystyce społecznej, krytyce literackiej, w komentarzach narratorów utworów narracyjnych i w kreacji bohaterów literackich. Do nich odwoływali się w poważnych studiach filozoficzno-społecznych np. Aleksander Głowacki (B. Prus) jako autor Szkicu programu w warunkach obecnego rozwoju społeczeństwa (1883) i E. Orzeszkowa pisząc O wpływie nauki na rozwój miłosierdzia (1876) czy O Żydach i kwestii żydowskiej (1882).
Ewolucjonizm i organicyzm wyrastały z poglądów Karola Darwina i Her- berta Spencera i miały zastosowanie zarówno w interpretacji form istnienia materii, jak w socjologii, prawie, etyce i polityce. Darwin (O pochodzeniu gatunków..., 1859) sformułował prawo, które zachwyciło współczesnych prostotą i możliwością powszechnego zastosowania - wszelkie gatunki nie mają niezmiennych, gotowych postaci, ale stale się zmieniają pod wpływem determinant zewnętrznych, w wyniku walki o byt oraz doboru naturalnego. Każda forma istnienia jest ogniwem nieustannego procesu rozwoju. Pierwszy nakład dzieła Darwina rozszedł się podobno w jeden dzień, inne prace też były rozchwytywane i powszechnie dyskutowane na całym świecie, stąd znajomość za- sad teorii była wyjątkowo duża, a jego wpływ na mentalność epoki - nieporównywalny.
Dominacja nauk przyrodniczych wpłynęła na postrzeganie społeczeństwa przez pryzmat kooperacji komórek, tkanek i narządów w organizmach botanicznych i zoologicznych. I biologia, i socjologia wychodziły od analogii, próbując ustalić zasady istnienia i rozwoju organizmów społecznych. Teoria walki o byt w takiej optyce była mniej przydatna od teorii "wymiany usług" wzajemnych między częściami jednego organizmu. Znakomicie tę teorię przybliżył Prus, umieszczając w Emancypantkach wykład Dębickiego o gospodarczym i społecznym organizmie, jakim jest cukrownia. Za Spencerem rozwój rozumiano jako ustawiczny ruch, przechodzenie od stanów skupienia słabego do silnego, od form prostych do zróżnicowanych. Duże znaczenie miały spencerowskie objaśnienia praw rozwoju moralności, kiedyś opartej na poczuciu strachu przed siłą władzy, później demokratyzujące się.
Moralność kupiecka dąży do egoistycznego, maksymalnego zysku, ale społeczeństwo potrafi to nastawienie kontrolować i ograniczać. Pożytek jednostkowy i zbiorowy w warunkach społeczeństwa mieszczańskiego stanowią układ zgody. Dzięki takim poglądom możliwe było w Polsce mówienie o niezbędnych reformach gospodarczych z wykorzystaniem mieszczaństwa jako siły zdolnej je przeprowadzić, a także mówienie o społeczeństwie i jego potrzebach bez jednoczesnego myślenia o strukturze (własnego) państwa. Takie ogólne przesłanki myślowe patronowały programowi pozytywistów, który generalnie daje się sprowadzić do hasła "pracy organicznej" i - wynikającego z niej - hasła "pracy u podstaw".
Niektóre studia historyczno-pedagogiczne wskazują na dwie drogi, z których te hasła wyrosły: pozytywistyczna "praca organiczna" to przystosowana do nowych potrzeb idea rozwijana już od lat 40. w środowisku wielkopolskim, a "praca u podstaw" to zmodyfikowana wersja kierunku przemian, który zapoczątkowały reformy Aleksandra Wielopolskiego. Po klęsce powstania styczniowego - ostatniego bastionu romantycznego paradygmatu myślenia niepodległościowo-konspiracyjnego - hasła te nie miały alternatywy. Praca organiczna była propozycją całościowego uregulowania zasad życia organizmu społecznego. Określała konieczność harmonijnego rozwoju w sferze ekonomicznej, cywilizacyjnej, kulturowej.
W imię dobrobytu materialnego wszystkich klas i grup społecznych, postępu w sferze gospodarczej, społecznej i moralnej, odrobienia cywilizacyjnego zapóźnienia w stosunku do Europy, należało po- zbyć się marzeń o powstaniu, a w zamian wziąć się do pracy nad podniesieniem poziomu życia. W ramach myślenia organicystycznego praca jednostki dla siebie była czynem dla innych, bogacenie się jednostek przynosiło wymierne korzyści społeczeństwu. Słowo "praca" stało się pojęciem - zaklęciem, najczęściej używanym, niemal świętym. Praca dla zdrowego (harmonijnie rozwijającego wszystkie elementy życia materialnego i duchowego) organizmu społecznego podniesie nas cywilizacyjnie, pozwoli rozmawiać z rządami zaborczymi z silnej pozycji. Silny materialnie naród może stawiać skuteczny opór, słaby - co najwyżej znów zostanie przetrzebiony i zdeptany w kolejnym powstaniu. W istocie więc praca organiczna była programem narodowej walki na inną broń, programem uprzedniego przygotowania się do żądań narodowych, które mogą być skuteczne, o ile naród będzie miał siłę realną, a nie - jak dotąd - jedynie siłę moralną.
"Praca u podstaw" była częścią tego programu. Należy działać u fundamentów społeczeństwa i przejąć warstwę chłopską, oświecić ją i wykształcić, aby w samorządzie gminnym i krajowym była pożytecznym ogniwem. Oświata ludu to również umacnianie w nim poczucia polskości. W tej pracy powinna wziąć udział inteligencja i ziemiaństwo, a także kler. Nawet najbardziej liberalni pozytywiści i nawet w okresie największych sporów między "nauką a wiarą", nie występowali przeciw duchowieństwu, widząc w nim partnera w pracy u podstaw. Program ten nigdy nie zakrzepł w jednej formie. Realia gospodarcze, polityczne i ustrojowe w każdym zaborze były odmienne, co wpływało na kształt bieżących zadań oraz na wskazanie jego wykonawców. Postępujące uprzemysłowienie Królestwa i otwarte rynki zbytu w Rosji spowodowały, że inteligencja artykułowała potrzeby i przekonania sfer mieszczańskich. W zaborze pruskim praca organiczna dokonywała się wśród drobnomieszczaństwa oraz ludu wiejskiego, a gorliwym pracownikiem okazało się duchowieństwo.
Galicja była wciąż zapóźniona gospodarczo, siłą ekonomiczną i polityczną było ziemiaństwo, stąd organicyzm wchodził w alians z konserwatyzmem (język programów stańczykowskich i demokratycznych upodabniał się wyraźnie przy rozstrzyganiu konkretnych zadań ekonomicznych czy oświatowych, różnice dotyczyły za- sad światopoglądowych). Co więcej - program "pracy organicznej" modyfikowano w zależności od nowych realiów. Na przełomie lat 60. i 70. był to apel o aktywizm narodu. W latach 80. częściej się mówiło o obronie przemysłu krajowego, społeczeństwo stało się armią broniącą dobrobytu narodu przed obcym kapitałem oraz przed tymi, którzy planowali przewrót rewolucyjny. Z czasem hasło Samuela Smilesa, które głęboko wrosło w polskie myślenie (pomóż sam sobie), zostało wyparte przez inne: swój do swego po swoje. Takie motto drukowano w prasie wielkopolskiej, z czasem pojawiło się również w Galicji. Polski przemysł niech nam żyje! - wołano, widząc w podniesieniu gospodarczym kraju istotę "narodowych treści". Solidaryzm ekonomiczny widać w hasłach Popierajmy handel i przemysł krajowy! czy Kupujmy u swego i wyroby swojskie!
Apelatywna, aktywistyczna treść programów była początkowo skierowana do wewnątrz społeczeństwa, by pomóc mu znaleźć równowagę psychiczną po upadku "ostatnich nadziei"; później miała wymowę obronną lub agresywną, wyraźnie zbliżała się pojęciowo do ideologii nowoczesnego nacjonalizmu. Pozytywizm stworzył ety- kę pracy narodowej. Realizacja "pracy organicznej" była możliwa jedynie przy jednoczesnym poszerzeniu grupy wykonawców programu; przy opowiedzeniu się za równouprawnieniem Żydów oraz emancypacją kobiet.
Asymilacja kulturowa Żydów, podobnie jak oświata ludu, mogła dać społeczeństwu więcej świadomych obywateli, a w przyszłości - patriotów, którzy pług czy miarkę kupiecką zamienią na karabin. Program asymilacyjny zawiódł, zresztą nie tylko w Polsce. Pod koniec XIX wieku ideologia antysemicka była wyjątkowo silna na zachodzie Europy oraz w Rosji, na ziemiach polskich polegała raczej na ignorowaniu obecności Żydów w społeczeństwie. Prawa kobiet, o które tak się upominał Mill, stopniowo się poszerzały w sferze dostępu do nauki i do stanowisk pracy, choć niewątpliwie pozycja prawna kobiet (prawo małżeńskie, prawo majątkowe, prawo wyborcze) domagała się pilnych, nowoczesnych rozwiązań, co wszakże należało do kompetencji zaborczych władz państwowych.
W Polsce kwestia kobieca była stawiana jako element szerokiego programu organicznego. Kobieta stanowiła fundament rodziny, zaś rodzinę traktowano jako podstawę struktury społeczeństwa. Po upadku porządku feudalnego, po zaniku czy osłabieniu systemu rodów, stanów, cechów i korporacji, dotychczasowe hierarchie społeczne, które zapewniały porządek społeczny, zanikły. Jednostka stanęła wobec anonimowego, biurokratycznego tworu - państwa. Stąd rodzina winna być teraz podstawą stabilizacji i harmonii życia społecznego; z niej miały wychodzić na zewnątrz impulsy koordynujące postawy i zachowania w zbiorowościach większych. Przy tym rodzina (to można było mówić tylko poza cenzurą) powinna być również matecznikiem polskości, miejscem kultu ojczystej historii i kultury. Zabrali nam państwo, zabierają ziemię, musimy robić wszystko, aby polski stan posiadania utrzymać i powiększyć, musimy utrzymać domy i rodziny w poczuciu polskości. Nowoczesna matka-Polka miała przygotować dzieci do innych zadań niż jej babka. Warunkiem sukcesu w pracy organicznej było działanie jawne: legalizm i lojalizm.
Pozytywiści mieli jasną świadomość, że w Rosji potężnieje ideologia panslawizmu (tzw. zjazd słowiański w Moskwie, 1867 r.), a machina prusko-niemiecka zaostrza kurs germanizacyjny. Wiedzieli, że to silniejszy przeciwnik narzuca słabszemu reguły walki. Aby przetrwać, musieli uczynić wszystko co możliwe, by wykorzystać każdą szansę prawno-polityczną. Legalizm oznaczał wpasowanie własnych działań w system prawny, panujący w danym państwie. W zaborze pruskim i austriackim ustawowo zagwarantowane swobody były spore, choć więc za cichym przyzwoleniem centrali administracja terenowa je naruszała, nie traciły ogólnej mocy obowiązującej. Zabór rosyjski dawał znacznie mniejsze możliwości. Teoretykami legalizmu byli krakowscy stańczycy. Józef Szujski w ramach obrachunków z powstaniem sformułował sprzeciw wobec zasady liberum conspiro. Wraz ze Stanisławem Koźmianem, Stanisławem Tarnowskim i Ludwikiem Wodzickim ogłosili Tekę Stańczyka (1869) - cykl listów satyrycznych, w których idea prac nielegalnych, podziemnych została wyśmiana.
Broń satyry okazała się bardzo skuteczna, choć co kilka lat stańczycy musieli występować w roli "straży ogniowej" (sami tak się określali), gaszącej ogniska zapalne śmielszej myśli o niezależności. Z pozycji Galicji postawa legalizmu wyglądała jednak inaczej niż z perspektywy Warszawy. Jeszcze na początku lat 80. Świętochowski w sławnej wypowiedzi Wskazania polityczne przekonywał, iż państwo, w którego skład się wchodzi (Rosja), daje duże możliwości działań gospodarczych i cywilizacyjnych, więc należy wciskać się we wszelkie szczeliny, puszczać korzenie wszędzie. Po paru latach on również podjął działania nielegalne, gdyż szybko się okazało, że realizacja programu pracy u podstaw w granicach legalnych jest trudna. Opisała to E. Orzeszkowa w noweli A... B... C... Po kilkunastu latach okazało się, iż działania zaborców wymierzone w interesy Polaków nie są skutkiem konspirowania i powstań, lecz są elementem dalekosiężnych planów unifikacji żywiołu polskiego z państwami zaborczymi. Zadania literatury oraz sposób wartościowania utworów w okresie pozytywizmu były oparte na wskazanych wyżej przesłankach filozoficznych i sytuacji społeczeństwa polskiego.
Zerwano z romantyczną koncepcją natchnienia i rolą poety jako wizjonera, wieszcza i wodza oraz z estetyką uznającą idealny świat fantazji a także sztuki za piękniejszy i doskonalszy od rzeczywistości. Pozytywiści starali się naukowo wyjaśnić istotę procesu twórczego i stosunek literatury do rzeczywistości. Pomocna była tu psychologia asocjacjonistyczna J.S. Milla i teoria estetyczna Hipolita Taine’a. Według Taine’a twórca i dzieło nie istnieją w izolacji od rzeczywistości, są jej wytworem. Determinanty zewnętrzne to rasa, środowisko i moment dziejowy. Zadaniem sztuki jest pokazać jakąś cechę istotną dokładniej i jaśniej niż się ona przedstawia w przedmiotach rzeczywistych. Cecha ta ma być "znacząca" i "przeważająca"; piękno literatury zależy od tego, czy uwydatniona w nim cecha jest ważna i stała.
Bardziej wartościowe jest dzieło pokazujące typ dodatni, np. bohatera, od ujemnego, np. tchórza. Z psychologii asocjacjonistycznej pozytywiści zaczerpnęli arsenał pojęć dotyczących "genezy fantazji". Rozumieli ją jako zjawisko psychiczne, zależne od rzeczywistości zewnętrznej, jak środowisko, wychowanie, doświadczenie życiowe. Fantazja, według J. Ochorowicza, nie może stworzyć niczego, może tylko kombinować wrażenia, które odbiera z zewnątrz. Pojęcia kojarzą się na zasadzie podobieństwa oraz/lub styczności w czasie lub przestrzeni. Twórczość to przetwarzanie spostrzeżeń zmysłowych czy wrażeń w taki obraz, w którym czytelnik rozpozna własne doznania. Dzięki takim pojęciom pozytywiści potrafili dokładniej objaśnić tajemnice wielkich dzieł romantycznych niż poprzednia epoka. Byli przy tym bezlitośni dla grafomanów, epigonów i takich utworów, w których logika obrazu kłóciła się z regułami zmysłowych postrzeżeń bądź z realiami rzeczywistości. Od pisarza wymagali nauki i wiedzy - nauka wcale nie osłabia wyobraźni i fantazji. Umysł człowieka współczesnego nie może być karmiony upiorami, diabłami, czarnoksiężnikami, wiedźmami i gusłami. W miarę postępu cywilizacyjnego literatura musi się posiłkować wynikami nauki. Należy więc poznać naturę i społeczeństwo, znać jego potrzeby materialne i umysłowe, aby doń przemawiać. Literatura - według definicji najgłębszego umysłu krytycznoliterackiego epoki, P. Chmielowskiego - to ogół utworów ducha ludzkiego, wyrażających myśli, uczucia i ideały ludzkości lub pewnego narodu za pośrednictwem pięknego słowa.
Istota literatury to przetwarzanie rzeczywistości, poprzedzone jej dobrą znajomością, oraz psychologizm w procesie twórczym i w akcie komunikacji z odbiorcą. Program literacki pozytywistów bywał krytykowany i ośmieszany za to, że od literatury wymagano, by w ramach utylitarystycznego kierunku rozwoju społeczności stał się "dzielną dźwignią" tego rozwoju. W tych krytycznych ocenach jest sporo nieporozumień. Dla pozytywistów literatura miała sens bardzo szeroki i obejmowała tak twory fikcji, jak piśmiennictwo paraliterackie, a nawet naukowe. W ówczesnych warunkach politycznych literatura była nieomal jedyną płaszczyzną wymiany poglądów o "ważnych pytaniach epoki". Polakom zastępowała nieistniejący parlament, prasowe forum dyskusyjne itd. Musiała pełnić funkcje estetyczne oraz narodowe i społeczne. W pierwszej części okresu wysunięto wobec niej szereg żądań: poszerzenia skali tematyki o zagadnienia uznawane dotąd za "niemoralne" (pospolite i brzydkie w estetyce Kremera); przekonania społeczeństwa o konieczności odrzucenia romantycznego stylu myślenia; upowszechnienia założeń pracy organicznej oraz wykazania jej pożytków.
Dla tych celów nieprzydatna była liryka osobista, dobrze za to realizowała te zadania powieść współczesna o jawnych intencjach dydaktycznych (tzw. powieść tendencyjna) i komedia obyczajowo-społeczna. W drugiej części okresu odrzucono tzw. podmiotowość narratora, preferowano bezstronny realizm "przedmiotowy", z czasem nasycając go elementami estetyki naturalizmu. Chmielowski określił omawiany okres formułą czas pozytywizmu filozoficznego i realizmu estetycznego. O realizmie mówiono w kategoriach pożądanej prawdy odtworzonego obrazu rzeczywistości, odtworzenia wszechstronnego świata ludzi i natury, respektowania uważnej obserwacji we wszystkich objawach ludzkiego życia.
Pod wpływem scjentyzmu przed literaturą, a zwłaszcza przed powieścią, która w okresie dojrzałej fazy pozytywizmu osiągnęła najwyższy poziom artystyczny, postawiono zadanie naukowego badania i obiektywnego opisywania rzeczywistości. Utwór realistyczny miał zadania głównie poznawcze - miał dostrzec problem realnej rzeczywistości, aby postawić diagnozę. Konstrukcja fabuły i kreacja postaci ukazywały relacje przyczynowo-skutkowe. Obiektywizm obrazu zapewniała typowość postaw ludzkich w połączeniu z indywidualizacją, plastyczność opisu i prawdopodobieństwo rozwoju fabuły. W takim programie poezja znalazła się na drugim planie, podobnie jak dramat.